Przed losowaniem ściskano kciuki, by Kolejorz trafił na zespół mniej egzotyczny, zwłaszcza że na tym etapie klasa sportowa poszczególnych rywali jest zbliżona i celem głównym jest wydanie jak najmniejszej sumy pieniędzy na wyjazd. Fortuna nie sprzyjała jednak poznaniakom i los zmusił ich do wyprawy aż pod chińską granicę. Tak daleko w swojej historii zespół ze stolicy Wielkopolski jeszcze nie jechał. Cztery lata temu lechici wylosowali wprawdzie Chazar Lenkoran (w ówczesnym Pucharze UEFA), ale droga do Azerbejdżanu była o 2 tys. km krótsza.
Teraz podopieczni Mariusza Rumaka polecą do Tałdykorganu. Sam szkoleniowiec sportowych plusów tej eskapady nie znalazł. - Pozytywów możemy szukać tylko biorąc pod uwagę kontekst społeczno-historyczny. Kazachstan to piękny kraj, wielu zawodników i ja nie mieliśmy jeszcze okazji w nim być. Niegdyś nasi rodacy jeździli tam z przymusu, bo byli zsyłani. Zapraszamy tych ludzi na mecz. Myślę, że dla wielu z nich zobaczenie w akcji polskiego zespołu będzie ciekawym wydarzeniem - powiedział.
Za logistykę azjatyckiej wyprawy odpowiada w dużej mierze kierownik Lecha, Dariusz Motała. - Trzeba przyznać, że wyniki losowania postawiły nas w niewygodnej sytuacji. Gorzej chyba trafić nie mogliśmy. Nie pozostaje nam jednak nic innego jak zmierzyć się z tym wszystkim. O wielu sprawach przekonamy się dopiero na miejscu. Mam nadzieję, że gorszy standard hotelu czy konieczność pokonania trasy z Ałmatów do Tałdykorganu nie wybije nas z rytmu i wrócimy do domu szczęśliwi, z awansem w ręku. Plusem jest to, że na wyjeździe rozegramy dopiero rewanż. To daje nam trochę więcej czasu na organizację.
Wiadomo już, że do Kazachstanu lechici udadzą się samolotem czarterowym. - To lepsze rozwiązanie, bo gdybyśmy zdecydowali się na lot rejsowy, to mielibyśmy ograniczone możliwości jeśli chodzi o pojemność bagażu. Ta kwestia ma duże znaczenie, bo zamierzamy zabrać własne wyżywienie i wodę - dodał Motała.
Przy tak egzotycznych wyprawach przywożenie ze sobą żywności stało się praktyką. - Nie możemy tego pozostawić w rękach losu. Zresztą podobnie jest nawet w obrębie Unii Europejskiej. Gdy kilka lat temu drużyna Udinese Calcio przyjechała na mecz do Poznania, to miała ze sobą własną wodę. Myślę, że to obrazuje rangę europejskich pucharów. W takich rozgrywkach nie można sobie pozwolić nawet na jeden procent niepewności. Jeśli chodzi o ewentualne korzystanie z miejscowych artykułów, to na pewno kierowalibyśmy się marką i kupowali tylko sprawdzone produkty - oznajmił kierownik Lecha.
Sam Tałdykorgan to niezbyt wielkie miasto. Zamieszkuje jest niemal 115 tys. osób (pięciokrotnie mniej niż Poznań), a położone jest w południowo-wschodniej części kraju. Od granicy z Chinami dzieli je zaledwie ok. 200 km. Warto zaznaczyć, że tylko 12 procent powierzchni Kazachstanu (tereny w pobliżu Morza Kaspijskiego) leży na Starym Kontynencie, a Lech pojedzie dużo dalej w kierunku wschodnim. To sprawia, że udział Żetysu w Lidze Europejskiej może być postrzegany jako swego rodzaju absurd.
Zespół Kolejorza musi się przygotować na zupełnie inne warunki klimatyczne niż w Polsce. O tej porze roku w całym Kazachstanie mamy niesamowite upały (temperatura sięga 40 stopni Celsjusza), a opady deszczu w zasadzie nie występują. - Panuje też duża wilgotność. Musimy się do tego przyzwyczaić i nie szukać usprawiedliwień w przypadku ewentualnego niepowodzenia - powiedział Bartosz Ślusarski, który miał już okazję gościć w tym rejonie. Było to w 2007 roku, gdy Groclin Grodzisk Wlkp., w którym wówczas występował, mierzył się z Pucharze UEFA z Tobołem Kostanaj.
Żetysu to klub z dość krótką historią. Powstał w 1981 roku i nie odnosił dotąd znaczących sukcesów. Największy zanotował w ubiegłym sezonie (2011), gdy został wicemistrzem kraju. W bieżących rozgrywkach (system wiosna - jesień) spisuje się już dużo słabiej i walczy o utrzymanie (zgromadził jedenaście punktów w piętnastu spotkaniach). Trenerem ekipy z Tałdykorganu jest Serb Slobodan Krcmarević, który ściągnął do klubu kilku swoich rodaków. To nie ich jednak mogą kojarzyć polscy kibice. Uważniejsi obserwatorzy zauważą w składzie Vule Trivunovicia, który w pierwszej połowie 2011 roku występował w Cracovii. Z kolei Azat Nurgalijew, Siergiej Skorych i Danijar Mukanow gościli w Polsce pięć lat temu, gdy przywdziewali barwy Toboła Kostanaj, który w Pucharze UEFA mierzył się z Groclinem.
Największa gwiazda przeciwnika Kolejorza to Edin Junuzović. 26-letni chorwacki napastnik strzelił w tym sezonie sześć goli, choć w ostatnim pojedynku z Aktobe Lento pojawił się na boisku dopiero od drugiej połowy. Kadra Żetysu w głównej mierze oparta jest na rodzimych piłkarzach. Oprócz kilku Serbów, wspomnianego Chorwata oraz pochodzącego z Bośni i Hercegowiny Trivunovicia, wszyscy pozostali to Kazachowie.