Michał Nawrot: Mecz z Polonią Warszawa był pana pierwszym w kraju od dwunastu lat i powiem szczerze, że od razu widać, że cały ten czas grał pan za granicą.
Marcin Żewłakow: Miło słyszeć takie słowa. Mam nadzieję, że dalej będę potwierdzał to, że sprowadzenie mnie tutaj to było coś co pomogło i coś co się drużynie i klubowi opłaciło.
Trenuje pan z zawodnikami GKS-u od tygodnia. W tym momencie chodzi mi o napastników, czy któryś z nich dałby sobie radę za granicą?
- Jest zdecydowanie za wcześnie żebym się wypowiedział na ten temat. Tak naprawdę rzeczywiście od tygodnia jestem w treningu z drużyną, ale to jest za krótko żeby poznać chłopaków, żeby zaobserwować dobre i gorsze strony. Poza tym wyjazd za granicę to nie tylko umiejętności, to również psychika i mentalność. To tutaj ludzie łamią sobie zęby mimo togo, że nogi i umiejętności czysto piłkarskie są na dużym poziomie. Trzeba sobie umieć poradzić z samotnością, ze stresem, z tym, że w sytuacji kiedy jest ciężko nikt nie pomaga. To są tak naprawdę te zalety, które pozwalają nam przetrwać, a to, że potrafimy grać w piłkę to jest dodatkowy atut, bo w sytuacji kiedy szansa będzie
nam dana możemy to wykorzystać. Tydzień treningów z chłopakami z Bełchatowa to jest zdecydowanie za krótko, żeby powiedzieć o kimś, że poradziłby sobie na zachodzie.
Jest pan najstarszym zawodnikiem GKS-u. Czy liczy pan jeszcze na jakiś wyjazd z Polski do klubu na zachodzie?
- Generalnie ciężko myśleć o wyjeździe za granicę. Ja dostałem szansę, to co za granicą miałem zrobić to już chyba zrobiłem. Tak naprawdę decydując się na powrót do kraju miałem przede wszystkim na myśli nasze występy na ligowym podwórku. Z jednej strony "nigdy nie mów nigdy", ale z drugiej ja chyba wyjazdy na zachód już zakończyłem i teraz będę starał się skupiać na naszych ligowych występach.
Czy chciałby pan zakończyć karierę w jednym klubie ze swoim bratem?
- To było kiedyś nasze marzenie, obiecywaliśmy sobie to. Czy nam się uda to zrealizować zobaczymy. Na razie Michał związał się z klubem w Turcji na dwa lata, ja tutaj w Bełchatowie na rok. Na razie te nasze ścieżki się jeszcze rozchodzą. Jak kiedyś się zejdą i los pozwoli nam zakończyć karierę razem będzie naprawdę fajnie.
Może ściągnął by pan brata do Bełchatowa?
- Ja na razie mam kontrakt tylko na rok, a Michał na umowę na dwa lata, więc nie zazębia się to za bardzo, ale myślę, że obaj musimy skupić się na swoich obowiązkach. Ja muszę skoncentrować się tutaj, na pracy w Bełchatowie i przede wszystkim na sobie. Aspekty wspólnego grania na razie pozostawiamy z boku.
Wie pan, że przychodząc do GKS-u stał się pan nie tylko gwiazdą klubu, ale i całego Bełchatowa i okolic.
- Ja do tego tak nie podchodzę. Jestem takim samym piłkarzem jak każdy inny. Jestem jedną szesnastą czy jedną dwudziestą zespołu. Mówienie, że jestem gwiazdą zespołu... ja do tego mam duży dystans. Jestem takim samym zawodnikiem jak inni i tak do tego podchodzę. Jeśli ktoś z młodszych chłopaków będzie chciał skorzystać z tego, co ja przeszedłem, z mojego doświadczenia, czy ze sposobu jak podchodzę do rzemiosła piłkarskiego to bardzo fajnie, chętnie mu pomogę. Natomiast na boisku jesteśmy wszyscy
równi i tutaj nie ma starszych, młodszych, lepszych, gorszych. Ta podstawowa jedenastka, czy szesnastka delegowana do meczu, oni wszyscy mają równe prawa i ja tak to widzę.
Na pewno jeżeli dojdzie pan do pełnej formy fizycznej to będzie pan rozgrywał pełne spotkania, a kibice GKS-u będą oczekiwali od pan wielu strzelonych goli.
- Jak to od napastników bywa. Ja wiem, że przychodząc tutaj jako zawodnik troszeczkę starszy... Chodzi też o rolę w szatni, czy na samym treningu po to, żeby młodszego kolegę czy skorygować, czy mu wytłumaczyć jak powinien robić, a jak robi, żeby to miało troszeczkę lepsze przełożenie na dobro drużyny. Ja tak widzę swoją rolę. A na boisku jako napastnik na pewno chciałbym jakąś tam bramkę strzelić, zrobić coś dobrego, żeby to było i docenione i miało przełożenie na końcowy sukces zespołu. Będę starał się, żeby te moje poczynania boiskowe wyglądały jak najlepiej.
Wspomniał pan, że będzie podpowiadał młodszym kolegom jak mają grać. Widać i słychać było to już w sparingu z Polonią, gdzie nawet na trybunach było słychać jak pokrzykiwał pan na młodego Bociana.
- Czasem młody zawodnik potrzebuje takiego ukierunkowania. Czasem nie jest przekonany, że to co robi, robi dobrze i nie do końca ma to przełożenie na zespół. Wydaję mi się, że to nie jest krytyka tylko korekta, którą ja jako młody zawodnik kiedyś przeszedłem, zastosowałem i w pewnym momencie wyszło mi to na dobre. Staram się też tak do tego podchodzić, bo wiem, że patrząc na to z boku można podszlifować pewne rzeczy, a pewne skorygować po to żeby zespół, czy gra zespołu wyglądała troszeczkę lepiej a
indywidualnie dla zawodnika wyjdzie to z korzyścią. Akurat tutaj trafił się Łukasz Bocian. Tak naprawdę chciałbym swoimi podpowiedziami sprawić, że ci chłopacy będą się coraz pewniej czuć na boisku i czuli, że ta ich gra niesie dla zespołu coraz więcej. To było tylko tym podyktowane.
Wyszedł pan w sparingu z Polonia Warszawa na drugą połowę i zaprezentował się znakomicie. Czy wyjdzie pan w pierwszym składzie na Polonię Bytom, mimo iż nie jest, jak sam pan mówi, w najlepszej formie kondycyjnej?
- Jeśli chodzi o personalia, to naprawdę to jest rola trenera. Ja nie chcę się wysuwać ponad szereg. Wiem co mam do zrobienia, wiem na jakim jestem etapie i uszanuję każdą decyzję trenera, a w sytuacji kiedy znajdę się na boisku będę starał się jak najlepiej zaprezentować i jak najwięcej dać zespołowi. Co do mojej postawy w meczu z Polonią. Na oceny jest troszeczkę za wcześnie. Po jednym sparingu nie można kogoś dobrze ocenić ani źle ocenić. Poczekajmy z tymi ocenami.