Piłkarze Jaroty nie przyjechali do Sosnowca z myślą o murowaniu bramki. - W tym spotkaniu interesowały nas tylko punkty - zapewniał Paweł Lisiecki, były gracz Zagłębia, a obecnie prawy obrońca drużyny z Jarocina. Nie były to puste słowa, bo jego koledzy na Stadionie Ludowym zaprezentowali się bardzo dobrze. Dzięki niezłej organizacji gry i pomysłowo konstruowanym akcjom ofensywnym, byli równorzędnym przeciwnikiem dla faworyzowanych rywali, którzy wydawali się zaskoczeni tym, co dzieje się na boisku.
W pierwszej połowie możemy jednak mówić o względnej przewadze Zagłębia. Na lewej stronie boiska nieźle radzili sobie Tomasz Łuczywek i Adrian Pajączkowski, ale kiedy nadchodził moment finalizowania akcji, to albo niecelnie dogrywali, albo ich podań nie potrafili zamienić na bramki koledzy z ataku. Goście odpowiadali groźnymi kontrami, niezwykle aktywny był z przodu Maciej Piątek. Słabo spisywał się Jacek Pacyński, jednak rolę lidera zespołu przejął od niego Jakub Smektała. Jeżeli coś dobrego działo się w ofensywie Jaroty, to brał w tym udział młody napastnik, którym kiedyś interesowała się Wisła Kraków.
Szczególnie dobrze Smektała spisywał się na początku drugiej połowy, w której goście zepchnęli sosnowiczan do głębokiej defensywy. I kiedy wydawało się, że w końcu otworzą wynik, stracili bramkę. Wszystko przez Radosława Hołubca, który po raz kolejny w tym meczu źle ocenił sytuację i niepotrzebnie wychodził przed pole karne. Za pierwszym razem mu się upiekło, bo piłkę zmierzającą do pustej bramki zablokował jeden z obrońców. Jednak w 59. minucie zimną krwią wykazał się wprowadzony w drugiej połowie Krzysztof Myśliwy i nikt już nie zdołał naprawić błędu Hołubca. - Szczerze mówiąc, byłem zaskoczony tym, że nie grałem od początku. Mam nadzieję, że tym trafieniem przybliżę się do wyjściowej jedenastki - mówił po meczu zadowolony strzelec bramki.
Do uzyskania korzystniejszego wyniku Jarocie zabrakło przede wszystkim doświadczenia i umiejętności. Bo też lepsze sytuacje niż stworzyli w tym spotkaniu podopieczni Czesława Owczarka, trudno sobie wyobrazić. Sam Smektała mógł strzelić przynajmniej dwie bramki, jednak najpierw jego uderzenie z kilku metrów zablokowali obrońcy, a później trafił tylko w boczną siatkę. Wyśmienitą okazję zmarnował też Kamil Stefaniak, który w polu karnym nie trafił w piłkę. Popełniający wiele błędów sosnowiczanie mieli naprawdę dużo szczęścia, bo gdyby nie rozregulowane celowniki rywali, wynik na pewno nie byłby dla nich tak korzystny.
Piłkarze z Jarocina pokazali, że pewnie urwą punkty niejednemu faworytowi. Być może ich gra stanie się jeszcze ciekawsza, gdy będą mogli liczyć na pomoc Davida Paku Tsheli i Michaela Sanni'ego. Obaj piłkarze oglądali spotkanie z trybun, kilka razy łapiąc się za głowy po zmarnowanych sytuacjach swoich kolegów. Bez nich Jarota ma zdecydowanie za krótką ławkę rezerwowych, by liczyć na coś więcej niż spokojne utrzymanie w lidze. Wyższe cele ma Zagłębie, jednak prezentując tak kiepską skuteczność i brak zgrania, jak w sobotnim spotkaniu, ciężko będzie podopiecznym Piotra Pierścionka myśleć o awansie do wyższej klasy rozgrywek. - To dopiero początek sezonu, z każdym meczem nasza gra będzie wyglądała lepiej - zapewnia Myśliwy i pozostaje tylko mu wierzyć.
Zagłębie Sosnowiec - Jarota Jarocin 1:0 (0:0)
1:0 – Myśliwy 59'
Składy:
Zagłębie Sosnowiec: Gostomski - Bartos, Białek, Marek, Łuczywek, Wolny, Kłoda, Cygnar, Pajączkowski (46' Błażejewski), Bałecki (86' Berliński), Smółka (46' Myśliwy).
Jarota Jarocin: Hołubiec - Lisiecki, Garbarek, Czabański, Grzegorzewicz, Kosiński (64' Kryś), Idzikowski, Pacyński (71' Stefaniak), Sowiński, Smektała, Piątek.
Żółte kartki: Czabański, Grzegorzewicz (Jarota) oraz Bartos, Kłoda (Zagłębie).
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).
Widzów: 2500.
Najlepszy piłkarz Zagłębia: Krzysztof Myśliwy.
Najlepszy piłkarz Jaroty: Jakub Smektała.
Piłkarz meczu: Krzysztof Myśliwy.