Przyjezdni przygotowali na derby z Pogonią plan, zgodnie z którym mieli przeczekać początek meczu i wyłączyć z gry Ediego Andradinę. Nieco schowani gdańszczanie zmusili gospodarzy do rozgrywania piłki, a tym po kilkunastu minutach zaczęło brakować pomysłu na przedostanie się w pole karne.
- Goście ustawili się w tyłach i nastawili na szukanie szans po kontratakach. Zmusili nas do budowania ataków pozycyjnych, co nie szło nam za dobrze. Nie wiedzieliśmy jak zagrać i dlatego pierwsza połowa była niemrawa. Edi faktycznie był wyłączony, ale to konsekwencja obrazu widowiska. Gdyby mecz otworzył się po naszym trafieniu, to pole manewru w przodzie byłoby większe - wskazał Grzegorz Bonin.
Lechia zneutralizowała zagrożenie ze strony Ediego, natomiast Pogoń kompletnie nie poradziła sobie z unieszkodliwieniem Abdou Razacka Traore. - Wiedzieliśmy, jak dużą jest indywidualnością i że piłka mu nie przeszkadza, mimo tego zrobił w poniedziałek różnicę. Stwarzał sytuacje, wyprowadził Lechię na prowadzenie - przyznał pomocnik Pogoni.
Po stracie gola Portowcy rzucili się do ataków, lecz nie przyniosły one wymiernego efektu. - Po przerwie zawalczyliśmy i nasza gra ruszyła. Pierwszy cios zadali jednak rywale i od tego momentu grało nam się trudniej. Lechia cofnęła się i zostawiła nam w przodzie niewiele miejsca. Konieczne było podjęcia ryzyka i stąd wzięło się wiele strat w przodzie, które są wkalkulowane w gonitwę za wynikiem. Powalczyliśmy o wyrównanie, stworzyliśmy sobie sytuacje, ale nic nie chciało wpaść - ocenił.
W doliczonym czasie gry Łukasz Surma skarcił wysuniętych w przodzie szczecinian drugim golem i oczywiste stało się, że Pogoń zejdzie z boiska pokonana. - Po meczu z lubinianami nie trzeba było nas sprowadzać na ziemię, bo twardo po niej stąpamy. Na inaugurację nasza skuteczność była na wysokim poziomie, a w poniedziałek - nie - przypomniał gracz Pogoni.