- Moja rodzina pochodzi z okolic Lwowa, w związku z tym na stole pojawiają się niektóre potrawy rzadko spotykane w Polsce, na przykład kutia - opowiada Marek Koźmiński.
Były piłkarz zaznacza jednak, że są to wbrew pozorom polskie tradycje. - To nie pochodzi z Ukrainy. Kiedyś była tam Polska, więc są to nasze rodzime tradycje z tamtych rejonów. Zawsze przy stole mamy jedno wolne miejsce dla niespodziewanego gościa. Gdyby ktoś zawieruszył się na dworze, to jest gdzie go przyjąć - opisuje.
- Nie jestem smakoszem karpia. Jednak na pewno zjedzenie tej potrawy raz w roku jest fajne, w szczególności na kilka sposobów, w galarecie, po żydowsku, na słodko. Akcent, który jest u nas pielęgnowany to kutia. To jest potrawa podchodząca pod formę deseru. Lubię również kompot ze śliwek. To są rzeczy, które mi najbardziej smakują - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Marek Koźmiński.
Były reprezentant Polski miał spore problemy z przypomnieniem sobie prezentu, który go zaskoczył. - Jakichś irracjonalnych podarunków nigdy nie dostawałem, ale kiedyś razem z żoną otrzymaliśmy prezent, który nie do końca był śmieszny. Sprzedający lekko się pomylił. Wówczas urodził nam się syn, a podarunek okazał się być dla dziewczynki. Obdarowujący wiedział, że mamy syna i jesteśmy przekonani, że kupował rzecz dla chłopca. Później dochodząc do sedna sprawy, okazało się, że w sklepie, w którym odbierał prezent, ktoś pomylił kwitki. Ta osoba opowiedziała nam jak walczyła o ten podarunek. To był wózek sportowy, dość trendy w tamtych czasach. Okazało się, że zamiast niebieskiego, otrzymaliśmy różowy, a to trochę nie pasowało - wspomina uczestnik Mistrzostw Świata w Korei i Japonii w 2002 roku.