W ostatnim dniu 2024 roku Wisła Kraków poinformowała, że kontrakt z klubem przedłużył dotychczasowy trener Mariusz Jop. W obszernej rozmowie z WP SportoweFakty decyzję tę komentuje prezes "Białej Gwiazdy" Jarosław Królewski.
Mówi też o nowej strategii transferowej Wisły, a także odnosi się do przyszłości p.o. dyrektora sportowego Vullneta Bashy: - Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z Vullnetem i jego kontrakt będzie przedłużony już jako umowa dyrektora sportowego. On daje z siebie wszystko, odbywa kursy, szkolenia. Jestem pod wrażeniem tych działań - mówi Królewski.
Prezes Wisły tłumaczy też, dlaczego swego czasu zasugerował, że może Wisła powinna grać mecze na... Stadionie Śląskim w Chorzowie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co to był za gol! "Stadiony świata"
Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Zarówno pan, jak i trener Mariusz Jop zapowiadaliście, że musicie się spotkać i porozmawiać o przyszłości. Ta wyklarowała się ostatniego dnia 2024 roku. Jop przedłużył umowę do 2026 roku.
Jarosław Królewski, prezes Wisły Kraków: Wcześniej delegowaliśmy Mariusza Jopa do roli pierwszego trenera. Musieliśmy to przetworzyć już w kontrakt dla pierwszego szkoleniowca. Trzeba było dopiąć szczegóły: jaki wariant nastąpi, gdy awansujemy, a co będzie w przypadku braku awansu. I porozmawiać o zespole, o tym, jak trener Jop widzi rozwój młodzieży. Chodzi też o to, by piłkarze z Akademii lepiej współpracowali z pierwszym zespołem. A trener Jop ma świetny przegląd zawodników z drugiej drużyny. Liczymy mocno na tę współpracę. Mariusz udowodnił - w II drużynie, a potem jako asystent trenera - że jest otwarty na dane w futbolu. Mamy plan powalczyć w tym sezonie o Ekstraklasę. Jeśli się nie uda, to mamy kilka opcji i różne klauzule w kontrakcie. Natomiast przede wszystkim nam zależy, by trener Jop został ze społecznością wiślacką do 2026 roku. Co więcej, jest też dobra chemia między dyrektorem sportowym Vullnetem Bashą a szkoleniowcem. Jestem z tego bardzo zadowolony. Mariusz czyta też raporty, którymi go męczę codziennie. Jest otwarty, by edukować zawodników w tym zakresie. Stosujemy teraz takie podejście, że piłkarze dostają więcej danych, niż wcześniej.
Z tymi deklaracjami dotyczącymi trenerów różnie bywało. Jeszcze w kwietniu w rozmowie z nami deklarował pan: "Nie wyobrażam sobie, bym po 3 miesiącach pracy trenera - niezależnie od wyników - myślał o jego zmianie". A tymczasem w tym sezonie po podobnym okresie pożegnał pan Kazimierza Moskala.
Szczerze powiem, że nie znoszę zmieniać trenerów. Uważam, że dużo łatwiej jest popracować z trenerami nad tym, co nie działa, niż zmienić wszystko pod kolejnego szkoleniowca i jego wizję. Nie zwolniłbym Sobolewskiego, gdyby sam nie podjął takiej decyzji. Dalej pracowałbym też z Albertem Rude, gdybyśmy mieli argumenty, by go do tego przekonać. Z Kazimierzem Moskalem natomiast przyznaję się do swojego błędu. Nie mam nic na swoje wytłumaczenie.
Skąd jednak tak naprawdę ta nagła wolta? Moskal miał być takim "zderzakiem" na europejskie puchary? Przecież od początku nie był pan chyba przekonany do tej współpracy.
