Przecież nie usiądę na boisku i nie zacznę płakać - rozmowa z Maciejem Tatajem, napastnikiem Korony Kielce

- Każdy napastnik w życiu miał pewnie taką sytuację, że koledzy jego strzelali gole i musiał czekać na okazję do gry. Tak samo jest teraz ze mną. Najgorsze co teraz mógłbym zrobić, to położyć się na boisku i odpuścić. Przecież nie usiądę na murawie i nie zacznę płakać. Muszę walczyć o miejsce w składzie - powiedział napastnik Korony, który jesienią poprzedniego sezonu strzelał gola za golem dla pierwszoligowego Dolcanu Ząbki.

Marcin Frączak: Korona w ostatnim meczu pokonała 3:1 Polonię Warszawa. Pan nie wszedł nawet na minutę na boisko. Jakie są pana nadzieje na grę w następnych spotkaniach?

Maciej Tataj: Ciężko będzie o to. Andrzej Niedzielan praktycznie trafia wszystko co ma. W pięciu spotkaniach strzelił sześć goli, to pokazuje w jakiej jest formie. Ja oczywiście cieszę się z tego, że zespołowi idzie, ale na pewno martwi mnie trochę moja sytuacja w drużynie. W ostatnich trzech meczach byłem na boisku przez minutę. Trzeba zacisnąć zęby jeszcze mocniej niż w ciągu ostatnich dwóch tygodni i zasuwać na treningach. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Nie ma pan wrażenia, że w obecnej sytuacji, biorąc pod uwagę formę Niedzielna, to pozostali napastnicy walczą o jedno miejsce w ataku Korony, bo jedno jest dla "Wtorka"?

- Niekoniecznie. Ostatnio Edi też grał przez kilka spotkań od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty, więc też mogłoby się wydawać, że ma pewne miejsce.

Którym się pan obecnie czuje napastnikiem Korony?

- Nie rozpatruję mojej sytuacji w drużynie w ten sposób. Szczerze mówiąc w ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Pracuję ciężko na treningach, wierzę że to zostanie zauważone przez trenera. Ja robię wszystko, aby przekonać do siebie szkoleniowca.

Czy trener Macin Sasal rozmawiał ostatnio z panem na temat pana sytuacji?

- O czym mielibyśmy niby rozmawiać, skoro Andrzej Niedzielan zdobył w pięciu meczach sześć goli. Edi też dobrze się spisuje. Muszę czekać na swoją szansę, nie odpuszczać na treningach. Nic innego się nie wymyśli.

Po meczu z Polonią trudno będzie panu zmienić swoją sytuację. Zespół wygrał, Niedzielan strzelił dwa gole. Edi też dobrze się spisywał.

- Na pewno. Każdy napastnik w życiu miał pewnie taką sytuację, że koledzy jego strzelali gole i musiał czekać na swoją szansę. Tak samo jest teraz ze mną. Najgorsze co teraz mógłbym zrobić, to położyć się na boisku i odpuścić. Nie zamierzam tego robić. Jeżeli każdy z nas będzie dawał z siebie wszystko na treningach, to rywalizacja wpłynie na jeszcze większy poziom drużyny. Przecież nie usiądę na boisku i nie zacznę płakać. Muszę walczyć, to jedyna droga do tego, aby znów zacząć grać.

Korona do Warszawy oczywiście jechała po zwycięstwo, bo przecież po to się gra w piłkę, aby wygrywać, ale strzelić trzy gole Polonii, to spory wyczyn. Czy zawodnicy Korony w ogóle myśleli o tym, że mogą aż tak wysoko wygrać w Warszawie?

- Na pewno nie zamierzaliśmy się w Warszawie bronić. Od początku meczu zresztą było widać, że chcemy grać ofensywnie, atakować. Straciliśmy trochę przypadkową bramkę, co nas jeszcze rozjuszyło.

Niedzielan strzela gole dla Korony jak na zawołanie, ale przed meczem z Polonią, zawodnicy ze stolicy podkreślali, że nie mniej ważną postacią dla pana zespołu jest też Edi, który posyła sporo dobrych podań. Jak pan to skomentuje?

- Wszyscy cieszymy się, że mamy wielu zawodników, którzy potrafią zmienić przebieg meczu, poderwać zespół. To pokazuje tylko, jak trudno jest o miejsce w składzie.

Kiedyś był pan w kadrze Polonii Warszawa, w której nie zabłysnął pan z pewnością tak jak oczekiwał. Dlaczego?

- Miałem fajny początek, trochę gorszy środek, a słabą końcówkę. Liczyłem, że znów będę mógł zagrać przy Konwiktorskiej. Dlaczego mi wtedy nie poszło? Trudno powiedzieć. W jednych klubach piłkarz się sprawdza w innych nie.

Do ekstraklasy, do Korony trafił pan w zimowym okienku transferowym z Dolcanu Ząbki. Czy oswoił się pan już z wymaganiami panującymi w najwyższej klasie rozgrywkowej?

- Tak. Ostatnio co prawda nie miałem zbyt wielu okazji, aby grać, jednak nie było specjalnie trudno się przestawić.

Pana były klub, Dolcan, z którym wygrywał pan m.in. z Widzewem Łódź, obecnie zajmuje ostatnie miejsce w pierwszej lidze. Ma pan jeszcze jakiś kontakt z kolegami z byłej drużyny?

- Oczywiście. Dzwonimy do siebie. Przykro jest mi, że są na takim, a nie innym miejscu. Mam nadzieję, że coś tam drgnie, że zaczną znów wygrywać, zdobywać punkty.

Komentarze (0)