Bohaterami tej szeroko komentowanej akcji byli Bartosz Jaroch oraz Tornike Gaprindaszwili, którzy walczyli o górną piłkę w polu karnym Arki Gdynia. Gruzin zagrał ją łokciem, a zespół sędziowski nie zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego dla Wisły Kraków (więcej TUTAJ).
Sędziowie VAR w rozmowie z TVP Sport przyznali się do błędu w ocenie tej sytuacji. Pomyłka polegała ich zdaniem na tym, że nie zarekomendowali wideoweryfikacji arbitrowi głównemu.
ZOBACZ WIDEO: Nie zapunktowali w Lidze Mistrzów. Mimo to sporo zyskali
- Ręka była ułożona w sposób nienaturalny. Zbyt mocno poszerzyła obrys ciała, nie jest współmierna do walki o pozycję - przyznał Piotr Rzucidło odpowiedzialny w tym meczu za system VAR.
Wcześniej sędziowie wytłumaczyli, dlaczego nie zdecydowali się na wezwanie Pawła Raczkowskiego do monitora, aby sam obejrzał to zdarzenie.
- Dla nas ułożenie ręki piłkarza Arki było w jakiś sposób usprawiedliwione, patrząc, że walczył o pozycję. Głównym aspektem przy ocenie sytuacji było to, że Gaprindaszwili tej piłki nie widzi. Patrzy w kierunku swojego rywala, a nie piłki. Ona spadła mu na rękę. Wtedy braliśmy to pod uwagę - tłumaczył Rzucidło.
Swój punkt widzenia na tę sytuację przedstawił również Tomasz Listkiewicz, który również zajmował się wideoweryfikacją w spotkaniu Arki z Wisłą. Sędzia stwierdził, że Gaprindaszwili wykonał ruch do piłki i dlatego podopiecznym Mariusz Jopa należał się rzut karny.
- Zabrakło spokojnego spojrzenia, wszedłem na złą ścieżkę metodologiczną. Zamiast pomóc kolegom, przeszkodziłem. Jest nam przykro, ponieważ to była bardzo ważna decyzja - podsumował.