Ostatni raz piłkarze Łódzkiego Klubu Sportowego świętowali zwycięstwo na alei Piłsudskiego 5 marca 1997 roku. Zawodnicy z alei Unii wygrali wówczas, podobnie jak w poniedziałek, 1:0, a autorem bramki był Marcin Danielewicz. "Sagan" tuż przed tamtym sezonem przeszedł z ŁKSu do Feyenoordu Rotterdam, a więc nie był świadkiem tamtego wydarzenia. - Na takie chwile się czeka. Wygraliśmy dzisiaj bardzo ważny mecz dla nas nie tylko, jeśli chodzi o tabelę, ale teraz wiadomo, kto rządzi w Łodzi. Po tym ciężkim początku udowadniamy, że z meczu na mecz jesteśmy coraz silniejsi. W 97 roku, kiedy Marcin Danielewicz strzelił gola, wyjechałem do Holandii i żałowałem tego, że nie mogłem grać w tamtym meczu. Wierzyłem jednak, że kiedyś dożyję czegoś takiego - cieszył się po meczu napastnik ŁKSu.
Jedynego gola w poniedziałkowym meczu zdobył inny weteran - Marcin Mięciel. To zarazem jego pierwsze trafienie w obecnym sezonie rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy. - Myślę, że to jego najważniejsza bramka w tej chwili. Wszystkie sytuacje, które dotąd Marcin marnował, można mu wybaczyć - skomentował krótko Saganowski.
Od 55. minuty piłkarze ŁKSu mieli ułatwione zadanie. Z boiska wyleciał napastnik Widzewa, Piotr Grzelczak, który ujrzał drugą żółtą kartkę w meczu. - W dziesiątkę gra się trudniej, tym bardziej, że my w drugiej połowie lepiej poukładaliśmy grę. Nie nasza wina, że Widzew się osłabił. Dzisiaj to my świętujemy - zakończył swoją wypowiedź podopieczny trenera Michała Probierza.