Oldboje Górnika zagrali na "dziewiątkę" dla podopiecznych fundacji "Mam marzenie"

Drużyna oldbojów Górnika bezlitośnie obnażyła wszystkie braki Przyjaciół fundacji "Mam marzenie" i aż dziewięć zmusili bramkarza rywala do kapitulacji. Mecz był przednim widowiskiem, a dalsza impreza niczym mu nie ustępowała. "Pierwszy dzwonek z Górnikiem" trzeba zaliczyć do udanych.

W tym artykule dowiesz się o:

Zgodnie z zapowiedziami w drużynie oldbojów Górnika nie zabrakło świetnych przed laty zawodników. Miejsce między słupkami zabrzańskiej bramki zajął Eugeniusz Cebrat, ostoją środka defensywy byli Andrzej Orzeszek wespół z Józefem Dankowskim, a w ataku śląskiej drużyny brylowali Dariusz Koseła, Henryk Bałuszyński i Jacek Wiśniewski.

Pierwsza połowa stała pod znakiem zmasowanych ataków gospodarzy. Składająca się z członków stowarzyszenia kibiców Górnika, wolontariuszy i sponsorów drużyna Przyjaciół fundacji "Mam marzenie" ograniczała się do kontrataków. To jednak wystarczyło, by dwukrotnie zmusić Cebrata do wykazania się bramkarskim kunsztem. Mimo upływu lat 56-letni dziś golkiper pokazał, że twierdzenie, iż bramkarz z biegiem lat staje się tylko lepszy odniesieniu do jego osoby jest w pełni trafione.

Ze świetnej strony pokazał się także bramkarz zespołu fundacji Dominik Zacher, dzięki którego efektownym paradom współorganizatorzy niedzielnej imprezy nie przegrywali pięcioma bramkami już do przerwy. Najpierw w świetnym stylu obronił strzał Koseły z pola karnego, a chwilę później w tylko sobie wiadomy sposób obronił uderzenie Wiśniewskiego z ok. 2 metrów. Po tej sytuacji rosły gracz górniczej drużyny długo rwałby sobie włosy z głowy. Oczywiście w wypadku, gdyby je miał…

Trzeba też przyznać, że zabrzanie grali nieskutecznie. Już w pierwszych dziesięciu minutach "Wiśnia" zmarnował trzy dogodne sytuacje strzeleckie. Krótko przed przerwą tuż nad poprzeczką uderzał Orzeszek, a po próbie Koseły piłka zatrzymała się na górnej siatce, tuż za poprzeczką bramki fundacji. - Wynik do przerwy nie napawał nas optymizmem. Gdzieś tam równo graliśmy sobie tę pierwszą połówkę, ale po przerwie wyszło nasze do-sko-nałe wręcz przygotowanie fizyczne i tak to się musiało skończyć - mówi pół żartem, pół serio Mieczysław Agafon, który był bohaterem pierwszej akcji po przerwie.

Po szybkiej wymianie piłek znalazł się bowiem w sytuacji sam na sam z bramkarzem fundacji i mierzonym lobem umieścił piłkę w bramce. Trafienie było wodą dla młyn dla zabrzan, którzy krótko potem dołożyli kolejną bramkę. Po dośrodkowaniu Grzegorza Dziuka z lewego skrzydła do siatki trafił Dariusz Ogoński. Dopiero wówczas na krótko przebudzili się Przyjaciele Fundacji "Mam marzenie", ale zemściło się to na nich w minucie 34., kiedy strzałem sprzed linii pola karnego trzecią bramkę dla oldbojów Trójkolorowych zdobył Koseła, obijając przy tym poprzeczkę bramki Zachera. - Wyszła z tego ładna "brazyliana" - uśmiecha się autor najładniejszej bramki spotkania.

Na czwarte trafienie Górnika przyszło kibicom czekać tylko trzy minuty. "Patelnię" z prawego skrzydła posłał Orzeszek, a Bałuszyński z najbliższej odległości nie mógł nie trafić, po strzale głową. W tym momencie rozbita zupełnie drużyna fundacji na kolejne bramki czekali, jak na egzekucję. Kolejnego jej aktu dokonał w 41. minucie płaskim strzałem z pola karnego Wiśniewski, a pięć minut później szóstą bramkę dla Górnika, a swoją drugą w tym meczu strzelił Bałuszyński.

Wtedy też na zryw ofensywny zdecydowała się drużyna fundacji i celu dopięła w 47.minucie. Wtedy oko w oko z golkiperem oldbojów stanął Rafał Steinke i ze stoickim spokojem posłał futbolówkę do siatki między nogami interweniującego Cebrata. Na trafienie fundacji zaraz po wznowieniu gry odpowiedział Wiśniewski, wykańczając celnym strzałem efektowny kilkudziesięciometrowy rajd. W końcówce spotkania obrońca Rozwoju Katowice rozszalał się jeszcze bardziej i dołożył asystę po bramce Orzeszka, a w ostatniej akcji meczu w sytuacji sam na sam zwiódł Zachera i strzałem do pustej bramki ustalił wynik meczu. - "Wiśnia" to taki samolub piłkarski. Daliśmy mu w tym meczu się nastrzelać, bo później siedzi w szatni i mamrocze, że mu nie wychodzi - komentuje ze śmiechem hat-tricka ustrzelonego przez Wiśniewskiego Agafon.

Oldboje Górnika Zabrze - Przyjaciele Fundacji 9:1 (0:0)

1:0 - Agafon 26'

2:0 - Ogoński 29'

3:0 - Koseła 34'

4:0 - Bałuszyński 37'

5:0 - Wiśniewski 41'

6:0 - Bałuszyński 46'

6:1 - Steinke 47'

7:1 - Wiśniewski 48'

8:1 - Orzeszek 49'

9:1 - Wiśniewski 50'

Grano 2x25 minut

Skład oldbojów Górnika: Cebrat - Piotrowicz, Orzeszek, Dankowski, Dziuk, Szklorz, Ogoński, Koseła, Agafon, Wiśniewski, Bałuszyński.

Po meczu powiedzieli:

Dariusz Koseła: Koszulkę Górnika zakładam praktycznie co dzień, bo trenujemy razem z chłopakami z Młodej Ekstraklasy. Fajnie było znowu spotkać się z kolegami z boiska i pograć w piłkę. Tym większa radość, że zagraliśmy w szczytnym celu. Bramka? Uderzyło się i wpadła, a że odbiła się po drodze od poprzeczki, to zrobiła się z tego ładna "brazyliana". Wynik faktycznie wyszedł nam okazały, ale wpływ na to miało na pewno to, że większość z nas się gdzieś jeszcze rusza. Nie wynik był w tym meczu najważniejszy, a to, że mogliśmy nieść pomoc dzieciom potrzebującym pomocy.

Marek Piotrowicz: Fajna inicjatywa. Można jej tylko przyklasnąć. Mam nadzieję, że ciąg dalszy imprezy w "Śląskim Rancho" przyciągnie więcej kibiców i będzie dobra zabawa. Nie da się ukryć, że o ile przygotowaniem fizycznym do pewnego momentu rywale dotrzymywali nam kroku, o tyle umiejętnościami ich przewyższaliśmy. Dobrą skuteczność pokazał Jacek Wiśniewski. Przez całe życie grał w defensywie i dlatego zbyt wielu bramek nie strzelał. W tym meczu zagrał w ataku, ale i tam myślę, że jego miejsce jest w obronie, bo tam czuje się najlepiej.

Eugeniusz Cebrat: Wszyscy jesteśmy szczęśliwi, że mogliśmy pomóc chorym dzieciom. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś kto dostanie telefon z Górnika z zaproszeniem na taki mecz potrafiłby odmówić. Dla mnie byłaby to całkowita dyskryminacja. Ja sam jestem przeziębiony, ale jeden krótki telefon z Górnika wystarczył, bym się tutaj zjawił. Górnik to jest Górnik. To nasza młodość i lata dziecinne. Każdy z nas się na grze tej drużyny wychowywał. Zawodnicy tego klubu byli dla nas wzorcami i każdy z nas robił wszystko, by móc kiedyś w Górniku zagrać. Jeśli kiedyś się o tym marzyło, to nie wyobrażam sobie, żeby dzisiaj któryś z nas potrafił temu klubowi odmówić. Zagraliśmy w bardzo dobrym składzie, w którym roiło się od mistrzów Polski. Nie było takiej możliwości, żebyśmy zapomnieli jak gra się w piłkę i przegrali mecz jakby nie było z amatorami. Solą tego spotkania było jednak to, że zagraliśmy dla tych dzieci. One nie mogą biegać po boisku, ale za to mogły popatrzeć na nasza grę z trybun i cieszyć się z bramek.

