Marcin Frączak: Przed reprezentacją mecze wyjazdowe z USA i Ekwadorem. Jakie są szanse na to, że liczba kolejnych spotkań kadry bez wygranej nie wzrośnie do ośmiu?
Adrian Mierzejewski : Liczę, że w końcu uda się wygrać mecz, bo od dłuższego czasu tego nam brakuje, choć gra ostatnio była trochę lepsza. Dziennikarze wyliczali nam minuty bez zdobytej bramki, teraz wyliczają mecze bez wygranej. Nie zwyciężyliśmy w ostatnich sześciu meczach, ale USA i Ekwador, te zespoły na pewno są w naszym zasięgu, choć wygrać z nimi nie będzie łatwo. Amerykanie dobrze grali na Pucharze Konfederacji, później na mistrzostwach świata w RPA zremisowali z Anglią. Mają mocny zespół, ale bardzo zależy nam, aby wygrać przynajmniej, któryś z meczów, jak nie z USA to z Ekwadorem. Najlepiej oczywiście, aby oba zakończyły się naszą wygraną.
Powiedział pan, że dziennikarze wyliczali kadrze najpierw minuty, a teraz mecze bez wygranej. Czy to bardzo denerwuje?
- Nie. Możemy denerwować, wkurzać się tylko na siebie, bo przecież to my nie wygrywamy spotkań. To jest tylko nasza wina. Są ludzie od liczenia i są ludzie od przełamywania fatalnej passy.
Amerykanie występują regularnie na mistrzostwach świata, na dodatek w RPA zremisowali z Anglią, a i tak panuje przekonanie, że dobrze to oni grają w koszykówkę. Trudno jest się zmobilizować na mecz z USA?
- Rzeczywiście, jest coś takiego na świecie w podświadomości kibiców, że Amerykanie nawet jakby nie wiadomo jak dobrze zagrali, to są niedoceniani. A przecież na Pucharze Konfederacji wygrali 2:0 z Hiszpanią. Tego typu stereotyp jest zakorzeniony w Europie czy w Ameryce Południowej, ale prędzej czy później zmieni się. Przed mundialem w RPA przecież wielu typowało Anglików do końcowego zwycięstwa, a przyjechali piłkarze z USA i z nimi nie przegrali. Na pewno USA, to mocny zespół, co nie zmienia faktu, że się o nim na świecie za wiele nie mówi.
W ostatnich dwóch meczach kadry, z Ukrainą i Australią nie zagrał pan z powodu kontuzji. To jedyne jej pozytywne następstwo, jeśli tak można powiedzieć, bo ominęła pana porażka z Australią!
- Akurat z tym się nie zgodzę. Dla mnie gra w narodowych barwach jest bardzo ważna. Wolałbym zagrać nawet w przegranym meczu niż leczyć kontuzję. Porażki oczywiście nie są miłe, ale z nich też można wyciągnąć jakieś doświadczenia na przyszłość. Raz się wygrywa, innym razem nie.
Miał pan przez ostatnie tygodnie kontakt z selekcjonerem, Franciszkiem Smudą?
- Nie. Rozmawialiśmy dopiero w niedzielę podczas kolacji. Na pewno będzie okazja do dalszych rozmów, bo przecież kadra będzie ze sobą przebywać ponad dziesięć dni.
Woli pan grać w kadrze na boku pomocy czy w środku?
- Reprezentacja Polski jest dla mnie tak ważna, że w kadrze to ja nie będę sobie wybierał pozycji. Zagram tam gdzie trener Franciszek Smuda będzie mnie widział. Może być to nawet lewa obrona. Jest mi bez różnicy gdzie będę grał.
Kontynuując wątek dotyczący pozycji na boisku, to swego czasu pana poprzedni trener w klubie, Jose Bakero, powiedział, że będzie pana maksymalnie jak to możliwe przesuwał do przodu. Wspomniał nawet, że jest pan na tyle ofensywnym zawodnikiem, że może pan grać też w ataku. Jak się panu coś takiego podoba?
- Słyszałem o tym. Jestem bardziej zawodnikiem ofensywnym niż defensywnym. A jako zawodnik ofensywny oczywiście powinienem bardziej operować przed polem karnym. Dogrywać piłkę kolegom, zaliczać asysty czy strzelać gole. Trener Bakero ma rację w tym, że trzeba mnie ustawiać ofensywnie. Choć lisem pola karnego to nie jestem, więc trudno powiedzieć jak spisywałbym się w ataku.
To i tak bardziej teoretyczne rozważania, bo akurat w ataku konkurencja w kadrze jest dosyć mocna. Może w końcu to się przełoży na gole. Swego czasu grał pan jednak w ataku, tyle że w juniorach. Pamięta pan jeszcze o tym?
- Tak, jednak to było bardzo dawno temu. To było tak dawno, że spokojnie można powiedzieć w żartach, że to było dawno i nieprawda. Choć w Polonii zdarza mi się grać w ataku. Gdy przechodzimy podczas meczu w ustawienie 1-4-3-3, to praktycznie jestem jednym z napastników, choć oczywiście nie tym najbardziej wysuniętym.
Zanim pan przyjechał na kadrę, wcześniej rozegrał pan mecz w Gdyni, gdzie pana Polonia zremisowała 0:0 z Arką. Po pana uderzeniu piłka zmierzała do bramki Arki, ale w ostatniej chwili wybił ją jej zawodnik. Rozpamiętuje pan jeszcze tą sytuację? Czy przyjeżdżając na kadrę zostawił pan sprawy ligowe za sobą?
- W niedzielę rano jeszcze o tym myślałem. Na pewno szkoda tej okazji, bo była duża szansa na gola, na wygranie w Gdyni. Powoli jednak myśli o lidze odrzucam na bok. Liczy się teraz tylko kadra i mecze z USA i z Ekwadorem.
Na poprzednie zgrupowanie, przed meczami z Ukrainą i Australią nie przyjechał pan z powodu kontuzji. Zanim przybył pan do Warszawy na kadrę, grał pan w Gdyni na sztucznej murawie, co nie za bardzo dobrze wpływa na stawy. Z kolanem wszystko jak należy?
- Tak, nic mi nie dolega. Nie czuję bólu, jestem do dyspozycji selekcjonera.