Mariusz Jop: Jest to cholernie trudne

W środę po przedpołudniowym treningu Wisły Kraków redaktorom oficjalnego internetowego serwisu klubu udało się nakłonić do rozmowy Mariusza Jopa, który stał się "Bohaterem ostatniej akcji" wtorkowych 181. Wielkich Derbów Krakowa.

Jop, który wystąpił w tym spotkaniu ze względu na kontuzję Pablo Alvareza w 93. minucie gry - w ostatniej akcji meczu - chcąc wybić piłkę po dośrodkowaniu Aleksandr Suworowa z rzutu wolnego, umieścił ją we własnej bramce. Chwilę później sędzia Dawid Piasecki odgwizdał koniec pojedynku, a Wisła podzieliła się punktami z Cracovią. Dla Białej Gwiazdy remis oznacza praktycznie utratę mistrzostwa, a Cracovii zapewnił utrzymanie w lidze.

- Oglądałem tę sytuację kilkanaście razy w nocy. Wydawało mi się, że właściwie dobrze się zachowałem, bo wyprzedziłem zawodnika, którego pilnowałem. Wydawało mi się, że wybiję piłkę przed siebie, natomiast ona jakoś tak niefortunnie się odbiła, że poleciała do bramki. Marcin Juszczyk nie miał szans obronić tego strzału. Ta sytuacja to nieprawdopodobny koszmar, ogromny pech. Trudno sobie wyobrazić, że w takich okolicznościach można było zremisować spotkanie. O dalszych konsekwencjach nie mówię, bo wiadomo, co się z tym wiąże - mówi Jop, któremu w nocy ciężko było zapaść w sen: - Zamknąłem oczy tyko na chwilę. Było trudno. To bardzo ciężka dla mnie sytuacja. W trakcie mojej kariery piłkarskiej jeszcze nigdy nie byłem w tak trudnym momencie.

Mariusz Jop już przed derbową wpadką nie należał do ulubieńców wiślackiej publiczności. Obrońca nie ukrywa, że teraz część kibiców może głównie jego winić za nieudaną próbę obrony mistrzostwa: - Pewnie tak kibice będą to odbierali. Ludzie mają to do siebie, że żal i niepowodzenia chcą spersonalizować. Ja się z tym muszę pogodzić i żyć, bo nie pozostaje mi nic innego. Jest to cholernie trudne, ale takie jest życie, taka jest piłka. Ja mam do siebie dużo żalu i w pewien sposób się obwiniam o to, co się stało.

Na kolejkę przed zakończeniem sezonu na fotel lidera ekstraklasy w miejsce Wisły wskoczył Lech Poznań, który zwycięską bramkę w spotkaniu z Ruchem Chorzów zdobył dosłownie kilkadziesiąt sekund przed tym, jak na Suchych Stawach Jop doprowadził do remisu (wszystkie mecze 29. kolejki rozgrywane były o tej samej porze). Biała Gwiazda nie straciła jeszcze jednak szans na tytuł. Może go zdobyć, jeśli pokona w sobotę Odrę Wodzisław Śląski, a Lech nie wygra z Zagłębiem Lubin. - Nadzieja jest zawsze, ale zdaję sobie sprawę z tego, że szanse na to, żeby Lech nie zdobył kompletu punktów u siebie są bardzo małe. W sobotę musimy zagrać i wygrać, żeby chociaż zakończyć sezon zwycięstwem w pojedynczym meczu, bo przecież jeśli Lech wygra, to ten sezon będzie dla nas porażką - kończy Jop.

Komentarze (0)