Jagiellonia, która rundę jesienną zakończyła na pierwszym miejscu z przewagą trzech punktów nad Wisłą, teraz na 10 kolejek przed końcem sezonu sama traci do Białej Gwiazdy już osiem punktów. Białostocczanie muszą zacząć oglądać się za siebie, ponieważ jedna kolejka może sprawić, że wypadną nawet poza strefę gwarantującą start w eliminacjach Ligi Europejskiej.
- Uważam, że przez te dwa i pół roku mojej pracy w Białymstoku zrobiliśmy parę fajnych rzeczy, utrzymaliśmy się, mając minus dziesięć punktów. W Krakowie pokazaliśmy bardzo fajną piłkę. Mamy dobry terminarz i zrobimy wszystko, by wygrać swoje mecze - przekonuje Michał Probierz.
Szkoleniowiec oswaja się jednak z myślą, że w końcówce sezonu Jagiellonię może poprowadzić już ktoś inny. - Ja jestem człowiekiem, który ostatni się poddaje i nawet jeśli mnie zwolnią, to tak to w życiu i piłce bywa. Trzeba umieć przyjąć też to - mówi i dodaje: - Jestem trenerem, który zdaje sobie sprawę z realiów. Każdy trener jedną ręką podpisuje kontrakt, a w drugiej trzyma walizkę. Moja w Białymstoku czeka już dwa i pół roku. Z działaczami mam bardzo dobre kontakty, ale na pewno w tym tygodniu usiądziemy i przeanalizujemy pewne rzeczy. Jeśli uznają, że przyjdzie ktoś nowy i wykona pracę lepiej - jakoś to zrozumiem.
Probierz ma świadomość tego, że wiosenny dorobek Jagiellonii nie działa na jego korzyść. - Nie jestem oszołomem i wiem, że w pięciu meczach zdobyliśmy dwa punkty i odpadliśmy z Pucharu Polski. Generalnie, trzeba znać realia i ja nie mam teraz problemu. Porażki się zdarzają i trzeba umieć z nimi żyć. Porażka to jedyny prawdziwy przyjaciel trenera - puentuje 39-letni szkoleniowiec.