Henryk Bałuszyński: Zawsze do Górnika fajnie się wraca, bez względu na to z jakiej okazji gramy. Gramy rzadko, ale kiedy po latach zbieramy się w szatni i znowu wychodzimy na boisko w koszulkach tego klubu, to jest to fajne przeżycie. Trzeba przyznać, że Górnik ma ciekawych oldbojów i mimo wieku zespół jest ciągle na bardzo dobrym poziomie. Graliśmy w piłkę, żeby wzbudzić uśmiech na ustach dzieci. Na pewno ten mecz da wiele do myślenia kibicom. Przekonali się na własnej skórze, że to co oni tak często wyśmiewają z trybun w rzeczywistości wcale nie jest takie łatwe. Wynik w tym meczu nie był najważniejszy, ale nie mogliśmy sobie pozwolić na to, żeby nie wygrać z kibicami. Bramka cieszy jak każda, choć już trochę ich w swojej karierze strzeliłem (śmiech).

Jacek Wiśniewski: Akcji pomocy chorym dzieciom nie brakuje. Jedne zbierają na pediatrię, inne na onkologię. My zagraliśmy dla dzieci zmagających się z nowotworami i to jest rewelacyjna rzecz. Trzeba pomóc wszystkim tym, którzy potrzebują tej pomocy. Szkoda tylko, że cała akcja nie jest bardziej medialnie nagłośniona. Wydaje mi się, że większy oddźwięk byłby gdyby pierwsza drużyna zagrała z oldbojami, a potem do tego dołączono by jeszcze kibiców. Na pewno więcej pieniędzy udałoby się wtedy zebrać. Wiadomo, że takie akcje ciągną za sobą wysokie koszta i trzeba się cieszyć z tego, co jest. Na pewno my, jako zawodnicy dziękujemy za możliwość uczestniczenia w tej akcji. Trzech bramek w meczu piłki nożnej dla Górnika jeszcze nigdy nie strzeliłem. Za to zimą zdobyłem więcej, jak graliśmy w piłkę ręczną. W nogę tez nie było najgorzej, bo w czerwcu zdobyliśmy mistrzostwo Polski oldbojów, a ja zdobyłem króla strzelców, więc coś w sobie ze snajpera mam (śmiech).

Mieczysław Agafon: Taką inicjatywę można ocenić tylko pozytywnie i z wielkim entuzjazmem. Jestem przekonany, że w swojej opinii nie jest odosobniony. Dawniej było trudno nam się zebrać, żeby pokopać piłkę. Teraz coraz więcej chłopaków jest zrzeszonych blisko klubu i nie mamy większych problemów z tym, żeby się zwołać i w ramach rekreacji pograć w piłkę. Chłopaki trzymają formę, bo trenują swoje drużyny i dzięki temu też pracują trochę nad kondycją i wytrzymałością. Cały czas jesteśmy w ruchu, a prywatnie gdzieś tez na hali sobie kopiemy.

- Wpadł mi po tym meczu w oko bramkarz rywala. Musimy go wziąć i ogolić na gładko, żeby nikt nie powiedział, ze jest zaawansowany wiekiem i jakoś może damy radę go do drużyny dokooptować - zakończył ze śmiechem szef skautów śląskiego klubu.

Po meczu impreza przeniosła się do "Śląskiego Rancha". Tam kibice mogli wziąć udział w profesjonalnym treningu piłkarskim i spotkać się z zawodnikami zespołu Adama Nawałki. Oficjalnie zaprezentowany został także Prejuce Nakoulma, napastnik z Burkina Faso zakontraktowany przez Górnika w ostatnich godzinach letniego okienka transferowego. Nie wiadomo na razie ile udało się zebrać podczas kwesty na rzecz fundacji. Celem było uzbieranie kwoty 5800 złotych i patrząc na skarbonki wypełnione nie tylko monetami, ale też banknotami trudno było nie być optymistą.

W trakcie licytacji album "Górnik Zabrze - dzieje legendy" znalazł swojego nowego właściciela za 50 złotych. Najdroższa była koszulka meczowa Trójkolorowych z autografem Włodzimierza Lubańskiego. Za trykot legendarnego napastnika śląskiej drużyny szczęśliwy nabywca zapłacił 150 złotych.

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści