To naprawdę trudne do wytłumaczenia. Niewyobrażalne. Rui Silva po prostu zwariował.
31 lat, w CV takie kluby jak Real Betis, Granada, a teraz Sporting. Jesienią był podstawowym bramkarzem Betisu, a w sumie na poziomie La Ligi rozegrał 158 meczów.
I naprawdę trzeba się mocno natrudzić, by zrozumieć, co chciał zrobić w sobotnim meczu Sportingu z Aroucą.
Była 8. minuta. Oczywiście, Jerry St. Juste zagrał mu bardzo niewygodnie, natomiast nie jest to żadnym usprawiedliwieniem. W pobliżu nie był żadnego rywala. Można było przyjąć piłkę nogą, klatką piersiową. Albo po prostu ją przepuścić, bo nawet nie leciała w kierunku bramki.
Co zrobił Rui Silva? Jakąś przedziwną figurę gimnastyczną. Podskoczył, nie skontrolował swojego położenia i wbił futbolówkę do własnej bramki. Nie mógł uwierzyć w to, co się wydarzyło. Rozłożył ręce. Może mieć pretensje do kolegi za to podanie, ale w pierwszej kolejności powinien spojrzeć na siebie, bo to on zawalił na całej linii.
Samobója roku znamy już w połowie lutego. Kabaret.
Zobacz kuriozalnego samobója bramkarza Sportingu:
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: FC Barcelona pokazała, jak trenuje Wojciech Szczęsny