Przed środowym meczem Ligi Mistrzów z Atalantą Hansi Flick ogłosił, że między słupkami Barcelony ponownie stanie Wojciech Szczęsny. - Zawsze szukam tego, co najlepsze dla zespołu i w tej chwili widzę to tak - przyznał Niemiec. Więcej TUTAJ.
To ważna zmiana w zachowaniu Flicka. Dotąd, gdy miał postawić na Polaka, kluczył i na konferencjach prasowych i mówił tak, by nic nie powiedzieć. Teraz nie bawił się w dyplomację i już w przededniu spotkania ogłosił, że postawi na "Teka". Status Szczęsnego w Barcelonie został zaktualizowany.
To też kolejny manifest trenera Dumy Katalonii. Takim było już postawienie na Szczęsnego - wbrew opinii środowiska w Hiszpanii - w ostatnim meczu ligowym z Valencią (7:1). W końcu ledwie trzy dni wcześniej przez błędy Polaka Barcelona musiała gonić wynik w spotkaniu z Benficą (5:4) w Lidze Mistrzów.
ZOBACZ WIDEO: To rzadki widok. Gwiazda futbolu była przerażona
Flick wysyła jasne komunikaty: "Ja odpowiadam za zespół i ja podejmuję decyzje. To moje prerogatywy". Adresatem ich są zarówno dziennikarze, jak i piłkarze. Nie będzie jak Xavi, który w pewnym momencie stał się marionetką w rękach opinionistów. Ci w rywalizacji Pena vs Szczęsny kibicują, co zrozumiałe, rodakowi, ale Flick - całe szczęście - ma to gdzieś. Nie penia przed prasą.
A zawodnicy, którym zdarzało się wodzić Xaviego za nos w kwestiach dyscyplinarnych i taktycznych, wiedzą, kto tu rządzi. W mediach od początku pobytu Szczęsnego w Barcelonie pojawiają się "przecieki", jakoby piłkarze "woleli, by bronił Pena". Dobrze dla nich, że Flick wie, że piłkarska szatnia to nie miejsce na demokrację.
Tego, że Szczęsny prędzej czy później wygryzie Penę, można się było spodziewać. Tak po prostu musiało być. Nie po to po urazie Marca-Andre ter Stegena wjeżdżał do stolicy Katalonii na białym koniu, by być tylko partnerem do rozgrzewki dla Peni.
To przecież bramkarz, który w Romie wygrał rywalizację z Alissonem, a w Juventusie szybciej, niż oczekiwano, posadził na ławce Gianluigiego Buffona. Zresztą, "Gigi" sam wybrał go na swojego następcę, co ma swoją wymowę. A Pena to nie Alisson ani Buffon...
Poza tym Szczęsny, co chyba nigdy nie wybrzmiało z odpowiednią siłą, w minionym sezonie stał się najlepszą wersją siebie. Miał formę życia, a o tym, że latem został bez pracy, zadecydował przede wszystkim specyficzny rynek i jego bramkarska specjalizacja (więcej TUTAJ).
Swoje typy znajdziesz w Panelu Kibica
Wszystkie kluby z najwyższej półki bramki miały obsadzone, a poziom niżej schodzić nie chciał i nie musiał. Angaż w Barcelonie był wyzwaniem na miarę jego ambicji. Nie po to jednak wynurzał się z basenu w Marbelli, by być tylko zmiennikiem Peni.
Flick to w końcu z najlepszych trenerów naszych czasów, który pracował z najlepszymi bramkarzami tej epoki jak Manuel Neuer i Marc-Andre ter Stegen. Uznaje Szczęsnego za lepszego od Peni i nikogo nie powinno to dziwić. Nie potrzebował luksusowego rezerwowego w osobie Polaka. Potrzebował pretekstu, by na niego postawić.
Nie mógł wstawić go do bramki z marszu, prosto z kanapy. Straciłby tym szatnię, a do relacji z piłkarzami przykłada dużą wagę. Po drugie, Pena nie dawał mu powodów do zmiany. Potem wszystko potoczyło się naturalnie: Szczęsny jako "dwójka" - zgodnie ze zwyczajem - dostał szansę w Pucharze Króla, a Pena sam dostarczył Flickowi pretekst, gdy przed półfinałem Superpucharu Hiszpanii spóźnił się na odprawę.
Szczęsny, jak na świetnego bramkarza przystało, niespodziewaną szansę chwycił mocno obiema dłońmi. Już po meczu z Athletikiem Bilbao (2:0) pisałem, że "nadchodzi czas Szczęsnego". To był moment zwrotny w jego przygodzie z Barceloną. Flick zobaczył, że Polak - mimo 34 lat na karku - potrafi dostosować się do zupełnie nowego dla siebie stylu gry i realizuje jego założenia.
To dla trenera najważniejsze. W takich okolicznościach potrafi mu wybaczyć błędy na przedpolu, bo ryzyko ich popełnienia jest wliczone w ten sposób gry. W bramkarskim życiu Szczęsnego styl Barcelony to rewolucja - jak przeskok z epoki z Nokii 3310 na Iphone’a 16. To jest Szczęsny 2.0. Łatwość z jaką zaadaptował się do nowej dla siebie rzeczywistości, tylko potwierdziła jego klasę sportową. Podobnie jak to, jak cierpliwie czekał na swój czas.
Na Flicku wrażenie musi robić też zachowanie Szczęsnego w czasie meczu. Emanuje spokojem. Tego od swojego bramkarza potrzebuje każdy zespół. A szczególnie tak młody i niedoświadczony jak Barca Flicka. Pena tego nie gwarantował. Szczęsny nawet jeśli popełni błąd, to szybko rozładowuje napięcie. Nie podłącza kolegów do prądu. A na linii jest dotąd bezbłędny, co dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem.
Całe szczęście, że Szczęsny zrobił z "gęby cholewę", jak to ujął Jan Tomaszewski. Całe szczęście, że nie uniósł się honorem i nie został zakładnikiem własnych słów, że nie po to kończył karierę, by ją wznawiać. Dzięki temu mamy dwóch Polaków-liderów w klubie, który przez dziesięciolecia był niedostępny dla naszych piłkarzy.
Szczęsny trafił do Barcelony w idealnym momencie. Jako sportowiec spełniony i dojrzały mężczyzna, który nic już nie musi, a który może wszystko. Czemu ta akcja ratunkowa nie miałaby się przedłużyć w dłuższą przygodę? Skoro poradził sobie z Alissonem i Buffonem, to czemu miałby nie poradzić sobie z ter Stegenem po przejściach?
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)
Po tym zakończyłem lekturę tych wypocin. Kto to pisze? AI? Przeciętny licealista prezentuje wyższy poziom.
Powiedzmy sobie szczerze: nie miał szans ten chłopak Inaki . Nie popełnił błędów bo grał bardzo zachowawczo. Bramki wpadały ale teoretycznie był bez winy.
Teraz poszło inf Czytaj całość