Michał Szydlik: Z piekiełka do nieba

Tak trochę dziwnie po tym meczu z wikingami. Dziennikarze nie mają za bardzo do czego się przyczepić, bo jakby nie było, jest wygrana. Nie można zbytnio czegokolwiek chwalić, bo zwłaszcza w drugiej połowie nasi siedli. Dla jednego z biało-czerwonych zgrupowanie kadry jest jednak szczególne.

Piłka klubowa i reprezentacyjna to dwa światy. Przekonują się o tym często wybitni trenerzy klubowi, którym nie wiedzie się jako selekcjonerom i odwrotnie, kiedy to mistrzowie na stanowiskach trenerów kadry próbują sił w klubach. Czasem bywa też tak z piłkarzami. Ot wspomnę chociażby przykład Radosława Gilewicza. Różne są tego przyczyny, ale znam takich, którym potrzebne jest powiedzenie wprost - jesteś numerem 1.

Latem do Dortmundu przeniósł się Robert Lewandowski. Napastnik młody, bardzo perspektywiczny. Wszędzie na niego stawiano zdecydowanie. W Lechu grał pierwsze skrzypce, a i w reprezentacji Smudy stał się wspomnianym już numerem 1 w linii napadu. Tylko jakoś u Juergena Kloppa było inaczej. Tam mocną pozycję ma Lucas Barrios. Przyszło zatem walczyć o miejsce. Presja, nagonki dziennikarzy, wyczekiwania kibiców - to naprawdę nie do pozazdroszczenia. Robert nie ma komfortu psychicznego i to przekłada się na jego grę.

Zupełnie inaczej ten chłopak wygląda w reprezentacji. W meczu z Norwegią był zdecydowanie najlepszy na boisku w naszym zespole. Wyróżniał się na tle niemrawo poruszających się partnerów i rywali. Widać było luz, ten błysk, który zaowocował bramką. Byłego piłkarza Lecha Poznań stać na to, by równie dobrze prezentować się w Borussii.

Przypomina mi się pewna sytuacja. Kilka lat temu w II-ligowym wówczas klubie objawiał się talent młodego napastnika. Wybijał się on na tle pozostałych tym, że nie bał się grać jeden na jeden, był szybki i, co najważniejsze, w przeciętnym klubie potrafił zdobywać bramki niemal na zawołanie. Działo się tak, bo trener wyraźnie na niego postawił. Dał mu znać, że mu ufa, a ów piłkarz odpłacał się dobrą grą. Potem poszedł do wyższej klasy rozgrywkowej, gdzie był jednym z wielu i jakoś się zagubił. Dziś z tego co słyszałem stara się o angaż w różnych miejscach, ale bezskutecznie.

Robertowi to zapewne nie grozi i na lata powinien być naszym głównym żądłem w kadrze. Niemniej mam wrażenie, że przyjazd na zgrupowanie u selekcjonera Smudy jest dla Lewandowskiego jak powiew świeżego wiatru, jak podróż z piekiełka do nieba. Tu może na chwilę odetchnąć, nabrać znów wiary w siebie, pokazać sobie i nie tylko, że można. Należy tylko życzyć Robertowi, by postawa w meczu z Norwegią pozytywnie wpłynęła na jego postawę w Bundeslidze. Ja wierzę, że tak niebawem się stanie, bo widać, że w Niemczech mimo wszystko się rozwija.

Źródło artykułu: