Białostoczanie tej wiosny strzelili tylko jedną bramkę, goli stracili siedem, a oczko wyrwać udało im się tylko słabiutkiej Cracovii. W poniedziałek gracze Hajty po miernej grze przegrali przy Konwiktorskiej z Polonią i mają na swoim koncie już tylko sześć punktów więcej od zajmującego piętnastą lokatę Łódzkiego Klubu Sportowego.
- Wciąż wierzę w tą drużynę, mamy ciekawy zespół - zapewnia szkoleniowiec Jagiellonii. - Rozmiarami porażki przy Konwiktorskiej jestem zdruzgotany. Po raz kolejny mieliśmy przykład tego, że mecz trwa dziewięćdziesiąt minut, a nie sześćdziesiąt czy siedemdziesiąt. Przy stanie 1:1 mieliśmy kilka dogodnych sytuacji, których nie potrafiliśmy jednak wykorzystać, za co zostaliśmy potężnie skarceni - nie kryje były reprezentant Polski.
Jego zespół w stolicy bramki tracił po indywidualnych błędach. Przy pierwszym trafieniu poślizgnął się Alexis Norambuena, a Thiago Cionek i Luka Gusić ze spokojem przyglądali się, jak piłkę do siatki pakuje Edgar Cani. Przy kolejnym golu złe ustawienie linii defensywnej wykorzystali Władimir Dwaliszwili oraz Paweł Wszołek, a w samej końcówce po długiej piłce białostockim obrońcom uciekł Łukasz Teodorczyk.
- Tak naprawdę ciężko jest coś powiedzieć po takiej porażce, bo popełniliśmy błędy, które zaowocowały bramkami dla rywali, a gdy sami stwarzaliśmy sytuacje, to brakowało wiary w to, że można tego gola w Warszawie strzelić. Nie zamierzam wymyślać żadnych teorii, bo i tak zostanie to obrócone w taki sposób, w jaki każdy chce. Przy remisie pogubiliśmy się i zagraliśmy totalny chaos, zamiast cofnąć się i pozwolić przeciwnikom na ataki - przyznaje Hajto.
On sam także jednak drużynie nie pomógł, w 82. minucie przeprowadzając podwójną zmianę, która spowodowała ogromne zamieszanie w szeregach Jagiellonii. Na murawie w miejsce Norambueny i Tomasza Kupisza pojawili się Tomasz Frankowski oraz Jan Pawłowski, białostocki zespół nie zdążył przegrupować szyków i błyskawicznie skarcony został trzecim trafieniem, które gospodarze zaliczyli po wzorowym wyprowadzeniu kontrataku.
- Ten mecz fragmentami pokazał, że jesteśmy w stanie grać fajną piłkę - nie ma wątpliwości Hajto. Jego zdaniem kluczowe dla losów spotkania było to, że białostoczanie po doprowadzeniu do wyrównania nie byli w stanie zachować zimnej krwi. - Jak na wyjeździe grając z zespołem o mistrzowskich aspiracjach strzela się gola na 1:1, to trzeba mieć trochę mądrości, cofnąć się i ustawić na grę z kontry, szczególnie przy naszych szybkich, niskich i zwrotnych piłkarzach - podkreśla początkujący szkoleniowiec.
Rozwagi Jagiellonii jednak zabrakło i po czterech wiosennych kolejkach statystyki są dla Hajty druzgocące. Żaden zespół w T-Mobile Ekstraklasie tegorocznych rozgrywek nie rozpoczął tak słabo, więcej oczek na swoim koncie zgromadził nawet budowany w kilkanaście dni ŁKS. W najbliższy weekend białostoczanie zagrają na własnym boisku z Lechem i kolejna porażka sprawi, że trenerska przyszłość byłego reprezentanta Polski stanie pod znakiem zapytania.