23-letni bramkarz został bohaterem Jagi, wychodząc w ostatnim kwadransie obronną ręką z zagrożenia ze strony Aleksejsa Visnakovsa i Vladimira Boljeivicia. Zastrzega jednak, że nie chce narzucać się selekcjonerowi: - To był sygnał bardziej dla mnie, że w końcu czułem się dobrze w bramce, ale nie mogę popaść w samozachwyt. Pozostaje mi ciężko pracować i być może w maju się zdziwię? Czemu nie? Każdy z nas ma gdzieś w tyle głowy takie marzenia.
Sandomierski jest wypożyczony do Jagiellonii z Racingu Genk, w którym rundę jesienną spędził na ławce rezerwowych. Po jego powrocie do Polski pojawiły się głosy, że od nowa będzie musiał pracować na pozycję sprzed wyjazdu do Belgii. - Nie czuję, że muszę coś komuś udowadniać albo bronić jeszcze lepiej - mówi i dodaje: - Nieważne jest dla mnie, co o mnie mówią. Dla mnie liczy się zdanie trenera Hajty i trenera Jankowskiego.
Dzięki remisowi na Cracovii Jagiellonia zdobyła pierwszy punkt na wiosnę. Tydzień wcześniej przegrała w Kielcach z Koroną 0:2. - Szanujemy ten punkt, bo wynik mógł być inny. Gra toczyła się do ostatniego gwizdka. Gratulacje należą się też Wojtkowi Kaczmarkowi, który wybronił Cracovii to "0" z tyłu. Po to tam jesteśmy między słupkami, żeby bronić. Która interwencja sprawiła mi najwięcej kłopotów? Wszystkie były trudne. Piłka płatała figle, bo nie dość, że było mokro, to jeszcze wiał silny wiat, więc trzeba było być skoncentrowanym przy każdym uderzeniu. Nie dzielę interwencji na łatwiejsze i trudniejsze. Troszkę szczęścia też trzeba mieć, jak przy tej sytuacji, kiedy wypuściłem z rąk piłkę po strzale Boljevicia. Wykonaliśmy plan minimum założony na Cracovię, a teraz czas na wykonanie planu maksimum, czyli zwycięstwo u siebie z Ruchem Chorzów - zapowiada bramkarz Jagi.