Pojedynek z Wisłą Kraków miał być dla Polonii Bytom ciężką przeprawą. Podopieczni Roberta Góralczyka zajmowali miejsce tuż nad kreską i w starciu z liderem nikt nie dawał bytomianom większych szans na wywalczenie chociaż punktu. Drużyna z Olimpijskiej pokazała jednak niespotykaną ambicję i determinację, zdobywając w tym pojedynku punkt. Trzeba nadmienić, że tylko punkt, bo cała pula była na wyciągnięcie ręki.
Warszawski omen
Przed meczem trenerzy obu drużyn nie byli zachwyceni faktem, że PZPN na głównego rozjemcę tego spotkania wyznaczyło sędziego Marcina Borskiego z Warszawy. W rundzie wiosennej arbiter rozstrzygał już po jednym starciu każdej z drużyn i szkoleniowcy nie wspominali go najlepiej. Najpierw, w Bytomiu pozbawił Polonię zwycięstwa nad GKS Bełchatów nie dyktując ewidentnego rzutu karnego dla gospodarzy, a przed tygodniem w starciu ćwierćfinału Pucharu Polski popełnił błąd, który pozbawił Wisłę awansu do czołowej czwórki tej edycji rozgrywek rozgrywek.
Po niedzielnym starciu znów powody do narzekania mieli gracze niebiesko-czerwonych. Arbiter międzynarodowy podyktował bowiem dla Wisły dwa stałe fragmenty gry po wątpliwych przewinieniach, które krakowianie zamienili na bramki. Po meczu gracze drużyny z Bytomia długo pluli sobie w brodę z powodu niewykorzystanych szans.
Inwestor z zachodu
Niedzielną batalię przy Olimpijskiej z perspektywy trybun śledzili przedstawiciele niemieckiego inwestora, który jest bliski przejęcia pakietu kontrolnego akcji Polonii. Zmagający się od lat z gigantycznymi problemami finansowymi bytomski klub po zmianie właściciela będzie miał szanse wreszcie wyjść na prostą.
Niemcy akcjami trzeciej od końca drużyny polskiej ekstraklasy podzielą się najprawdopodobniej z miastem, które również coraz poważniej rozważa zaangażowanie się w sponsoring jednej z głównych wizytówek Bytomia. W klubie mówi się też coraz głośniej o tym, że przyszły właściciel zadeklarował, że wypłaci zawodnikom sowite premie za utrzymanie w szeregach najlepszych drużyn w kraju. Szanse na to są, choć Polonia wciąż musi z trwogą spoglądać za siebie. Nad znajdującymi się w strefie spadkowej Arką Gdynia i Cracovią ma kolejno punkt i cztery oczka przewagi.
Zalali Olimpijską
Bynajmniej tym razem w sektorze gości bytomskiego stadionu nie wybił hydrant, czy nie pękła rura. Nie zmienia to jednak faktu, że w niedzielny wieczór przeżył on prawdziwy potop, kiedy szczelnie wypełnili go fani Wisły.
Na Śląsk za Białą Gwiazdą dotarło nieco ponad tysiąc fanów z Krakowa, przez całe spotkanie głośno dopingując swój zespół. Fani drużyny z Reymonta byli jedną z najliczniejszych dotychczas grup sympatyków gości, którzy przyjechali za swoją drużyną w tym sezonie. Co godne uwagi, choć fani Polonii i Wisły nie pałają do siebie sympatią w trakcie meczu nie doszło do żadnych ekscesów. Nie obyło się co jasne bez tradycyjnych kibicowskich "pozdrowień", ale te są kibicowską solą stadionów nie tylko polskiej ekstraklasy.
Prezes podglądał
Za drużyną do Bytomia przyjechał prezes Wisły Bogdan Basałaj. Sternik wicemistrza Polski po meczu miał jednak niewyraźną minę. W pojedynku z Polonią krakowska drużyna nie wypadła najlepiej, tracąc dwa oczka i przerywając passę siedmiu zwycięstw z rzędu.
Po meczu szef krakowskiego klubu długo gawędził ze Stanem Valckxem, dyrektorem sportowym drużyny z Reymonta. Jak zwykle jednak stronił od mediów, nie decydując się ocenić postawy drużyny w tym spotkaniu.
Mecz niewykorzystanych szans
Dla obu drużyn trzy punkty zdobyte w tym spotkaniu były na wagę złota. Wobec remisu Arki z Zagłębiem Lubin i porażki Legii w Bełchatowie oba zespoły po zwycięstwie mogły znacznie poprawić swoją pozycję w ligowej tabeli.
