Sądeczanie przystąpili do tej konfrontacji bez swojego trenera. Robert Moskal został bowiem ukarany dwoma meczami zawieszenia, na co zapracował podczas derbów regionu. Wówczas arbiter wysłał szkoleniowca na trybuny za zbyt ekspresyjne komentowanie decyzji sędziów. Zastępczym sternikiem gospodarzy został zatem Stanisław Bodziony, trener bramkarzy, a w przeszłości zasłużony zawodnik biało-czarnych. Taka roszada na ławce Sandecji miała już miejsce w tym sezonie, a były to pojedynki przeciwko KS Polkowice i Termalice Nieciecza.
Rywalizacja nowosądeckiej drużyny z GieKSą zaczęła się bardzo spokojnie, można stwierdzić nawet, że ospale. Gra toczyła się głównie w środku pola, a akcje ofensywne pełne były chaosu oraz niedokładności. Większe chęci do zdobycia bramki wykazywali gospodarze, natomiast przyjezdni skupili się na uszczelnieniu defensywy. Dobrą okazją na objęcie prowadzenie Sandecja miała kwadrans od pierwszego gwizdka sędziego. Bartosz Wiśniewski zagrał w pole karne do Arkadiusza Aleksandra, ale snajperowi zabrakło kilku centymetrów i piłkę na rzut rożny wybił obrońca. Korner mógł zakończyć się golem, gdyż Jan Beliancin był bliski pokonania własnego bramkarza. Szczęśliwie dla niego zakończyło się tylko na strachu.
Nieco ożywienia w poczynaniach miejscowej jedenastki pojawiło się w 38 minucie. Lukas Janić z rzutu wolnego wrzucił piłkę w pole karne, tam Aleksander sprytnie zgrał ją klatką piersiową i… trafił w słupek. Szczęścia w tej akcji próbował jeszcze Tomasz Midzierski, ale jego strzał powędrował około metra nad poprzeczką. Była to najgroźniejsza sytuacja, jaką obie drużyny stworzyły sobie do przerwy.
Skrzydłowy zespołu z Nowego Sącza - Kamil Majkowski, dzięki swojej szybkości wprowadzał zazwyczaj sporo niebezpieczeństwa w szeregach obronnych rywali. Tym razem 23-latek również kilkakrotnie starał się przedrzeć pod bramkę GKS-u, ale trwało to tylko do czterdziestej minuty. Wówczas nabawił się bolesnego urazu, był opatrywany za linią końcową boiska i ostatecznie został zmieniony przez Bartosza Szeligę. Dynamiczny zawodnik opuszczał plac gry w asyście masażystów.
Kwadrans od rozpoczęcia drugiej połowy, groźnie zrobiło się pod bramką katowiczan. Najpierw po wykonaniu stałego fragmentu z narożnika boiska, na strzał zdecydował się Dariusz Gawęcki, a dobrą interwencją popisał się Jacek Gorczyca. Nieco później po dośrodkowaniu Janica znów strzelał Gawęcki, lecz po jego uderzeniu głową piłka nie wpadła do siatki tylko dlatego, że jeden z obrońców wybił ją z linii bramkowej. Chwilowa dominacja Sandecji wskazywała na objęcie prowadzenia, ale nie udało się gospodarzom udokumentować swojej przewagi.
W 61. minucie doszło do niecodziennej sytuacji, gdyż plac gry opuścić musiał kapitan sądeckiej drużyny - Jano Frohlich. Zazwyczaj doświadczony stoper ze Słowacji, obecny jest na boisku w pełnym wymiarze czasu, ale tym razem zmiana była wymuszona przez kontuzję przywodziciela. Tym samym w szeregach nowosądeczan, dwóch zawodników zostało wyeliminowanych z meczu przez urazy.
Im bliżej było do zakończenia ostatniego meczu w tym sezonie dla obu drużyn, tym mniej było składnych akcji, a coraz więcej przypadkowości i chaosu. Głównym sposobem na szukanie zwycięskiej bramki, jaki obrali sobie aktorzy tego widowiska, były strzały z dystansu. Takich uderzeń próbowali Sebastian Fechner, Wojciech Trochim oraz Paweł Leśniak z Sandecji. Wśród piłkarzy ze Śląska wykonawcami byli Przemysław Pitry, a także Damian Chmiel. Jednak w każdym przypadku zawiodła precyzja i spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem.
Sandecja Nowy Sącz - GKS Katowice 0:0
Składy:
Sandecja Nowy Sącz: Bieszczad - Makuch, Midzierski, Frohlich (61' Trochim), Fechner, Majkowski (40' Szeliga), Petran, Gawęcki, Janić, Wiśniewski (61' Leśniak) Aleksander.
GKS Katowice: Gorczyca - Farkas, Szymura, Cholerzyński, Pietroń (46' Wołkowicz), Chwalibogowski, Beliancin, Hołota, Gierczak, Chmiel (73' Stefański), Zachara (63' Pitry).
Żółta kartka: Fechner (Sandecja).
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).
Widzów: 2000