Niestety, ostatnie działania rządu i wojewodów w postaci zamykania stadionów (nawet nie za karę lecz prewencyjnie) spowodowały, że atmosfera na stadionie przy al.Unii nie była w sobotę taka, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. W ramach protestu, kibice urządzili happening, m.in. śpiewając piosenki weselne, grając na trybunach piłkami plażowymi, czy też używali piszczałek i robili hałas podobny do tego, jaki pamiętamy z mistrzostw Świata w RPA, gdzie kibice byli wyposażeni w wuwuzele, a także skandowali imiona postaci z bajek.
Na boisko łodzianie wyszli znając już wynik Floty Świnoujście, która przegrała z Kolejarzem Stróże. Podopieczni Andrzeja Pyrdoła wiedzieli więc, że ewentualne zwycięstwo będzie oznaczało wejście już jedną nogą do bram ekstraklasy. Nic dziwnego, że motywacja ŁKS-u była duża i już w 3. minucie mógł paść gol. Akcję prawą stroną poprowadził Marcin Mięciel, dograł przed bramkę do Jakuba Koseckiego, a ten z najbliższej odległości strzelił w bramkarza Termalici, zaś po dobitce piłka przeleciała tuż obok słupka. Kosecki był tego dnia zdecydowanie najaktywniejszym graczem ŁKS-u, jednak brakowało mu skuteczności i postawienia kropki nad "i" w postaci zdobycia gola. W 16. minucie "Kosa" otrzymał prostopadłe podanie za plecy obrońców, ale tym razem minimalnie wyprzedził go Maciej Budka, który wypiąstkował piłkę za linię boczną.
Zdecydowanie ciekawiej było w Łodzi po przerwie. W 50. minucie bramkarz łodzian Bogusław Wyparło podał przez całe boisko do Mięciela, ten ograł przy linii końcowej Arkadiusza Mysonę, wyprowadził golkipera Termalici i oddał piłkę do wbiegającego Marcina Smolińskiego, który strzałem do pustej bramki otworzył wynik spotkania.
Po kilkudziesięciu sekundach powinien być jednak przy al.Unii remis. Zdobywca gola dla ŁKS-u tym razem mógł zostać negatywnym bohaterem, gdyż we własnym polu karnym zawadził Karola Piątka i sędzia nie miał wątpliwości, wskazując na "wapno". Do piłki podszedł Łukasz Szczoczarz, ale znakomicie interweniował Wyparło.
Goście, choć stawiani przed meczem na nieco straconej pozycji, nie zamierzali odpuszczać i przejęli w końcówce spotkania inicjatywę. Z godnym podziwu uporem próbowali odrobić straty i w drugiej połowie byli drużyną lepszą. Stworzyli sobie kilka klarownych okazji, ale nie mogli znaleźć sposobu na umieszczenie piłki w siatce. Ogromnym problemem był dla nich świetnie dysponowany tego dnia Wyparło, który kilkakrotnie ratował swój zespół ze sporych opresji. Łodzianom pomagały także "ściany", a konkretnie to poprzeczka, w którą trafił po jednym ze strzałów Krzysztof Lipecki.
Im bliżej było końcowego gwizdka, tym bardziej goście się odkrywali, co doświadczony zespół z Łodzi wykorzystał w doliczonym czasie gry. Piłkę na połowie przeciwnika odebrał rywalom Mięciel, podał w pole karne do Marcina Kaczmarka, a tam defensorzy z Niecieczy nie wiedzieli, jak powstrzymać zawodnika ŁKS-u i po prostu powalili go na murawę. Rzut karny na gola zamienił Marcin Bykowski, przesądzając o losach meczu.
ŁKS Łódź - Termalica Bruk-Bet Nieciecza 2:0 (0:0)
1:0 - Smoliński 50'
2:0 - Bykowski 90+2' (karny)
Składy:
ŁKS: Wyparło - Klepczarek, Łabędzki, Mowlik, Woźniczka, Romańczuk (90+3' Adamski), Smoliński (62' Kaczmarek), Kłus, Bykowski, Kosecki (83' Kujawa), Mięciel.
Termalica Bruk-Bet: Budka - Mysona, Baran, Cios, Kubowicz (56' Pawlusiński), Piątek, Lipecki, Szałęga, Cichos, Szczoczarz (63' Trafarski), Rybski.
Żółte kartki: Klepczarek (ŁKS) oraz Mysona, Kubowicz, Trafarski, Pawlusiński (Termalica).
Sędzia: Tomasz Garbowski (Kluczbork).
Widzów: 3469.