Zdawałem sobie sprawę, że może tu wystąpić różnica wizji. Piłkarskiej, sportowej, w kwestii używania danych w futbolu - na różnych polach. Myślałem jednak, że łatwiej będzie mi z tym funkcjonować. Ostatecznie jednak uważam, że ten rozdźwięk był zbyt duży. Dlatego musiałem podjąć taką decyzję. Lubię dostarczać wiedzy trenerom, lubię, jak oni korzystają z tych nowych technologii, nie deprecjonują ich. Starają się wychodzić naprzeciw w tym temacie i są otwarci na rozmowy. A trener Moskal ma swoją wizję tego, jak ma wyglądać piłka. I tego, jak ma grać drużyna, z czego korzysta, jako trener, z czego nie korzysta. To jest trochę inne pokolenie. Ja jestem człowiekiem, który lubi podejmować więcej decyzji opartych o dane. Nie krytykuję jednak byłych trenerów. Nie mogę powiedzieć, że Moskal jest złym trenerem. Po prostu czasem jest taka konfiguracja, że np. Leo Messi gra gorzej w PSG, niż w Barcelonie.
Tym bardziej, że sam pan chwalił występy Wisły w Europie, w domowych meczach z Rapidem, Spartakiem czy w wyjazdowym meczu z Cercle Brugge. Trzeba Moskalowi oddać, że akurat w tych arcytrudnych warunkach w Europie potrafił z tej drużyny sporo wykrzesać.
Dlatego nigdzie nie udzieliłem wywiadu, w którym krytykowałbym któregoś ze swoich byłych współpracowników. I nie będę tego robił. Nawet, jeśli ten żal gdzieś tam był, czy mogłem być rozmaicie oceniany. Nie mam w zwyczaju krytykować byłych pracowników.
Czy analogiczne rozmowy, jak z Jopem, będziecie prowadzić z Vullnetem Bashą? Został zatrudniony jako pełniący obowiązki dyrektora sportowego, ale mówił pan, że jest z jego dotychczasowej pracy zadowolony. Kibice dopytują, czy Basha dostanie narzędzia do rozbudowy pionu sportowego. Może po prostu klub nie ma na to pieniędzy?
Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z Vullnetem i jego kontrakt będzie przedłużony już jako umowa dyrektora sportowego. On daje z siebie wszystko, odbywa kursy, szkolenia. Jestem pod wrażeniem tych działań. Jest osobą, która przyjmuje feedback, słucha. Bardzo mocno zagląda w sprawy akademii, drugiej drużyny. Jego krzywa uczenia się i dojrzewania po karierze piłkarskiej - gdyśmy to ujęli w formie wykresu - jest naprawdę fajna. Myślę więc, że Basha będzie dalej kierował pionem sportowym. Zdecydowanie jest tak, że nie mamy jakichś dużych pieniędzy na rozbudowę działu sportowego. Natomiast staramy się dokooptowywać różne osoby, teraz dołączy ktoś będący bardziej analitykiem danych. Myślę, że Basha zidentyfikuje też potrzeby ze swojej strony i wróci z tematem. Niewykluczone są więc wzmocnienia w tym zakresie w przyszłej rundzie.
Poprzedni dyrektor sportowy koncentrował się mocno na jednym rynku: hiszpańskim. Planujecie się bardziej otworzyć na te kierunki, które ostatnio były w przypadku Wisły mniej eksplorowane, jak bałkański, węgierski, czesko-słowacki, skandynawski?
Tak. Myślę, że kariera Bashy tu też pomaga. Grał w różnych krajach, zna wiele języków. Na pewno będziemy się bardziej otwierać na różne nacje, jeśli chodzi o piłkarzy. Podoba mi się jednak w Bashy to, że uważa, że warto dawać szansę młodym zawodnikom. Ma tu takie samo podejście jak ja: że trzeba ryzykować. To nie jest tak, że szukając zawodników za granicą, jesteśmy pewni, że się zaaklimatyzują. Może więc warto postawić na młodzież. Mieliśmy przykład z Patrykiem Letkiewiczem czy Mariuszem Kutwą. Nie widać wielkiej różnicy, w porównaniu do tego, jakie błędy popełniają gracze z transferów zagranicznych. Mamy Macieja Kuziemkę, Filipa Baniowskiego, wielu fajnych graczy. To jest dobre w Bashy, że widzi tu pole do eksperymentów.
Inna sprawa, czy w ogóle są pieniądze na wzmocnienia zimą. Cały czas słychać, że sytuacja w Wiśle jest zła. Tylko pytanie, jak bardzo zła?
