Grzegorz Klejman to dość barwna osoba w Łodzi. Półtora roku temu, gdy Łódzki Klub Sportowy, kierowany wówczas przez Daniela Goszczyńskiego, stał na skraju bankructwa, pożyczył od niemal 3 mln złotych, aby drużyna mogła dokończyć sezon. Zastawem pożyczki, według Klejmana, było 49,5% akcji ŁKS SSA, a jako, że Goszczyński pieniędzy nie oddał, rozpoczął się spór właścicielski w klubie. Goszczyński uważał, że nadal posiada 99% udziałów, zaś Klejman stanowczo powtarzał, że połowa z tego jest jego. W ratowanie piłki nożnej w ŁKS-ie zaangażowało się wtedy miasto Łódź. Przejęło ono sekcję od ŁKS SSA, założyło nową spółkę ŁKS PSS, a następnie sprzedało ją nowym właścicielom - Filipowi Kenigowi i Jakubowi Urbanowiczowi, którzy w tej chwili usilnie starają się, aby klub wrócił do czasów świetności.
Wydaje się, że największe kłopoty ŁKS-u zostały rozwiązane, jednak przejęcie klubu przez miasto odbyło się z pominięciem Klejmana. 99% procent akcji przekazał Goszyczyński, a 1% Stowarzyszenie ŁKS. Przed kilkoma dniami zakończył się jednak przed Sądem Okręgowym proces, a zgodnie z wyrokiem, to Klejman był właścicielem 49,5% udziałów. Przekazanie odbyło się więc niezgodnie z prawem, a na wokandę trafiła właśnie kolejna sprawa, tym razem o unieważnienie umowy miasto - Goszczyńscy.
Sytuacja, nie ma co ukrywać, jest mocno zagmatwana. Klejman zapewnia, że w dalszym ciągu jest ogromnym fanem ŁKS-u i nie zamierza robić nic przeciw klubowi. Chce jednak odzyskać swoje pieniądze, które pożyczył Goszczyńskiemu, a według niego, oddać mu je powinno miasto Łódź. Warto dodać, że pieniądze są teraz Klejmanowi i jego rodzinie potrzebne, gdyż lada dzień trafi on na kilka lat za kratki. Uprawomocnił się wyrok, skazujący go na 4 lata więzienia za przestępstwa gospodarcze.
- Goszczyńscy sprzedali miastu coś, co do nich nie należało. Umowa ta nie może więc być ważna. Co gorsze, władze Łodzi doskonale wiedziały, jaki jest stan faktyczny, bowiem pokazywałem im cały czas akt notarialny nabycia akcji, ale nikt się ze mną nie liczył. Kocham ŁKS, jestem od zawsze jego kibicem i prawdopodobnie i tak przekazałbym akcje klubu, aby go ratować. W tej sytuacji będę się jednak domagał zwrotu pieniędzy, jakie włożyłem w ratowanie ŁKS-u, a które były pożyczką. Na dzień dzisiejszy jest to 5,6 mln złotych, a odsetki rosną z każdym dniem - mówi Klejman.
Spokój zachowują obecne władze ŁKS PSS i podkreślają, że cała sprawa ich nie dotyczy. Jest to bowiem zupełnie inna spółka. Ponadto w klubie twierdzą, że ŁKS SSA przekazał miastu jedynie piłkarską drużynę, a nie akcje (których de facto Goszczyńska nie posiadała), więc obecnemu ŁKS-owi nic nie grozi.