To była klęska. Manchester City, po porażce w meczu domowym z Realem Madryt 2:3, ruszył do stolicy Hiszpanii z piekielnie trudną misją: odrobić straty na Santiago Bernabeu. I choć Pep Guardiola prostował swoje słowa o tym, że jego zespół ma 1 procent szans na awans, to rzeczywistość pokazała, że były one wyjątkowo trafne.
Już po nieco ponad pół godziny Real prowadził 2:0 i sprawa awansu była w zasadzie jasna. Guardioli jednak po raz kolejny nie pomógł los. Tuż przed meczem okazało się, że z powodu urazu nie zagra Erling Haaland.
- W tym sezonie było wiele przypadków kontuzji, nie mogło być inaczej w tym meczu - przyznał z ponurą miną szkoleniowiec. Żeby jednak nie było za wesoło, na domiar złego po 8 minutach z boiska zejść musiał także John Stones.
Przespano moment
Guardiola w obecnym sezonie padł ofiarą własnej filozofii i podjętych decyzji. Latem do klubu ściągnięto jedynie Savinho i 34-letniego Ilkaya Gundogana, lekką ręką oddając chociażby Juliana Alvareza.
- Nie chcielibyśmy wydawać dużo pieniędzy na zawodników, którzy nie zagrają w wielu meczach. Jeśli kogoś potrzebujemy, musi to być odpowiednia cena - komentował Guardiola, podkreślając, że nie zamierza sztucznie rozszerzać kadry, a później mierzyć się z niezadowoleniem rezerwowych.
Taka filozofia jednak szybko odbiła mu się czkawką. Kolejne kontuzje sprawiły, że momentami Katalończyk miał duże problemy z zestawieniem wyjściowej jedenastki. Natomiast zawodnicy, którzy zostali mu do dyspozycji, byli dalecy od optymalnej formy.
- Guardiola sam przyznał, że dysponuje zbyt starą drużyną i być może latem 2024 roku przespano moment, w którym należało dokonać zmian w drugiej linii, a zamiast tego ściągnięto 34-letniego Ilkaya Gundogana. Zdecydowanie coś się kończy. Kończy się City w takim kształcie, który zagwarantował im potrójną koronę - komentuje Michał Zachodny.
- O tym jednak już wiedzieliśmy, bo do tej drużyny dodawano zawodników choćby takich jak Savinho latem czy Omar Marmoush zimą - dodaje ekspert. - Odbudowa będzie wymagać jednak fundamentalnych zmian w drużynie.
Te zaczęto właśnie zimą. Okienko, którego do tej pory Guardiola zawsze unikał jak ognia, nagle stało się teatrem jednego aktora. Żaden inny klub nawet nie zbliżył się do sum, które w ostatnim miesiącu wydawało City. Omar Marmoush (75 mln euro), Nico Gonzalez (60 mln euro), Abduqodir Husanov (40 mln euro) czy Vitor Reis (37 mln euro) mieli na szybko załatać braki, jakie uwidoczniła pierwsza połowa sezonu. Niestety, co pokazał mecz z Realem, posiłki przybyły za późno.
- Jak z każdym etapem przebudowy trzeba pamiętać, że to będzie kosztowało, że jest etap nauki, wdrażania tych zawodników, jest też etap poszukiwania tych właściwych rozwiązań. Wydaje mi się, że to jeszcze wciąż przed City. Jednak sam fakt, że tak mocno zainwestowali, że Guardiola po porażce w Madrycie z pełnym zdecydowaniem mówi, że chce pracować w tym klubie i nie wyobraża sobie, że teraz odpuści, daje jasne odpowiedzi: tak, on chce to przebudować. Przebudować drużynę po kryzysie, jakiego w swojej karierze szkoleniowej nie miał. To dla niego nowe wyzwanie, jak sam to mówił, na końcu kariery klubowej - tłumaczy Zachodny.
Czas zmian
Jak to jednak możliwe, że szkoleniowiec z tak dużym doświadczeniem, który w piłce klubowej wygrał wszystko, dopuścił do takiej zapaści zespołu, nie zauważając potrzeby przebudowy składu latem?
- Wydaje mi się, że to był efekt przede wszystkim ogromnego zaufania. Guardiola wciąż wierzył, że z tą drużyną, z tymi kilkunastoma zawodnikami, przebrnie przez bardzo trudny sezon. On wcześniej jawił nam się jako szkoleniowiec, który woli dysponować bardzo wąską kadrą. Ten sezon jest tego przeciwieństwem i on sam na konferencjach wielokrotnie się nad tym zastanawiał - zwraca uwagę Zachodny.
Faktycznie, gdy spojrzymy chociażby na Premier League, to Manchester City dysponował jedną z najwęższych kadr w stawce. Pep Guardiola do niedawna miał jeszcze do dyspozycji zaledwie 24 zawodników. W przypadku żadnego innego klubu ta liczba nie była mniejsza, podczas gdy drużyny takie jak Chelsea czy Tottenham posiadały nawet po 30 piłkarzy.
- Pytanie, czy to jest też moment do zmiany podejścia Guardioli do zarządzania składem, rotacji, bo jeśli Guardiola dokonuje zmian, to raczej w wyjściowym składzie, z meczu na mecz, z pomysłu na pomysł. W samym meczu jednak rzadko decydował się na tak wiele zmian jak w obecnym sezonie, co też wynikało z licznych kontuzji, tak jak choćby z Realem, gdy boisko musiał opuścić Stones. Jak jednak Guardiola mógł do tego dopuścić? No cóż, Guardiola mógł bardzo wierzyć w tych piłkarzy, którzy dawali mu tyle zwycięstw. Miał do tego pełne prawo - podsumowuje nasz rozmówca.
- Tak. Tak. Tak... Chcę kontynuować swoją pracę w Manchesterze City - mówił na gorąco po meczu z Realem Guardiola.
To oznacza jednak, że przed nim czas rewolucji. Z drużyną będzie musiało pożegnać się kilku doświadczonych graczy. W Anglii sporo mówi się o tym, że nadszedł czas na rozstanie m.in. z Bernardo Silvą, a już latem sporo miejsca poświęcało się potencjalnemu transferowi Kevina De Bruyne. Do tego na cenzurowanym znaleźli się chociażby Matheus Nunes. Całkowitej przebudowy wymaga ponadto linia pomocy, która w wielu meczach była przyczyną szokujących porażek.
Jednego w Manchesterze mogą być pewni. Przed zespołem bardzo intensywne miesiące.
ZOBACZ WIDEO: Wykonał sprint przez połowę boiska. Tak pracuje ochroniarz Messiego