Tu nie ma wielkiej filozofii. Uważam, że budżet na ten sezon przygotowaliśmy dobrze z jednym małym wyjątkiem. Nie ma co ukrywać, że przewidywaliśmy, iż te nasze zaległości i kary nałożone przez UEFA będą w granicach 250 tys. euro. Myślę, że większość osób wie, że skończyło się na kwocie 750 tys. euro. Dla takiego klubu, jak Wisła to jest dwa i pół miesiąca "życia". Trochę nam to zepsuło końcówkę roku, ale nie aż tak strasznie. Mogło być gorzej. Natomiast nie chcielibyśmy też przeinwestować, jeśli chodzi o drużynę. Celujemy w to, by zimą odszedł jeden czy dwóch zawodników oraz być może niektórzy na wypożyczenia. To byłoby dobre też dla ich rozwoju. Mamy też taki plan na to okienko, by wypożyczyć do klubu dwóch czy trzech mocnych zawodników. Takich, którzy w mocnych ligach czy zespołach nie łapią się do pierwszej jedenastki, a chcą regularnie grać. Moglibyśmy przejąć część lub całość ich wynagrodzenia, np. na pół roku z opcją wykupu. Tak, by byli to zawodnicy, którzy już teraz chcą udowadniać swoją jakość.
Kiedyś pytałam o takie rozwiązanie Kiko Ramireza. Mówił wówczas, że takich graczy łatwiej przekonać, gdy oferuje się im grę w Ekstraklasie, jak robiła to np. Puszcza Niepołomice w przypadku Oliwiera Zycha wypożyczonego z Aston Villi. Natomiast to może być tylko kwestia odpowiednich negocjacji.
My, jako Wisła, jesteśmy dzisiaj otwarci na takie wypożyczenia: mocne, wnoszące jakość. Tak, by ci, którzy w innych klubach z różnych względów nie łapią się do składu, u nas grali i mogli dać nam szybki impuls. To nie powinno być ryzykowne z punktu widzenia finansowego. Mamy taki plan na tę rundę. Kontaktowałem się z właścicielami i działaczami kilku klubów z Ekstraklasy i z zagranicy w sprawie takich wypożyczeń. Zależy nam na szybkim wzmocnieniu składu, bez nadwyrężania budżetu na przyszłość.
Choć kadrę macie rozbudowaną i rzeczywiście przydałoby się ją też minimalnie odchudzić, stawiając jednocześnie na jakość w przypadku nowych wzmocnień. Np. chętnie pożegnalibyście Mateusza Młyńskiego. Pytanie też, co z Antonem Czyczkanem?
Rozmawiamy z Mateuszem i jego menedżerami. To jest bardzo fajny chłopak. W piłce tak czasem jest, że nie idzie. Natomiast ja uważam, że on cały czas ma jakość i znajdzie swoje miejsce. Rozmawiamy, jak załatwić tę sprawę, by obie strony były zadowolone. Rozmawiamy też, jak będzie wyglądała sytuacja w naszej bramce. Patryk Letkiewicz obronił się świetnie i gra nie tylko dlatego, że jest młodzieżowcem. Zrobił ogromny progres. Jest odważny w tej bramce, co nie zawsze było oczywiste u golkiperów Wisły. Kontrakt Antona niebawem się kończy. Zobaczymy.
Mówił pan o tej niełatwej końcówce roku pod względem finansowym. Takie sytuacje czasem odbijają się na pensjach zawodników. Przed startem europejskich pucharów uregulowaliście wiele zaległości, by nie było problemów przy procesie licencyjnym. Czy jednak teraz na nowo nie powstały tu problemy?
Staramy się trzymać tego wskaźnika, o którym kiedyś wspominałem w wywiadach, tzw. wskaźnika Jarosława Królewskiego. Uśredniając, jesteśmy na ten moment poniżej jednej pensji zaległości, jeśli chodzi o piłkarzy. Choć zależy to indywidualnie od zawodnika. Uważam, że jest całkiem nieźle. Staramy się rozmawiać o tym z zawodnikami, być z nimi w kontakcie.
Ostatnio sporo w mediach społecznościowych dyskusji na temat bieżącej sytuacji finansowej Wisły...
Tak, ja np. przeczytałem ostatnio na portalu X, że w pół roku zwiększyłem zadłużenie klubu o 18 milionów złotych. Choćbym się bardzo starał, to by było niemożliwe. W półtora roku - to by się zgadzało. Tymczasem ta błędna informacja jest powielana. A jak to skomentuję, to zaraz będzie afera, że się do takich rzeczy odnoszę.
