Latający namiot niezgody - echo meczu Flota Świnoujście - Górnik Polkowice

Gdy na zielonej murawie dzieje się niewiele lub króluje walka w środku pola - oczy kibiców coraz częściej spoglądają na pozaboiskowe wydarzenia. Ubogi w stuprocentowe sytuacje podbramkowe i finezyjne akcje mecz Floty Świnoujście z Górnikiem Polkowice wyjątkowo zachęcał do oderwania wzroku w kierunku trybun. Baczni obserwatorzy mogli w ciągu 90. minut wielokrotnie uśmiechnąć się lub zdziwić.

Dobry duch drużyny wciąż na trybunach

Flota Świnoujście od kilku tygodni prezentuje się poniżej rozdmuchanych oczekiwań i oddala się od czołówki pierwszoligowej tabeli. Dwa remisy uzyskane w konfrontacjach z beniaminkami ligi - Kolejarzem Stróże i Górnikiem Polkowice mogą zwiastować lekką zadyszkę wyspiarzy. Być może, Flota powróci na właściwe tory, gdy na ławkę trenerską powróci ikona klubu - obecnie kierownik drużyny Leszek Zakrzewski. Dobry duch świnoujskiej ekipy musi oglądać poczynania Floty z perspektywy trybun wskutek kary, którą otrzymał po meczu z Ruchem Radzionków. Zakrzewski starł się z Tomaszem Rzepką, a nerwową sytuację rozładowała dopiero interwencja rezerwowych i doświadczonego Jacka Wiśniewskiego. Starcie nie umknęło uwadze obserwatora meczu i kierownik Floty, ku zaskoczeniu wielu przybyłych, ponownie musiał usadowić się wśród kibiców. Przywitany brawami Zakrzewski niebawem powróci do swoich obowiązków. Tymczasem zastępują go Paweł Sikora oraz Krzysztof Ślusarz. Nie ma jednak tego złego - co by na dobre nie wyszło. Były bramkarz Floty miał możliwość włączyć się do oprawy świnoujskich kibiców, którzy wznieśli w górę kilkaset chorągiewek w barwach klubowych. Kameralny stadion ożył w biało-niebieskich kolorach od pierwszych minut gry.

Przybyli z Tczewa

61. minuta, oko w oko z bramkarzem Floty staje doświadczony Zbigniew Grzybowski, pewnym strzałem lokuje piłkę tuż pod poprzeczką bramki i Górnik obejmuje prowadzenie. Ostatnia minuta meczu przyniosła odpowiedź świnoujścian. W podbramkowym zamieszaniu, po rzucie rożnym, najwięcej sprytu zachował Sławomir Mazurkiewicz, który uratował punkt dla wyspiarzy. Co łączy piłkarzy, którzy w sobotnie popołudnie odnaleźli drogę do siatki rywali? Grzybowski i Mazurkiewicz urodzili się w jednym mieście - pomorskim Tczewie. Napastnik Górnika 1. stycznia 1976 roku, obrońca Floty ponad siedem lat później. Obaj są wychowankami Wisły Tczew, gdzie stawiali pierwsze piłkarskie kroki. Ich drogi mogły połączyć się ponownie w Łęcznej, ale Mazurkiewicz dołączył do składu Górnika kilka miesięcy po odejściu Grzybowskiego. Co się odwlecze - to jednak nie uciecze. Zawodnicy spotkali się w sobotnie popołudnie w Świnoujściu, gdzie ustrzelili decydujące o losach konfrontacji bramki.

Wściekłość, smutek, rozgoryczenie

Niewiele powodów do radości mieli po ostatnim gwizdku arbitra bohaterowie sobotniej konfrontacji. Górnik w ostatniej minucie pechowo stracił niemal pewny komplet punktów, a Flota zaprezentowała kibicom marny styl i cudem uratowała remis. Wściekły szkoleniowiec polkowiczan - Dominik Nowak w pośpiechu opuszczał ławkę trenerską, a piłkarze niechętnie rozmawiali z dziennikarzami. - Gdyby ktoś powiedział przed meczem, że przywieziemy punkt do Polkowic - uznalibyśmy to za sukces. Jednak po meczu, z przebiegu zdarzeń, pozostaje spory niedosyt - tłumaczył podczas konferencji prasowej Nowak. Jeszcze bardziej powściągliwy był szkoleniowiec wyspiarzy - Petr Němec. - Nie wiem co mam powiedzieć po takim meczu - jednym z najsłabszych wśród rozegranych przez Flotę na własnym terenie - otwarcie wyznał dziennikarzom. Dopiero, gdy emocje trochę opadły, trener Górnika przyznawał w kuluarach, że w swojej karierze wielokrotnie widział lub strzelał bramki w doliczonym czasie gry. Taka jest piłka!

Latający namiot niezgody

Rzecznik klubu i zarazem spiker na stadionie Floty - Waldemar Mroczek oglądał już piłkarskie zmagania wyspiarzy z wielu perspektyw. Wiele sezonów spędził w odległym oknie budynku klubowego, skąd przeniósł się za bieżnie boiska. Na dłużej zadomowił się za północną bramką, choć wciąż nie rozstawał się z lornetką, która pozostała niezbędnym rekwizytem obserwacji meczu. Od niedawna zasiada pomiędzy ławkami rezerwowych, gdzie poza podawaczami piłek nikt nie przeszkadza w oglądaniu meczu. I wszyscy pozostaliby zadowoleni - gdyby namiot spikera nie wadził obecnie zebranym za nim kibicom. Prawdziwa burza opinii w szklance wody rozpętała się, gdy namiot nieszczęśliwie runął pod naporem nadmorskiej bryzy. Sprawa namiotu nabrała ciężaru gatunkowego znacznie poważniejszego niż mecz Floty z Górnikiem, a jego przyszłość stanęła pod wielkim znakiem zapytania. Cyrk z namiotem w roli głównej z pewnością będzie trwać, ponieważ jak krzyczał jeden z kibiców - "Mroczek to nie Szpakowski", a obiecywana od lat świnoujska wieżyczka dla mediów wciąż pozostaje tylko świnoujską obietnicą.

Komentarze (0)