"Lewandowski nadawał się do zmiany". Wtedy Flick wykonał ważny gest [OPINIA]

Getty Images / Robert Lewandowski tchnął nowego ducha w Barcelonę
Getty Images / Robert Lewandowski tchnął nowego ducha w Barcelonę

Całe szczęście, że hit Atletico - Barcelona (2:4) zaplanowano na wieczór i to, co goście zrobili w Madrycie, wydarzyło się grubo po godz. 22:00. W przeciwnym razie interweniowałaby KRRiTV. To było nocne kino dla ludzi o silnych nerwach.

Rywalizacja Atletico z Barceloną w sezonie 2024/25 to festiwal dreszczowców. Dwukrotnie po seansie (1:2, 4:4) zdewastowani byli podopieczni Hansiego Flicka i kibice Dumy Katalonii, ale teraz Barca wzięła sobie z nawiązką rewanż na Rojiblancos. Do 73. minuty przegrywała 0:2, by wygrać 4:2 po golach w doliczonym czasie gry. Więcej TUTAJ.

Kluczową rolę w wielkim triumfie Barcelony w Madrycie odegrał Robert Lewandowski, choć przez ponad godzinę był antybohaterem. Złośliwością byłoby stwierdzenie, że Atletico momentami grało w dwunastu, z szalejącym przy linii bocznej Diego Simeone, na dziesięciu, ale Lewandowski po fantastycznym starcie sezonu jest cieniem samego siebie. I tak było też w niedzielny wieczór na Wanda Metropolitano.

Z jednej strony, po zimowej przerwie liczby się zgadzają. Polak strzelił 12 goli w 16 meczach w 2025 roku. Z drugiej, jego gra w ostatnich tygodniach pozostawia wiele do życzenia. "Lewy" odzyskał skuteczność, ale wygląda wręcz jak ciało obce w zespole. W jego przypadku gole nie są puentą dobrych występów - są usprawiedliwieniem jego obecności na boisku. Jedynym.

ZOBACZ WIDEO: Połączenie akrobatyki z futbolem. Takie gole to rzadkość

A gdy ich nie ma, to - patrząc na to bez emocji - Flickowi trudno bronić decyzji o trzymaniu go na boisku. Tyle że Niemiec nie odpowiada przed nikim poza samym sobą i nie musi się tłumaczyć z wiary w Lewandowskiego. Ten może być zupełnie poza grą albo nieporadnie w niej uczestniczyć.

Lewandowskiemu wszystko się wybacza, kiedy strzela, ale kiedy tego nie robi, to momentami przykro patrzeć... Jak w 37. minucie znalazł się z piłką na połowie boiska i nie miał bladego pojęcia, co dalej zrobić. Dezorientacja 36-latka była dojmująca. Młodsi o dekadę i więcej koledzy, którzy mogliby mu pozazdrościć CV, zaczęli nim sterować jak mniej rozgarniętym kolegą.

Owszem, chwilę wcześniej błysnął, kiedy przy linii bocznej, z Marcosem Llorente na plecach, wykonał "obrót Johana Cruijffa", ale to - czego już w poniższym filmiku nie widać - była sztuka dla sztuki. Po wyswobodzeniu się spod opieki rywala wyhamował akcję, cofnął ją i oddał Atletico kilkanaście zdobytych chwilę wcześniej metrów. Sam zatarł swoje dobre wrażenie.

Ale to wszystko, co dzieje się z udziałem Polaka poza polem karnym, dla Flicka zdaje się nie mieć znaczenia. Niemiec tak zaprogramował całą ofensywną (potężną przecież) machinerię Barcelony, by ta pracowała na Lewandowskiego, a głównym zadaniem "Lewego" jest finalizacja. 36-latek poza trafieniami nie ma wiele do zaoferowania drużynie, ale Flick niczego więcej od niego nie oczekuje i cierpliwie czeka na bramki Polaka. A z tymi jest jak z widzami w kinach na ekranizacjach lektur szkolnych. I tak przychodzą.

Flick to wie, dlatego nie zmienia Lewandowskiego. Nawet wtedy, gdy aż się prosi to zrobić. Z Benficą w Lizbonie w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów, gdy Niemiec musiał wprowadzić na boisko środkowego obrońcy, by odbudować blok defensywny po czerwonej kartce Pau Cubarsiego. Miejsce Ronaldowi Araujo musiał zrobić Dani Olmo, a nie "Lewy”.

Może i był taki etap sezonu, w którym Flick ściągał Polaka przed końcowym gwizdkiem, ale gdy przychodzi gra o najwyższą stawkę i w trudnych okolicznościach, to polega właśnie na nim. Tak było w Lizbonie, i tak było teraz w Madrycie. To ważne gesty Flicka, którymi trener Barcelony pokazuje, jak bardzo ceni Lewandowskiego. Wszystko fajnie, ale na końcu liczy się to, co w sieci, a bramki dowozi "Lewy".

