- Mógłbym to zrobić tylko w określonych warunkach. I wiem jedno - nie powtórzyłbym tych starych błędów. Byłbym znacznie lepszym prezesem. Ostrożniej dobierałbym ludzi. Zastanawiam się nad tym poważnie, bo pewnie pan pamięta, że ja byłem strasznie bity po głowie. W pewnym momencie poczułem się już bardzo zmęczony. Kurator, kolejne rządy, ataki mediów. Zostałem ukrzyżowany na ołtarzu polskiej piłki. A właściwie sam to zrobiłem, jak powiedział mi kiedyś Mariusz Walter. Mówiono, że to za czasów Listkiewicza korupcja rozkwitła, a przecież miała już miejsce znacznie wcześniej. Nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę. Dlatego palnąłem kiedyś tę gafę o jednej czarnej owcy po zatrzymaniu sędziego Fijarczyka. Ale ile jeszcze będzie mi się to przypominać? - powiedział Listkiewicz w rozmowie z Polska The Times.
Były prezes PZPN spotyka się z opiniami, że powinien wrócić na swoje stanowisko. - Często słyszę: Michał wróć, i jest mi z tego powodu bardzo przyjemnie. Znany felietonista Ludwik Stomma zatytułował jeden ze swoich komentarzy "Listkiewiczu, wróć". Andrzej Sikorowski z krakowskiej grupy Pod Budą, którego wcale nie znam, nawet o mnie zaśpiewał. Mając do wyboru dwa głosy z Krakowa - pana Lacha z PZPN, który wiesza na mnie psy i pana Sikorowskiego - wybieram głos tego drugiego. Co ciekawe, ciepłe słowa słyszę od polityków. Bieleckiego, Oleksego, Poncyljusza. Od Rysia Czarneckiego nie. Od kiedy przestał dybać na funkcję prezesa PZPN, stracił potrzebę telefonowania. Często jest w Polsce tak, że ludzi zaczyna się doceniać po upływie pewnego czasu. Weźmy choćby premiera Buzka. Przecież jego kiedyś na taczkach chcieli wywozić, a teraz uchodzi, słusznie zresztą, za wielki autorytet. Wśród kibiców też się czuję dobrze. Już nikt nie proponuje mi, jak się kiedyś zdarzało: Listkiewicz, a chcesz w mordę? - stwierdził.
Źródło: Polska The Times.