Były gracz Górnika i Cracovii: Pasom na boisku brakuje serca i jaj...

W ostatnich latach nie brakowało zawodników łączących Górnika z Cracovią i Cracovię z Górnikiem. Jedną z najwyrazistszych postaci w tym gronie był bez wątpienia Jacek Wiśniewski, który dobrze wie, czego dziś brakuje drużynie ze stadionu przy Kałuży.

Dziewięć punktów i sześć pozycji w tabeli T-Mobile Ekstraklasy dzieli obecnie Cracovię i Górnika Zabrze. W piątkowy wieczór oba kluby zmierzą się w walce o ligowe punkty, które mogą mieć kluczowe znaczenie dla ich dalszych losów.

Wśród kibiców, którzy pojawią się na trybunach krakowskiego stadionu w trakcie piątkowych zawodów, nie mogło zabraknąć Jacka Wiśniewskiego, byłego gracza Górnika i Cracovii. - Wybieram się na stadion, bo innej opcji po prostu nie było. Sercem będę za Górnikiem, bo to mój klub. W Cracovii tylko pracowałem i nigdy tego nie ukrywałem - przyznaje "Wiśnia" w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Oba zespoły w ligowej klasyfikacji dzieli przepaść. - Górnik gra nieźle, a pozycja Cracovii chyba nikogo dziwić nie może. Chociaż grałem w tym klubie tylko dlatego, że otrzymałem stamtąd dobrą ofertę pracy, to zawsze zostawiałem na boisku serce i dawałem z siebie wszystko. Dzisiaj tej drużynie brakuje i serca, i jaj, które na boisku trzeba pokazać, żeby się w tej lidze liczyć. Nie ma tam zawodników z charakterem - przekonuje Wiśniewski.

W barwach Pasów doświadczony defensor przeciwko Górnikowi występował trzykrotnie. Z ówczesnych pojedynków, dwa w szczególny sposób zapisały się w pamięci "Wiśni". - Pamiętam mecze z sezonu 2006/07. Najpierw jesienią przegraliśmy wysoko w Zabrzu 1:5, a na wiosnę w rewanżu pokonaliśmy Górnika 3:1, wszystkie bramki strzelając w pierwszej połowie. Ja zagrałem wtedy na prawej pomocy i zaliczyłem trzy asysty - wspomina charakterny zawodnik.

Pogrom Pasów w Zabrzu stał dla Wiśniewskiego także pod znakiem wzruszającej sceny, kiedy zawodnika w barwach Cracovii na boisko przy Roosevelta wyprowadził ubrany w trójkolorowy trykot Górnika jego syn. - Pamiętam, że wtedy w wywiadach mój synek mówił, że nie chce ze mną wychodzić na boisko, bo ma we krwi Górnika i nie chce wyprowadzać krakusa - dodaje ze śmiechem ulubieniec trybun przy Roosevelta.

Na stadion przy Kałuży charyzmatyczny obrońca trafił nie bezpośrednio z Górnika, lecz ze Szczakowianki Jaworzno. O jego transferze do Krakowa decydował aspekt finansowy. - Po spadku Szczakowej pojawiła się opcja powrotu na Śląsk, ale co tu dużo mówić, zaważyły pieniądze. Kiedy dzisiaj czytam, że ten czy inny zawodnik podpisując kontrakt z Cracovią, opowiada, że przechodzi do tego klubu nie z powodu dobrej oferty finansowej, a dla awansu sportowego, to chce mi się śmiać - nie ukrywa Wiśniewski.

W jego sytuacji przeprowadzka do Krakowa wyglądała inaczej. - Po podpisaniu kontraktu z Cracovią zawsze mówiłem, że przychodzę do tego klubu tylko i wyłącznie dla pieniędzy. Będę zostawiał serce na boisku i zap.......ł ze wszystkich stron, bo za taką kasę nie może być inaczej. Teraz jest tak samo, bo piłkarze Cracovii zarabiają bardzo dobrze i powinni mówić o tym otwarcie, że przychodzą do Krakowa, żeby zarobić. W ligach zachodnich nikt tego nie ukrywa, a tutaj jest takie pierdzielenie, typu: "idę rozwijać się sportowo do klubu, który ciągle walczy o utrzymanie". A nie o to przecież chodzi - wskazuje 37-letni zawodnik Rozwoju Katowice.

Jak Wiśniewski zapatruje się na wynik piątkowej potyczki? - Faworyt jest jeden i wygrać ten mecz może tylko Górnik. A Cracovia? Cracovia niech wreszcie coś pokaże i powalczy - puentuje pochodzący z Gliwic zawodnik.

Źródło artykułu: