Górnik Zabrze długo utrzymywał jednobramkowe prowadzenie z Podbeskidziem Bielsko-Biała, po trafieniu Prejuce'a Nakoulmy z rzutu karnego. Losy spotkania ważyłyby się zapewne do samego końca, gdyby nie zmiana, jakiej Adam Nawałka dokonał w 71. minucie gry. Szkoleniowiec śląskiej drużyny ściągnął z boiska Arkadiusza Milika, wprowadzając do gry Marcina Wodeckiego.
Były król strzelców rozgrywek Młoda Ekstraklasy znacznie ożywił poczynania górniczej jedenastki i już dziesięć minut po wejściu na plac gry wykończył szybką kontrę zabrzan, podwyższając wynik na 2:0. Na tym jednak nie koniec popisów "Pszczółki", który dwie minuty później znów wpisał się na listę strzelców po kolejnym szybkim kontrataku. W końcówce wychowanek Energetyk ROW Rybnik mógł zapisać na swoim koncie jeszcze asystę, ale dobrą sytuację zmarnował debiutant Daniel Barbus.
Po końcowym gwizdku sędziego skrzydłowy drużyny z Roosevelta nie posiadał się ze szczęścia. - Dostałem szansę i myślę, że ją wykorzystałem. Długo czekałem na pierwsze bramki w tym sezonie. Dzięki Bogu, że trafiłem aż dwa razy, bo teraz będzie mi na pewno lżej. Cieszyłbym się, gdyby udało się podtrzymać dobrą passę w końcówce sezonu i w kolejnych meczach też coś ustrzelić - przyznaje Wodecki.
Dla 24-letniego pomocnika występ przeciwko Góralom był powrotem na boisko po dwóch tygodniach przerwy. W poprzedniej kolejce zabrzanie mierzyli się na wyjeździe z Jagiellonią Białystok, ale gracz zabrzan całe spotkanie przesiedział na ławce rezerwowych. - Grałem w ostatnich meczach bardzo niewiele. W tym meczu wszedłem z nadzieją, że uda mi się pomóc drużynie. Strzeliłem dwie bramki, ale bez pomocy chłopaków na pewno by mi się to nie udało - przekonuje szczęśliwy strzelec.
Za ustrzelony dublet Wodecki otrzymał od Stanisława Sętkowskiego dorodnego białego koguta. - Stęskniłem się już za tym smakiem. Myślę, że na niedzielny obiad pójdą skrzydełka - puentuje ze śmiechem gracz drużyny 14-krotnych mistrzów Polski.