Pojawiła się tam nawet narracja, jakoby Wisła miała teraz sytuację finansową, niczym w czasach prezesury Marzeny Sarapaty.
Struktura długu za pani Sarapaty była zupełnie inna, niż obecnie. Wiadomo, dlaczego pieniądze często w klubach przekazuje się w formie pożyczek. Tak jest łatwiej, bardziej elastycznie. To jest więc zupełnie inna struktura zadłużenia. Poza tym, zaufanie do klubu jest obecnie inne, niż w tamtych czasach, generujemy teraz też więcej przychodu, prawie dwa razy tyle. Ponadto, trzeba też spojrzeć na inflację. Porównywanie tych kwot pokazuje, że komuś bardzo zależy, by przekonywać, jak w Wiśle jest źle. Tymczasem sytuacja w Wiśle jest obecnie na zupełnie innym poziomie, niż w tamtych czasach. Oczywiście moglibyśmy postarać się bardzo mocno "przykręcić śrubę". Wyżyłować do cna Akademię, drugą drużynę, pierwszą drużynę. Na siłę pewnie byśmy byli w stanie oszczędzić w ciągu roku w ten sposób od 3 do 5 mln złotych. To by się jednak odbiło na całym procesie rozwoju klubu. Nie wiem, czy taki duży krok wstecz jest dla nas opłacalny.
W grę wchodzi dokładanie od klubowych "świętych Mikołajów", czyli kolejne pożyczki od Zarządu i Rady Nadzorczej, w miarę potrzeb?
W uchwale był zapis o pożyczkach od Rady Nadzorczej i Zarządu, bo tak było najłatwiej to nazwać - jako, że główni współwłaściciele są w RN. Patrzymy na to wszystko praktycznie. Na przykład, weźmy te wypożyczenia mocnych graczy, o których rozmawialiśmy. Załóżmy, że koszt wynagrodzeń takiego lepszego zawodnika to na I ligę między 6 a 10 tys. euro. Jak sobie policzymy w kontekście trzech takich graczy, w przeliczeniu na okres pół roku, to jest ok. 600-700 tysięcy złotych wynagrodzenia. Myślę, że na to nas stać, by taką kwotę wyłożyć.
Czyli jak już będziecie wiedzieć dokładnie, ile macie dorzucić, to wtedy jest możliwa taka operacja?
Dokładnie. Weryfikujemy potrzeby na bieżąco. Nie ma też co ukrywać, że licencja na europejskie puchary i związane z nią wymogi trochę zmieniła nam perspektywę na to, jak chcieliśmy ten rok planować. Jeszcze rok temu było tak, że jak drużyna odpadła z pucharów, to już nie musiała wysyłać raportu do UEFA w kwestii licencji. Nie było tak restrykcyjnych zobowiązań. A akurat teraz się to zmieniło i musimy już raportować do końca sezonu.
Czyli jakbyście np. teraz zalegali przesadnie ze zobowiązaniami, to już ze strony UEFA czekałyby was problemy?
Tak. Teoretycznie 15 stycznia mamy kolejny etap procesu licencyjnego UEFA. Na 15 stycznia musimy mieć "wyczyszczone" wszystko do końca poprzedniego roku. Tam są bardzo restrykcyjne zasady. Trochę inaczej tam się też rozpoznaje ugody i inne płatności. Dlatego niektóre płatności musieliśmy przyspieszyć.
Wpływ na finanse Wisły ma sytuacja związana ze stadionem i zobowiązaniami z tytułu jego użytkowania. Ostatnio nawet zasugerował pan, że może Wisła powinna wynajmować na mecze Stadion Śląski, bo to by taniej wyszło. Kontrolowana prowokacja czy serio coś takiego chodziło panu po głowie?
