Piłkarze Śląska Wrocław nie będą miło wspominali rewanżowego spotkania z Buducnostią Podgorica. Od wrocławian oczekiwano zwycięstwa i pewnego awansu do III rundy eliminacji do Ligi Mistrzów - tym bardziej, że zespół z Wrocławia w stolicy Czarnogóry zwyciężył 2:0.
Mistrzowie Polski w środowym spotkaniu na Stadionie Miejskim we Wrocławiu szybko jednak stracili gola, a potem sami nie potrafili ulokować futbolówki w bramce. Do końca meczu kibice zgromadzeni na trybunach drżeli więc o wynik. - Nie ma słabych drużyn. W tym momencie cała reszta Europy dogoniła państwa, które były w ostatnich latach cały czas górą. Chociażby pokazał to mecz, gdzie mistrz Luksemburga wyeliminował mistrza Austrii. W naszym spotkaniu przede wszystkim szybko strzelona bramka przez drużynę z Czarnogóry ustawiła troszkę mecz, bo w nasze szeregi wkradła się niepotrzebna nerwowość i nie wyglądało to zbyt dobrze. Momentami nie potrafiliśmy wyjść ze swojej połowy, ale też stworzyliśmy sobie dwie, trzy sytuacje, które nie zostały przez nas wykorzystane. De facto przegraliśmy mecz, ale jesteśmy w następnej rundzie i to jest najistotniejsze - wspomina Rafał Grodzicki, stoper Śląska, który w spotkaniu z mało renomowanym zespołem z Czarnogóry miał bardzo dużo pracy.
Wrocławianie starają się już nie wracać do potyczki z Buducnostią. - O tym meczu najprawdopodobniej zapomnimy jak najszybciej po to, żeby być gotowym psychicznie do walki z mistrzem Szwecji - zaznacza Grodzicki. Ze Szwedami z Helsingborgs IF Śląsk rywalizować będzie już w najbliższą środę.
Środowego spotkanie dla Grodzickiego miało jednak specyficzny wymiar. Oto bowiem zaliczył on debiut na nowym stadionie w oficjalnym meczu w składzie WKS-u. - Przede wszystkim zabrakło mi zgrania. Nie mnie jednak oceniać moją postawę. Niech robią to inni, przede wszystkim trener. Mamy kilka dni czasu i na na pewno to spotkanie z Buducnostią będzie analizowane, będą wytknięte błędy, jak i te pozytywne zachowania - podsumował były kapitan Ruchu Chorzów.