Czesław Michniewicz (trener Widzewa Łódź): Nie mogę być w dobrym humorze, dobrym nastroju. Do 85. minuty wydawało się, że to my zgarniemy w tym meczu trzy punkty i to my będziemy zespołem, który przełamie świetną passę Śląska Wrocław. Nic nie wskazywało na to, że w ciągu pięciu minut, może dziewięciu, bo sędzia doliczył cztery minuty, stracimy to wszystko na co tak ciężko pracowaliśmy. Zdobyliśmy dwie bramki na wyjeździe. Zdobyliśmy dwie bramki po ładnych akcjach. Żałuję bardzo, że nie dowieźliśmy tego do końca. Trzy punkty są nam bardzo, bardzo potrzebne i były w zasięgu naszej ręki. Zabrakło troszeczkę koncentracji w ostatnich minutach i może trochę doświadczenia. Pozwoliliśmy Śląskowi na odrobienie dwóch bramek strat. Na pewno jest mi bardzo przykro, podobnie jak zawodnikom. To już jest fakt, musimy to zaakceptować, choć nie jest to dla nas miłe.
Orest Lenczyk (trener Śląska Wrocław): Zagraliśmy brzydko, momentami źle. Widzew postawił nam dość wysokie wymagania. Pod względem fizycznym bardzo dobrze biegali co najmniej pięciu zawodników tej drużyny. Początkowo bardzo chcieliśmy meczu nie przegrać, później okazało się, że jest to bardzo trudne. Tym bardziej, że Widzew grał swobodnie, spokojnie, a my coraz bardziej nerwowo. Zmieniło się to od momentu wejścia na boisko Łukasza Madeja. Bardzo bym prosił, żeby nie pisać, że to był nos trenera, że wpuścił Madej, bo to był absolutnie mój błąd, że nie wpuściłem Madeja od początku. Czasem tak bywa, że ma się dwóch, trzech zawodników do dyspozycji, a decyduje się na jednego. Dopiero mecz weryfikuje czy to było dobre posunięcie czy nie. Mogę absolutnie podziękować kibicom, że wytrwali do końca. To jest przede wszystkim nagroda dla nich, że nie opuszczali stadionu stadionu zawiedzeni z wyniku, choć zdaję sobie sprawę, że z gry tak. Jeżeli ja nie jestem zadowolony to co dopiero kibice. Czeka nas za tydzień mecz z Koroną. Mamy swoje problemy. Przed meczem grypa żołądkowa powaliła nam prawego obrońcę Tadeusza Sochę. Mogłem przemeblować cały środek obrony, ale postawiłem jednak Marka na prawej obronie. Gdy było 0:2 żałowałem, że nie przemeblowałem obrony, ale później się okazało, że... Nie wiem, czy stał się cud, ale chłopcy grali do końca. Jeszcze raz powtarzam wyjście niemal smoka Łukasza łodzianina z ŁKS-u, który tym bardziej z Widzewem chciał rozegrać dobry mecz. Dopiął swego. Spowodował, że jego drużyna nie przegrała meczu, który był już prawie przegrany.