Obecna władza w mieście jest nowa, prezydent Aleksander Miszalski jest na stanowisku od kilku miesięcy, buduje nowe struktury itd. Mam takie podejście, że jest oczywiście pewna inercja w przejmowaniu władzy. Nowy dyrektor Zarządu Infrastruktury Sportowej w Krakowie jest tam kilka tygodni i nie może podejmować, ot tak, różnych decyzji. Natomiast popatrzmy, ile Wisła płaci za stadion, a jednocześnie weźmy pod uwagę, że grała w europejskich pucharach w tym roku. Na ten stadion przychodzi regularnie 17-18 tysięcy ludzi. Oni tu wpływają na lokalną gospodarkę. Popatrzmy też na drużynę Wisły w ampfutbolu. Która drużyna w Polsce, prezentując taką misję społeczną, wygrała Ligę Mistrzów? Co może być lepszego dla miasta? Zgłosiliśmy do miasta wiele propozycji. Pokazywaliśmy, jak wygląda finansowanie klubów w innych miastach. Zgłosiłem się też z bardzo pragmatycznym pomysłem. Otóż jak miasto budowało budżet na rok 2024, to nikt nie planował gry Wisły w Europie i w finale Pucharu Polski. To były dodatkowe mecze. Wystosowaliśmy więc taką prośbę, że skoro nie zakładano tych meczów w budżecie, to bardzo prosimy, by dokonać pewnej kompensaty po fakcie, za te cztery dodatkowe mecze. To byłaby forma wymiany reklamowej. Oczywiście wartość reklamy Krakowa w Europie zdecydowanie przewyższała te kwoty za wynajem stadionu, ale uważam, że zaproponowaliśmy rozwiązanie bardzo fair. Czekamy na decyzję w tej sprawie.
To jak wygląda sprawa z tym Stadionem Śląskim?
Dlaczego w ogóle ten temat się pojawił? Dlatego, że trwają rozmowy z Ruchem na temat nadchodzącego meczu między tymi dwiema drużynami. Staramy się do tego podejść z wyprzedzeniem. Jak poznaliśmy warunki wynajmu Stadionu Śląskiego przez Ruch i porównaliśmy sobie z naszymi, to jest to różnica kilku milionów złotych w ciągu roku. Myślimy o różnych możliwościach. Nasz stadion też ma braki funkcjonalne, np. w kwestii przestrzeni pod restauracje. Tu jest wiele rzeczy, które trzeba by było poprawić. Trudno nie mówić o wyzwaniu, gdy trzeba płacić za 20 meczów nawet i 4,5 miliona złotych rocznie. Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie. Wisła nie może sobie pozwolić, by jako tak duży klub nie być traktowanym jako podmiot w kulturze sportu w Krakowie. Trzeba spojrzeć na to, ile Wisła daje miastu Kraków.
Pożegnaliście kilka miesięcy temu dyrektora Akademii, Krzysztofa Kołaczyka. Ta zmiana wiąże się z nowymi celami postawionymi przed jego następcą, z nowym pomysłem na Akademię?
To nie była zmiana tylko dla samej zmiany personalnej. Chcemy wpuścić nowego ducha do Akademii. Tak, by zwiększyć współpracę z pierwszą drużyną. Dostaliśmy wiele CV od kandydatów na nowego dyrektora, również z wewnątrz klubu. Analizujemy je. Rozważamy też taki scenariusz, że być może awansujemy kogoś z wewnątrz klubu. Oczywiście byłaby to decyzja uzasadniona merytorycznie.
Jak wygląda obecnie sytuacja zdrowotna kilku ważnych graczy Wisły? Poważnego urazu doznał Marc Carbo, kłopoty miał James Igbekeme, za to słychać, że coraz lepiej ma się Joseph Colley. Który z nich realnie może pomóc wiosną Wiśle, a gdzie jest poważniejszy problem?
Liczymy, że Colley w lutym dołączy do zespołu w jakiejś fazie treningu. To była długo leczona kontuzja, zobaczymy. Z Markiem niedługo pewnie podamy jakieś szczegóły, ale staramy się też nie publikować informacji zdrowotnych, które zaraz mogą ulec zmianie. Trzeba się przyjrzeć, czy jest konieczny w danym przypadku zabieg, czy nie. Sytuacja jest w tym przypadku dynamiczna, trochę jak swego czasu z barkiem Angela Rodado. U Jamesa jest sytuacja dziwna, ale też delikatna. Dlatego nie chcemy wchodzić w szczegóły, bo różne są też interpretacje kardiologiczne. Trzeba wszystko dokładnie sprawdzić, bo to kwestia zdrowia zawodnika. Trzeba brać pod uwagę wolę samego zawodnika. Piłkarz będzie miał pewnie wolę grać, ale my musimy przede wszystkim dbać o jego zdrowie. Trudno mi odpowiedzieć jednoznacznie, który ze wspomnianych graczy będzie dla trenera dostępny np. od początku marca. Dlatego myślimy o wzmocnieniach, by mieć alternatywę.