Podział punktów na dobrą metę nikogo po tym starciu nie zadowalał. Lider z Krakowa powiększył zaledwie o jedno oczko przewagę nad drugą w tabeli Jagiellonią, z którą zresztą zmierzy się w przyszłej kolejce, a Polonia utrzymała jednopunktową przewagę nad gdynianami, którzy od dłuższego czasu czyhają na potknięcie bytomian, by zepchnąć ich do strefy spadkowej. Po remisie z Wisłą niebiesko-czerwoni w dalszym ciągu muszą mieć się na baczności, bo mają nad Arką tylko punkt przewagi. A rywal czyha…
Wychowanek bez sentymentu
Pojedynek z Wisłą był szczególnym przeżyciem dla Marcina Juszczyka. Bramkarz Polonii jest wychowankiem krakowskiego klubu i właśnie w barwach Białej Gwiazdy debiutował na boiskach ekstraklasy. Z Wisłą sięgnął po trzy tytuły mistrza Polski, zaliczając przy tym raczej epizodyczne role, ale tego nikt mu nie odbierze.
Z Krakowa wyjechał na Cypr, by po roku znów wrócić na Reymonta i wystąpić w sześciu spotkaniach. Bez wątpienia najbardziej niezapomniane było dla niego to, z Cracovią w przedostatniej kolejce minionych rozgrywek. W doliczonym czasie gry wpuścił za kołnierz piłkę po pięknym, samobójczym strzale Mariusza Jopa. Wraz z piłką wpadającą do siatki uleciały marzenia krakowian o mistrzowskim tytule.
Po sezonie Juszczyk i Jop z Krakowa przenieśli się na Śląsk. Pierwszy wzmocnił Polonię Bytom, zaś drugi związał się z Górnikiem Zabrze.
Błysk "Radzy"
Świetne zawody w starciu z Białą Gwiazdą rozegrał skrzydłowy Polonii, Marcin Radzewicz. Gracz bytomskiej drużyny miał udział przy obu trafieniach swojego zespołu w tym meczu. Najpierw trafił do pustej bramki po serii błędów defensywy Wisły, a w drugiej połowie kąśliwym uderzeniem zmusił do błędu bramkarza krakowian, co bezlitośnie wykorzystali Przemysław Trytko do spółki z Dariuszem Jareckim.
Chwilę później pozazdrościł swoim partnerom trafienia i po indywidualnej akcji, po strzale z ostrego kąta pomylił się o centymetry. Piłka zamiast do wpaść do siatki trafiła w słupek.
Niedzielne starcie pokazało sceptykom, skąd wzięło się zimowe zainteresowanie doświadczonym zawodnikiem ze strony Lecha Poznań. Lewy pomocnik bytomian pokazał, że jest im starszy tym lepszy i ma przed sobą jeszcze kilka lat gry na wysokim poziomie na boiskach najwyższej klasy rozgrywkowej.
"Pawełki" Pareiki
O ile po odejściu z Reymonta Mariusza Pawełka nikt w Krakowie nie płakał, o tyle niebawem sympatykom Białej Gwiazdy może być za Polakiem tęskno. Po niedzielnym starciu pewne jest to, że kibice Wisły nie będą na wiosnę narzekać na nudę, podobnie jak miało to miejsce wówczas, kiedy między słupkami stawał Pawełek.
Estoński golkiper krakowskiej drużyny, Sergei Pareiko w starciu z Polonią pokazał, że kiksy i błędy nie są mu obce. Popełnił dwa wielbłądy, które zaowocowały bramkami dla bytomian. Co jak co, ale łapać i piąstkować piłki to bramkarz lidera polskiej ekstraklasy najlepiej nie potrafi i będzie musiał jeszcze nad tym solidnie popracować. Sprawa dziwna jak na 34-letniego golkipera, ale cóż? Wszak człowiek uczy się całe życie.
Trener na trybunach
Niedzielne spotkanie przysporzyło kibicom wielu sportowych emocji. Gotowało się także na ławkach rezerwowych obu drużyn. Szczególnie dało się to odczuć, w chwili, w której sędzia Borski podyktował wątpliwy rzut karny dla Wisły. Z trenerskiej budki jak oparzony wyskoczył wówczas trener bramkarzy bytomskiej drużyny, Mirosław Dreszer i powiedział arbitrowi ze stolicy co myśli o jego decyzji.
Efekt? Sędzia pokazał, że poziom international level nie jest mu obcy i śladem kolegi po fachu z angielskiej Premier League posłał opiekuna golkiperów Polonii na trybuny pokazując mu czerwony kartonik.
Dla 46-letniego dziś szkoleniowca był to powrót do lat zawodniczej kariery. Znów mógł się poczuć dwadzieścia lat młodszy. Z pewnością ten moment zapadnie mu w pamięci na długie lata. W naszej opinii przesłanie bukietu niebiesko-czerwonych chabrów na adres Mazowieckiego PZPN bynajmniej nie byłoby nietaktem. Dlaczego chabry? Bo boisko, jak poligon, to miejsce dla prawdziwych twardzieli!