Przypomnijmy, Gryboś zagrał w dwóch grudniowych i jednym styczniowym sparingu. W sumie spędził na testach w Sosnowcu ponad dwa tygodnie. Nie pojechał też na obóz przygotowawczy Stali, bo liczył na dobre wiadomości z Zagłębia. Tymczasem na oficjalnej stronie klubu pojawiła się informacja, że sosnowiczanie nie są już zainteresowani jego pozyskaniem, bo Stal zażądała 70 tysięcy złotych. - Oczywiście, to była zaproponowana przez nas kwota. Tylko nie wiem, po co zapraszali go drugi raz na testy, choć już wcześniej ją znali. Ja rozumiem negocjacje tak, że my chcemy np. 70 tysięcy, oni są skłonni dać 20-30 tysięcy i wspólnie dochodzimy do porozumienia. Problem w tym, że Zagłębie przez ten cały czas nie zaproponowało żadnej kwoty. Dlatego jestem przekonany, że Irka chciał trener, ale zarząd klubu od początku nie był zainteresowany tym transferem - mówi Szczepaniak.
- Zresztą pierwszy raz spotykam się z takim sposobem przeprowadzenia transferu - kontynuuje działacz Stali. - Wczoraj wypożyczyliśmy Wojciecha Reimana do Bytomia. Z prezesem Polonii najpierw rozmawialiśmy przez telefon, później przyjechał do Rzeszowa, usiedliśmy w restauracji i w cztery godziny doszliśmy do porozumienia. Przy transferze Grybosia ciężko było nawet o kontakt telefoniczny. Dla mnie to było zwykłe bicie piany. Rozbili nam tylko przygotowania, bo Irek zamiast trenować z drużyną, jeździł do Sosnowca - denerwuje się Szczepaniak.
Tymczasem Zagłębie szybko znalazło następcę Grybosia. We wtorek pojawiła się informacja o tym, że sosnowiczanie nie są zainteresowani pozyskaniem napastnika Stali, a w środowym sparingu z GKS-em Katowice 45 minut rozegrał występujący ostatnio w Pogoni Szczecin Marek Kowal.