Już wcześniej rozglądaliście się za graczem do środka pola. Teraz wygląda to na absolutną konieczność.
Przy czym też powoli wraca Bartek Talar. Wrócił do zdrowia Kacper Duda. Mamy Patryka Gogoła, Karola Dziedzica, który też fajnie wygląda…
Enisa Fazlagicia też macie...
Tak, mamy również Enisa.
Wspominam o tym zawodniku, bo trener Jop ostatnio tak się wypowiadał w mediach o Fazlagiciu, jakby w jego przypadku szykowało się jakieś "nowe otwarcie".
Jest naszym zawodnikiem. Do każdego z piłkarzy musimy podchodzić jako do profesjonalisty, który zawsze ma szansę pokazać treningiem, że - póki jest związany umową z Wisłą - może w niej grać.
Na łamach Goal.pl pojawiły się informacje o zainteresowaniu Wisły Serbem Marko Poletanoviciem, który kiedyś był już waszym zawodnikiem. Wtedy sam pomocnik zdecydował o rozstaniu, w klubie chciano jego pozostania.
Mogę potwierdzić, że agenci Marko nam go zaproponowali. Był już w Wiśle, zna środowisko. My go znamy jako człowieka. "Wpadł" nam ten temat z zewnętrznego źródła. Pamiętam, że swego czasu osobiście przekonywałem Marko, by wówczas w Wiśle został, po spadku z Ekstraklasy. Nie udało się. Przyjrzymy się temu na spokojnie. Wiemy, jakie są ryzyka z tym związane i nasze potrzeby. W ciągu najbliższych dni podejmiemy decyzję w tym temacie.
Pytanie, czy na środku obrony też nie potrzebujecie obecnie wzmocnień?
Fajnie na stoperze zaczął funkcjonować Kutwa, mamy też Wiktora Biedrzyckiego. Cały czas zastanawiamy się, gdzie te wzmocnienia będą najbardziej sensowne.
W sytuacji Angela Rodado cokolwiek się zmieniło? Z jednej strony, wiadomo, że on się dobrze czuje w Wiśle, z drugiej - gdyby pojawiła się super oferta, moglibyście uznać, że z awansem i tak może być ciężko, a tu finanse można byłoby podreperować.
Media podchwyciły to, że Wisła wyznaczyła "ogromną" kwotę za Rodado, 2,5 miliona euro. A to bardziej chodziło o podkreślenie, że Rodado jest dla nas kluczowym zawodnikiem w walce o awans. Brak awansu to jest dla nas potencjalna strata z tytułu praw telewizyjnych ok. 2,5 miliona euro. W taki sposób musimy na to patrzeć. Pozbycie się Rodado to być może właśnie strata tylu pieniędzy. Poza tym to nie tylko kwestia samych pieniędzy. Każda społeczność potrzebuje takich liderów, którzy mają pozytywny wpływ na otoczenie. Oczywiście, oferty za Rodado były zaraz po sezonie. Zakładam, że zapytania o Hiszpana wrócą po nowym roku. Będziemy się im przyglądać. Natomiast zrobię wszystko, by nie mieć takiego dylematu "czy Rodado u nas zostanie". Oczywiście są kwoty, które mogłyby nas porazić i "przestępstwem" mogłoby być ich nieprzyjęcie. Natomiast nie sądzę, by one ostatecznie padły.
Cały czas się mówi, że kolejny brak awansu do Ekstraklasy byłby dla Wisły katastrofą. Z drugiej strony, co roku tak się mówiło, a potem jakoś to wszystko funkcjonowało.
Ja już tak od czterech czy pięciu lat słyszę, że nie przeżyjemy kolejnego roku. Cały czas udaje się nam wymyślać różne rozwiązania i wzmacniać się sponsorsko na różnych poziomach. Myślę, że nie będzie aż tak źle i że sobie poradzimy.
Rozmawiała: Justyna Krupa, WP SportoweFakty