To może być naszym gwoździem do trumny - rozmowa z Robertem Podolińskim, trenerem Dolcanu

 / Piłka nożna
/ Piłka nożna

Dolcan Ząbki w trzech meczach rundy wiosennej zdobył raptem jeden punkt. Zdobycz ta nikogo w podwarszawskim klubie nie zadowala. Wszak podopieczni Roberta Podolińskiego plasują się w strefie spadkowej i punktów potrzebują jak powietrza.

Marcin Ziach: Punkt zdobyty w trzech meczach zadowalać pana nie może.

Robert Podoliński: To znacznie mniej, niż sobie wyobrażałem przed startem tej rundy. Zdecydowanie tak i tutaj nawet nie ma co polemizować. Nasza gra nie była zła, ale punktów mamy jak na lekarstwo i to powinno nas martwić.

Czego zatem Dolcanowi brakuje, by pokazać pełnię potencjału tej drużyny?

- My chyba nie jesteśmy mentalnie przygotowani do wygrywania całych spotkań. Wiele razy w tej rundzie mieliśmy mecz na tacy i byliśmy zespołem dominującym, a przegrywamy czy remisujemy mecz tylko dlatego, że rywal był bardziej zdeterminowany do tego, żeby strzelić bramkę niż my.

Pana zawodnicy coraz częściej zwalają winę na jakieś tajemnicze fatum i pecha, które prześladują tę drużynę.
-

Pechowo przegrywamy w Stróżach, pechowo remisujemy w Łęcznej. Ostatnio pechowo dostaliśmy łomot w Katowicach. Jak tak dalej pójdzie, to pechowo spadniemy z ligi, ale kto będzie o tym pamiętał?

Kiedy rok temu przychodził pan do Ząbek, drużyna była praktycznie skazana na degradację. Dziś znów Dolcan jest w strefie spadkowej.

- Na dzień dzisiejszy wygląda to lepiej, niż wówczas kiedy do Ząbek przychodziłem. Przede wszystkim zachowujemy kontakt z resztą stawki, a wtedy wielu już postawiło na nas krzyżyk. Trzeba jednak powiedzieć, że jeszcze 2-3 takie mecze jak ostatnio i nasza sytuacja będzie identyczna z tą sprzed roku. Ani czasu, ani możliwości na straty punktowe już nie mamy. Przed nami bardzo ciężkie mecze z Zawiszą i Wisłą Płock, które w przeciwieństwie do nas na wiosnę punktują. Musimy jednak patrzeć tylko na siebie i w końcu się przełamać.

Zna pan receptę na to, by Dolcan uleczyć i wszczepić w ten zespół mentalność zwycięzców?

- Recepta jest prosta, bo wystarczy tylko wygrać mecz. Jestem przekonany, że temu zespołowi do przełamania potrzeba tylko premierowego zwycięstwa. W piłkę gramy dobrze, zewsząd spływają na nas pochwały, ale musimy zacząć wygrywać. Jak to nam się uda, to o utrzymanie będę spokojny. O atmosferę nie będzie trzeba jakichś zabiegów i wielkich starań. Trzy punkty w tym wypadku zdziałają cuda.

Pierwsze zwycięstwo będzie dla was impulsem ku utrzymaniu?

- Jestem o tym przekonany. Temu zespołowi nie potrzeba wiele, bo wszystko jest kompletne. Musimy po prostu podnieść z boiska trzy punkty, bo nikt tego za nas nie zrobi.

Sportowo Dolcan po zimowym okresie przygotowawczym w pana opinii wygląda jak należy?

- Z tego co widziałem w trzech dotychczasowych meczach ligowych, to tak. Wynik sportowy jest znacznie poniżej tego, co prezentowaliśmy na boisku, ale za ładną grę punktów się nie dostaje. Trzeba strzelać bramki i wygrywać mecze, a nam to na razie nie wychodzi.

Z przygotowaniem fizycznym nie chce współgrać psychika.

- To w Ząbkach bardzo złożony temat, bo ta drużyna chyba czwarty sezon walczy o utrzymanie i dotychczas zawsze się to Dolcanowi udawało. To się zaczyna robić przeklęta ziemia, jak na Cracovii. Czy w tym sezonie znowu się uda utrzymać - jestem pełen wiary, że tak. Pod warunkiem, że zaczniemy grać skutecznie.

Skuteczność szwankuje od początku tej rundy. Co zrobić, by zespół odmienić?

- Ani piłkarsko, ani pod kątem przygotowania fizycznego rywalom nie ustępujemy. Może nawet momentami, to my bardziej na boisku dominujemy, ale nie strzelamy bramek, więc co mam teraz zrobić? Krótka recepta. Musimy wygrać mecz i wtedy będzie lepiej.

Zimowe transfery zaskakują pana in plus czy in minus?

- Oczywiście, że na plus. Jestem bardzo zadowolony z postawy tych chłopaków. To są młodzi zawodnicy, których ściągamy gdzieś z II-III ligi i zespołów Młodej Ekstraklasy różnych klubów u nas dostają szansę i grają regularnie. Inni wchodzą na zmiany i potrafią odmienić oblicze zespołu. Widać, że kierunek, który obraliśmy jest słuszny.

Mała kuźnia młodych talentów rodzi się w Ząbkach.
-

Tylko na to nas stać. Nie możemy pozwolić sobie na to, żeby sięgnąć po jakiegoś zawodnika z klubów ekstraklasy za ogromne pieniądze. Zresztą kierunek w piłce jest taki, że pieniądze się bardzo oszczędza. Nie sądzę, żeby którykolwiek klub w najbliższych latach powtórzył w tej lidze budżet Pogoni Szczecin z tego sezonu. W naszej sytuacji trzeba umieć stawiać na młodych zawodników, ze wskazaniem na Polaków. Wolę polskie perełki do oszlifowania, niż miernych obcokrajowców.

Przed meczami z Zawiszą Bydgoszcz i Wisłą Płock jest pan mniejszym optymistą niż był pan przed startem rundy wiosennej?

- Ja cały czas jestem optymistą i nic tego nie zmienia. Mam nadzieję, że oba te mecze wygramy i fatum się odwróci. Prawdę mówiąc, to oglądając te trzy mecze ciężko być pesymistą. Naprawdę niewiele nam brakuje, ale to niewiele może okazać się przysłowiowym gwoździem do trumny, jeżeli się nie przebudzimy. Możemy się po spadku mętnie tłumaczyć, że: "tu nam zabrakło niewiele", "tam był lepszy zespół", ale z tego nikt nas nie będzie rozliczał. Liczy się wynik, liczba punktów i miejsce w tabeli.

Źródło artykułu: