Jakub Kosecki, były reprezentant Polski, podzielił się jedną z najdziwniejszych sytuacji w swojej karierze. W programie "To jest Sport.pl" opowiedział o incydencie z czasów gry w niemieckim SV Sandhausen.
Podczas podróży na trening, Kosecki został zatrzymany przez niemiecką policję. - Przetrzepali mi cały samochód, zrobili mi testy na narkotyki, do których musiałem oddać mocz. Dzwoniłem do klubu, że się spóźnię. Robiłem zdjęcia i filmy na dowód. Oczywiście się spóźniłem, wpadłem do klubu, a trener tylko spojrzał na zegarek. Przysięgam, że przez trzy mecze nie podniosłem się z ławki. Trener powiedział mi, że to ja jeżdżę samochodem i to moja wina. Jego nic nie interesowało tylko punktualność - podsumował Kosecki.
Kosecki wspominał, że w Niemczech punktualność była kluczowa. - Trener potrafił cię usadzić na ławce na kilka meczów za jakąś głupotę jak spóźnienie na obiad czy do autokaru - przyznał.
Tym samym były reprezentant Polski przekonał się tam na własnej skórze, że bez względu na powód spóźnienia można narobić sobie problemów. I wówczas żadne wyjaśnienia nie są w stanie pomóc.
W SV Sandhausen Kosecki rozegrał łącznie 40 spotkań, zdobywając cztery gole i notując pięć asyst. W sezonie 2015/16 przebywał tam na wypożyczeniu z Legii Warszawa, a po jego zakończeniu został wykupiony. Po kampanii 2016/17 wrócił jednak do Polski, dołączając do Śląska Wrocław i więcej razy do Niemiec już nie trafił.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: koszmarny błąd w meczu Bayernu. Co on zrobił?!