Lewandowski cieszy się bezkresnym zaufaniem Flicka. Niemca nie zraziła nawet sytuacja z końcówki pierwszej połowy. W 44. minucie koledzy wypracowali "Lewemu" pierwszą dogodną sytuację, ale ten najpierw źle, "pod siebie", przyjął piłkę, a potem w pośpiechu uderzył fatalnie nad bramką. I zamiast prowadzić 1:0, Barcelona po chwili przegrywała 0:1, bo 45 sekund po pudle Polaka Wojciecha Szczęsnego pokonał Julian Alvarez.

Gdy Flick w pogoni za wynikiem musiał wprowadzić Ferrana Torresa, to zrobił to kosztem Olmo, a nie mającego bardzo zły dzień Lewandowskiego. Przemiana Polaka z antybohatera w bohatera była jednak kulminacyjnym momentem spotkania.

Tuż po stracie gola na 0:2, kiedy goście czuli się pokrzywdzeni decyzją sędziego o uznaniu bramki Sorlotha, Lewandowski wściekle zaatakował dośrodkowaną do niego przez Inigo Martineza piłkę i choć nie przyjął jej idealnie na klatkę, to wślizgiem z 15 metrów wpakował ją do siatki. Jakby wyładował na niej frustrację swoją i kolegów. Zresztą jego mina po zdobyciu bramki mówi sama za siebie. To był amok, a nie radość.

Clement Lenglet dotąd udzielał mu surowej lekcji, ale w tej jednej sytuacji to Polak był górą. Odkupił winę z 44. minuty i przede wszystkim porwał kolegów do walki. Bez tego trafienia w tym konkretnym momencie Barca prawdopodobnie wyjechałaby z Madrytu bez punktów. Jeden błysk zadecydował o tym, że Lewandowski, który dotąd męczył siebie i kibiców, opuścił Madryt jako jeden z architektów sukcesu.

Flick miał nosa, że zatrzymał go na boisku, bo ten nie tylko strzelił kontaktowego gola, ale miał też udział w wyrównującym trafieniu Torresa. Wiążąc swoim ruchem bez piłki Robina Le Normanda i Marcosa Llorente, wykreował wolną przestrzeń, w którą wbiegł Torres i zamienił na bramkę dośrodkowanie Raphinhi.

A jeszcze do 73. minuty piłkarz z numerem "9" w Barcelonie nadawał się do zmiany. Dość powiedzieć, że do momentu zdobycia bramki na 1:2, według algorytmu SofaScore, grał on na notę 5,9 - tak nisko w tym sezonie oceniony jeszcze nie był. Ale na szczęście do Flicka "czucie i wiara silniej mówi niż mędrca szkiełko i oko".

Na zmianę zasługiwał numer "9", ale nie Lewandowski. Niemiec wie, że największych atutów Polaka nie da się zamknąć w liczbach i algorytmach. Nie ma tam parametru "zrobić coś z niczego", a to specjalność "Lewego". Nie mówiąc o przewidzeniu momentu wystąpienia takiego zdarzenia.

Gola na 1:2 Lewandowski strzelił z sytuacji wycenianej według współczynnika xG na 0,08 bramki, co oznacza, że miał mniej niż 10 proc. szans na jej zdobycie. A jednak. Tego nie "wypluje" żaden komputer.

Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (56)
avatar
Gregorius07
2 h temu
Zgłoś do moderacji
15
0
Odpowiedz
Kmita - ty chyba nie oglądałeś wczorajszego meczu! Nie jestem fanem Lewego, bo ma za dużo za uszami. Ale wczoraj Lewy naprawdę walczył i starał się przez cały mecz. Bez przerwy był krótko kryty Czytaj całość
avatar
Olsen 64
2 h temu
Zgłoś do moderacji
6
1
Odpowiedz
Chyba oglądaliśmy inny mecz !!! Lewy był bardzo aktywny, miał dużo kontaktów z pilką, brał obrońców na plecy, harował jak wół. Strzelił niezwykle ważną bramkę, miał kilka kolejnych sytuacji. Sz Czytaj całość
avatar
Karol Legierski
2 h temu
Zgłoś do moderacji
11
3
Odpowiedz
Flick i Lewy róbcie swoje , nie przejmujcie się dyletanckimi rozważaniami pseudoexpertów podczas porannej ich toalety . 
avatar
jagulek62
3 h temu
Zgłoś do moderacji
9
1
Odpowiedz
Artykuł można napisać od siebie...albo pod dyktando zlecenie życzliwego lub oponenta. I tak tu często bywa 
avatar
Marcin Sz
4 h temu
Zgłoś do moderacji
21
1
Odpowiedz
Mnie śmieszy tak ciągła krytyka Lewego. Ja nie znam napastnika który strzelałby wszystko. Barcelona jest liderem gra dalej w Lidze Mistrzów, Pucharze Króla, zdobyli Superpuchar Hiszpani. Lewy Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści