Ariel Borysiuk 30 stycznia przechodził testy medyczne w Club Brugge. Wieczorem tego dnia podczas oficjalnego spotkania z władzami klubu miał podpisać kontrakt. Zawodnikowi nie spodobał się jednak Jan Breydelstadion oraz jego otoczenie, poinformował działaczy, że rezygnuje i udaje się do Kaiserslautern. Tam we wtorek o 3 w nocy parafował 4,5-letnią umowę. Postępowanie zawodnika zdziwiło i Niemców, i Belgów. Gdy wydawało się, że Borysiuk trafi do Brugii, rzecznik K'lautern Christian Gruber mówił: - Jesteśmy wściekli i to nie Legia jest tutaj winna. Teraz 20-latka odpowiedzialnością obciąża menedżer wicelidera ligi belgijskiej, Vincent Mannaert.
- Jestem bardzo rozczarowany, ale to dziwna historia. Wszystko było już ustalone i gotowe, ale Borysiuk uznał, że nasz stadion jest brzydki - śmieje się Mannaert. - Temu zawodnikowi brakuje dojrzałości. Najpierw dał słowo Kaiserslautern, później Club Brugge, a ostatecznie wybrał Kaiserslautern. Odbył spotkanie w sprawie rozmiarów stroju, wsiadł w samochód i godzinę później mu się odwidziało - kręci głową.
Zdaniem Mannaerta Borysiuk dokonał złego wyboru, decydując się na grę w 16. zespole ligi niemieckiej, który niewykluczone, że w przyszłym sezonie będzie występował na zapleczu ekstraklasy. - Teraz będzie grał w Bundeslidze, ale tylko w dolnych rejonach tabeli. U nas mógł walczyć o miejsca gwarantujące udział w europejskich pucharach. Wydaje mi się, że poszedł trochę na łatwiznę - puentuje menedżer.
Co na temat całego zamieszania sądzi Ariel Borysiuk, można przeczytać TUTAJ.
Euro tuż tuż, a chłopak zmienia klub w którym Czytaj całość