W niedzielę piłkarz Lecha ustalił wynik spotkania z mistrzem Grecji na 2:0. We wtorek poprosił władze klubu o dzień wolnego na "załatwienie spraw osobistych" i jego prośba została rozpatrzona pozytywnie.
Nie było to jednak takie oczywiste, ponieważ pod koniec stycznia Kongijczyk już raz przepadł bez wieści. Przez pięć dni nikt z klubu nie miał z nim kontaktu, a kiedy pojawił się w Larisie, trener Nikos Kostenoglou postanowił dać mu kolejną szansę i nad zachowaniem napastnika przeszedł do porządku dziennego. Kongijczyk oczywiście musiał zapłacić surową karę (3 tys. euro za każdy opuszczony trening), ale na tym zamknięto sprawę.
Teraz zgodnie z ustaleniami z przełożonymi Tshibamba miał wrócić do klubu w środę, ale znowu wystawił wszystkich do wiatru i nie pojawił się w Larisie nawet do czwartku. Trener Kostenoglou zapowiedział, że nawet mimo dobrego występu Tshibamby przeciwko Panathinaikosowi, nie weźmie go pod uwagę przy ustalaniu składu na niedzielny mecz z Panionosem Ateny.
Greckie media informują, że "recydywistę Tshibambę" może teraz czekać znacznie surowsza karę, niż po styczniowym zniknięciu. Oczywiście, jeśli w ogóle zjawi się w Grecji.