Lechia Gdańsk mogła remisować z Górnikiem już w 50 minucie, lecz piłka po fatalnym kiksie Piotra Wiśniewskiego nie wpadła do bramki. Czy gol z rzutu karnego pod koniec spotkania był rehabilitacją za to, co się zdarzyło wcześniej? - Może trochę odkupiłem winy, jednak przy takich sytuacjach powinno się strzelać bramki. Myślałem o niej do samego rzutu karnego. Nie powinien mi się przytrafić taki błąd - przyznał niemogący sobie wybaczyć piłkarz, który już przed meczem wiedział, że w przypadku gdy zdarzy się rzut karny będzie starał się pokonać bramkarza rywali. - Do rzutu karnego byłem wyznaczony. Strzelaliśmy rzuty karne na treningach, szło mi najlepiej i dlatego to ja strzeliłem - powiedział Wiśniewski.
Lechia do strzelenia pierwszej bramki nie przypominała tej drużyny, która dała się już poznać w Polsce, czyli drużyny grającej przez cały czas do przodu i konstruującej swoje ataki. Sytuacja zmieniła się dopiero po golu Mateusza Machaja. Najważniejsze, że wygraliśmy jednak chciałbym abyśmy zagrali dwie równe połowy, aby przez cały mecz można było oglądać Lechię walczącą i bardziej zdesperowaną - opisał Wiśniewski. - Pod koniec meczu podchodziliśmy pod obrońców, a Górnik grał przede wszystkim długą piłką na Zahorskiego. Dzięki temu stworzyliśmy sobie kilka sytuacji. Z przebiegu meczu wydaje mi się, że byliśmy zespołem lepszym i zasłużenie wygraliśmy. Cieszymy się, że po bardzo ciężkim boju zdobyliśmy trzy punkty - zakończył piłkarz w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.