Po remisie z Wisłą Kraków (1:1) Widzew w identycznym stosunku zakończył wyjazdową potyczkę z Górnikiem. W Zabrzu oba zespoły miały swoje szanse, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, ale ostatecznie mecz zakończył się sprawiedliwym podziałem punktów. - Chcieliśmy grać swoją piłkę. Zależało nam na rozsądnej grze w środku pola i umiejętnym wyprowadzaniu szybkich kontrataków. To momentami się udawało i po jednym z nich udało nam się wywalczyć rzut karny - mówi Jarosław Bieniuk, obrońca łódzkiej drużyny.
Widzew przy Roosevelta przegrywał, ale zdołał doprowadzić do wyrównania, za sprawą trafienia Łukasza Brozia z rzutu karnego. Łodzianie mieli też kilka innych okazji, których nie zdołali przekuć na kolejne bramki. - Zabrakło nam jakości z przodu; ostatniego podania i dobrego strzału. To było głównym mankamentem, który zaważył o tym, że nie wywieźliśmy z Zabrza kompletu punktów - przekonuje doświadczony defensor.
Pierwsza połowa spotkania stała na słabym poziomie. Składnych akcji z obu stron było jak na lekarstwo. Zaraz po wznowieniu gry po przerwie Górnik objął prowadzenie za sprawą bramki Aleksandra Kwieka, po strzale sprzed linii pola karnego. - Poszła długa piłka ze środka, zawodnik od razu zgrał piłkę do Kwieka, on uderzył z dystansu… Nie wiem, czy się ta piłka po drodze jeszcze od kogoś odbiła i zmyliła bramkarza, ale niestety wpadła. My jeszcze przed strzałem próbowaliśmy tę sytuację ratować wślizgiem, ale bez efektu - opisuje stoper Widzewa.
Początek drugiej połowy był w opinii Bieniuka newralgicznym punktem spotkania. - Straciliśmy bramkę, przez brak koncentracji i potem musieliśmy gonić wynik. To zupełnie ustawiło ten mecz. Górnik podświadomie się cofnął, a my zmuszeni byliśmy do ataku pozycyjnego. Raz udało się trafić. Szkoda tylko, że nie udało się strzelić jednego gola więcej… - puentuje się były reprezentant Polski.