Ruszyły w przeciwne strony - relacja z meczu Pogoń Szczecin - Wisła Płock

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Walczące o zupełnie inne cele Pogoń i Wisła sprezentowały kibicom szybkie widowisko, z wieloma sytuacjami podbramkowymi. Zatriumfowała cierpliwość i konsekwencja gospodarzy, którzy w końcówkach połów wypunktowali płocczan. Ci, podobnie jak przed dwoma laty, wyjechali ze Szczecina jako drugoligowcy.

W tym artykule dowiesz się o:

Porażki w środku tygodnia zmniejszyły margines błędu Pogoni oraz Wisły niemal do zera. W niedzielę obie strony urządzało tylko zwycięstwo, które mogło przedłużyć szanse: szczecinian na awans, a płocczan na utrzymanie. Pula w bezpośrednim meczu była jednak na tyle ograniczona, że przynajmniej w jednej z szatni po ostatnim gwizdku musiała zapanować rozpacz. Świadomi sytuacji trenerzy postawili na ofensywnie usposobionych wykonawców. Ryszard Tarasiewicz posłał na skrzydła Roberta Kolendowicza oraz Adriana Budkę. Libor Pala powierzył misję zdobywania goli trójce: Biliński, Mosart, Ricardinho. Co istotne dla jakości widowiska odważne założenia przeszły w praktykę.

Sygnał do ataku dał Kamil Biliński, który po dynamicznym zbiegnięciu w kierunku końcowej linii, pomylił się przy próbie dośrodkowania. Więcej zdecydowania wykazał w 5. minucie Matar Gueye, który bez wahania huknął z powietrza obok słupka. Bramkarza płocczan Krzysztofa Kamińskiego mógł rozgrzać po chwili Emil Noll, jednak stojąc tuż przed bramką, fatalnie spudłował. Ataki szczecinian wraz z upływem minut były coraz groźniejsze. Tempo nadawali im zgodnie Kolendowicz i Takafumi Akahoshi. Japończyk po dwudziestu minutach dwukrotnie strzelił z dystansu, ale najpierw niecelnie, a następnie prosto w nogi bramkarza. "Kolenda" strzelał mniej, imponował natomiast dryblingami i wykładaniem futbolówki partnerom.

Pierwszym obdarowanym został Edi Andradina. Brazylijczyk otrzymał piłkę przed bramką Kamińskiego, lecz zwlekał z uderzeniem i został zablokowany. O ile zmarnowanie przez Brazylijczyka wspomnianej szansy można jakoś zrozumieć, to wyczynu Budki z 33. minuty nie sposób usprawiedliwić. Pomocnik po przepychance Kolendowicza i Kamińskiego stanął sam przed opustoszałą bramką, ale trafił w nogi jedynego stojącego w pobliżu defensora.

Limit farta Nafciarzy skończył się w 36. minucie. Po kolejnym już dośrodkowaniu Kolendowicza z lewego skrzydła miejsce na długim słupku znalazł sobie Edi i z najbliższej odległości dosłownie wkopał piłkę pod poprzeczkę. Płocczanie po stracie gola przebudzili się, ale stać ich było zaledwie na niecelne uderzenie Bilińskiego.

Edi Andradina otworzył wynik niedzielnego starcia
Edi Andradina otworzył wynik niedzielnego starcia

Wisła potrzebowała czasu, by rozkręcić się także po przerwie. Bierność podopiecznych Pali mogła zostać ukarana po rozegraniu Budki i Akahoshiego, lecz ten drugi, niepilnowany na piętnastym metrze, wystrzelił piłkę nad poprzeczkę. W 57. minucie Kolendowicz i Vuk Sotirović wybiegli naprzeciw dwóm Nafciarzom. Skrzydłowy wybrał jednak najgorszy z możliwych wariantów - chciał obsłużyć asystą Serba, ale oddał piłkę pod nogi Damiana Jaronia. Pogoń dominowała i praktycznie co kilka minut marnowała stuprocentową szansę na podwyższenie prowadzenia. Donald Djousse przegrał pojedynek oko w oko z bramkarzem, a Edi z linii pola karnego nie zmieścił futbolówki po właściwej stronie słupka. Płocczanie zrewanżowali się uderzeniem Mosarta w ręce Janukiewicza oraz wyśmienitą szansą Gueye, który z bliska trafił głową w słupek.

Pechowe pudło Senegalczyka okazało się znamienne w skutki. 81. minuta przyniosła kres festiwalu niedokładności w wykonaniu Pogoni. Bartosz Ława zatańczył przed polem karnym, oszukał jednego z defensorów i z aptekarską precyzją strzelił do siatki. Jeżeli Wisła po strzale kapitana Pogoni nie była jeszcze na kolanach, to padła na nie w 88. minucie po wykończonej na raty sytuacji sam na sam Djousse. Po utracie trzeciego gola przyjezdni padli na murawę, świadomi końca przygody z pierwszoligowym frontem. Na trybunach przy Twardowskiego rozpoczęła się fiesta. Pogoń ponownie znalazła się o krok od awansu. Wywalczą go, jeśli za tydzień zatriumfują w Gdyni.

Po meczu powiedzieli:

Trener Wisły Płock, Libor Pala: Gdybym był dziennikarzem, to zmieniłbym tytuł relacji z tego meczu na Pogoń kontra Kamiński. Wyszliśmy na boisko z kilkoma niedoświadczonymi zawodnikami i było to widoczne. Mieliśmy swoje szanse po przerwie, a nawet trafiliśmy w słupek. Mecz po naszym trafieniu mógł być ciekawszy, ale nie wykorzystaliśmy tych sytuacji i mogliśmy tylko czekać na szczęście.

Trener Pogoni Szczecin, Ryszard Tarasiewicz: Od kilku meczów gramy dobrze, w niezłym tempie. Stwarzamy sytuacje podbramkowe i także w niedzielę ich nie zabrakło. Gdyby Wisła trafiła do siatki zamiast w słupek, to mogłoby być różnie. Chwała drużynie, że zagrała cierpliwie. Po zwycięstwie wciąż liczymy się w walce o awans.

Pogoń Szczecin - Wisła Płock 3:0 (1:0) 1:0 - Andradina 36' 2:0 - Ława 81' 3:0 - Djousse 88'

Składy:

Pogoń: Janukiewicz - Hricko, Noll, Williams, Frączczak, Budka (62' Ława), Golla, Akahoshi, Andradina, Kolendowicz (77' Pietruszka), Sotirović (59' Djousse).

Wisła: Kamiński - Zembrowski, Wyczałkowski, Radić, Jaroń, Nadolski, Hiszpański (60' Patryk Kamiński), Ricardinho, Gueye, Mosart (79' Zagurskas), Biliński (55' Joao Paulo).

Żółte kartki: Noll (Pogoń) oraz Nadolski (Wisła).

Czerwona kartka: Nadolski /90+3' za drugą żółtą/ (Wisła).

Sędzia: Marek Opaliński (Lubin).

Widzów: 5100.

Źródło artykułu: