Zaskakujące zmiany w składzie Lechii
W porównaniu do ostatniego meczu Lechii Gdańsk w Kielcach, w składzie biało-zielonych doszło do aż czterech zmian. Największym zaskoczeniem było wprowadzenie Jakuba Zejglica w miejsce otrzymującego najwięcej pochwał w gdańskiej drużynie, a może i w całej lidze Abdou Razacka Traore. - To nie było żadne zaskoczenie, po prostu tak zadecydował trener - powiedział reprezentant Burkina Faso, który wyszedł na całą drugą połowę na trochę podmęczonych rywali. Poza Zejglicem, na ławce rezerwowych usiedli też Marcin Pietrowski i Bedi Buval, którzy weszli w trakcie drugiej połowy, a także Rafał Janicki, którego zastąpił Krzysztof Bąk.
Z takiego obrotu spraw zadowolony był rzecz jasna Zejglic, który niedawno był na wylocie z zespołu Lechii Gdańsk. - Jestem bocznym napastnikiem, na środek mam za mało ciała. Dostałem wolną rękę w szukaniu klubu, jednak nie szukałem na go na siłę i zostałem w rezerwach. Zagrałem kilka dobrych meczów, do tego doszły kontuzje naszych napastników i dlatego trener powołał mnie do pierwszego zespołu - powiedział o sobie zawodnik, który zagrał w meczu z Polonią całkiem niezłe spotkanie i nie było widać w jego poczynaniach bardzo małego doświadczenia ligowego. - To jest na razie tylko jeden mecz i mam nadzieję, że będę mógł się jeszcze pokazać w tym sezonie. Trema była przed meczem, ale na boisku już tego nie odczuwałem. Skupiałem się na tym, aby zrealizować to co trener założył mi przed meczem. Ze swojego występu jestem średnio zadowolony, bo mogłem pokazać mimo wszystko więcej - dodał piłkarz biało-zielonych, który wcześniej wychodził tylko na końcówki meczów.
Ze swojej decyzji zadowolony był sam Tomasz Kafarski. - Wprowadzenie Jakuba Zejglica było dobrym ruchem i nie mam podstaw, aby tego żałować, gdyż pozwoliło to na wprowadzenie Traore w drugiej połowie na podmęczonego nieco rywala. Ten ostatni grał w minionych dniach wszystkie mecze, trzeba było poszukać dla niego roli w meczu z Polonią i w drugiej połowie miał więcej miejsca, mógł bardziej hasać, miał kilka ciekawych akcji. Szkoda, że w sytuacji po zagraniu Lukjanovsa nie wykazał się większym sprytem i nie strzelił bramki. Jednak pozytywnie oceniam występy obu wyżej wymienionych - powiedział szkoleniowiec na pomeczowej konferencji prasowej.
Lukjanovs środkowym napastnikiem
W Lechii kontuzjowani są między innymi Tomasz Dawidowski i Aliaksandr Sazankov. Wobec tego w składzie gdańszczan jedynym zdrowym środkowym napastnikiem jest Bedi Buval, który formą jednak nie imponuje. W meczu z Polonią Warszawa, za najbardziej wysuniętego zawodnika w gdańskiej drużynie robił Ivans Lukjanovs, który w 2009 roku zdobył aż 14 bramek w 15 meczach łotewskiej ekstraklasy w barwach Skonto Ryga. Mimo niezłej gry, Wania nie zdobył bramki. Stwierdził tez, że woli grać na boku ataku. - Jestem zadowolony z gry na tej pozycji w meczu z Polonią. Pokazałem jak trzeba grać, jednak bardziej podoba mi się gra na boku ataku, niż na środku. Jak drużynie jednak przydam się bardziej na środku, to muszę i tutaj spełnić swoje obowiązki - powiedział piłkarz z Łotwy. - Końcówka meczu w Kielcach oraz sobotnie spotkanie z Polonią pokazały, że Lukjanovs nie zapomniał jak się gra na środku ataku. Był zawodnikiem, który przyjmował każdą zagraną piłkę, doprowadzał zespół do korzyści, a nie strat. Gdyby Wania był bardziej wypoczęty, to z pewnością byłby jeszcze większym zagrożeniem dla przeciwnika, ale i tak radził sobie dobrze - dodał Tomasz Kafarski.
Kontuzje przeszkodziły Polonii
Zespół Polonii Warszawa do 46 minuty przeprowadził aż dwie zmiany. - Oby nie okazało się, że coś poważnego stało się Arturowi Sobiechowi, który doznał urazu kolana. Z kolei Kuba Tosik zgłosił w przerwie meczu problemy z przywodzicielem. Nie było to nic bardzo groźnego, ale był już tak napięty, że mogło dojść do jakiegoś naderwania. Dlatego woleliśmy zrobić tę drugą zmianę, która jednak również pokrzyżowała nam trochę szyki, bo chcieliśmy w drugiej połowie rozegrać mecz trochę inaczej, a miałem niewielkie pole manewru - powiedział zmartwiony Jacek Zieliński.
Po spotkaniu bardzo zawiedziony schodził Artur Sobiech, który nie zobaczył nawet drugiej połowy spotkania. - Kolano mi uciekło. Zobaczymy co z tego będzie po USG. Od razu było chłodzenie lodem. Z jednego punktu nie jestem zadowolony, bo przyjechaliśmy tu po zwycięstwo. Trzeba jednak każdy punkt szanować. Można było zrobić więcej, nie udało się i wyciągniemy z pewnością wnioski ze spotkania - przyznał.
Piłkarskie szachy
Obecnie tabela w ekstraklasie jest bardzo ściśnięta, wobec czego każdy szanuje choćby jeden punkt zdobyty na boisku. W sobotę w Gdańsku piłkarze obu drużyn przez większą część spotkania prowadzili piłkę na środku boiska, bojąc się za bardzo odkryć. Padło kilka strzałów, jednak nie były one konsekwencją szturmu na bramkę rywala, więc nie zagroziły zbytnio Pawłowi Kapsie i Sebastianowi Przyrowskiemu i nie wpłynęły na atrakcyjność spotkania. - Remis był zasłużony, żadna z drużyn nie przeważała. Chcieliśmy wygrać, ale mecz się tak ułożył że się nie dało wygrać. Trzeba grać dalej. W lidze są bardzo małe różnice, dlatego nie chcieliśmy też przegrać. Nie był to najpiękniejszy mecz, ale punkt zdobyty na wyjeździe też musi cieszyć - przyznał Euzebiusz Smolarek. Zachowawczą grę obu zespołów zauważył też były piłkarz Polonii, Krzysztof Bąk. - Każdy z czołówki gubi punkty i mecze przypominają bardziej szachy, niż otwarte spotkanie piłkarskie. W sobotę działo się jednak trochę na boisku i kibice mogą być w miarę usatysfakcjonowani tym, co widzieli - skomentował stoper biało-zielonych.
Nikt nie jest bliżej pucharów
Aby zbliżyć się do europejskich pucharów, obie drużyny potrzebowały trzech punktów. Zdecydowanie bliżej reprezentowania Polski są po tym spotkaniu jednak piłkarze z Gdańska. - Lechia jest co prawda bliżej gry w europejskich pucharach niż my, niemniej nie ukrywam, że przyjechaliśmy do Gdańska powalczyć o pełną pulę - powiedział szczerze Jacek Zieliński. Gdańszczanie też nie byli jednak zadowoleni z tylko jednego punktu. Zwycięstwo w sobotę mogło by im dać trzecie miejsce w lidze, co znaczyłoby, że kibice zaprzyjaźnionych ze sobą Lechii, Śląska i Wisły Kraków cieszyliby się z tercetu swoich ulubieńców na podium. W kolejnych meczach zawodnicy znad morza będą mieli jednak handicap w postaci dwóch spotkań u siebie. - Pół ligi gra o to, aby zdobyć 2-3 miejsce i ma na to realne szanse. Mamy dwa mecze u siebie i to jest nasz handicap - powiedział optymistycznie Krzysztof Bąk.