Trener po rozpoczęciu inwazji wojsk na terytorium Ukrainy, kontynuował pracę w Rosji. W związku z tym, został nazwany przez rodaków "zdrajcą". Zresztą nadal jest członkiem sztabu szkoleniowego klubu Zenit Sankt Petersburg.
Były reprezentant Ukrainy znalazł się w centrum uwagi po swojej wypowiedzi w Sportowym Sądzie Arbitrażowym. Jak podaje portal port24.ua, Anatolij Tymoszczuk po raz pierwszy wspomniał o wojnie w Ukrainie, broniąc się przed sankcjami nałożonymi przez Ukraiński Związek Piłki Nożnej (UAF).
Podczas swojej przemowy Tymoszczuk podkreślił, że przez całą karierę kierował się uczciwością wobec klubów i fanów. - Uważam, że piłkarska reputacja nie powinna być przedmiotem politycznych manipulacji - mówił były reprezentant Ukrainy. Dodał, że Komitet Etyki i Fair Play powinien przedstawić solidne dowody na jego rzekome przewinienia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewporcie: Co to był za gol! "Stadiony świata"
Tymoszczuk wyraził również swoje poparcie dla pokoju w Ukrainie, apelując o dialog między stronami konfliktu. - Chcę, aby wszystkie strony usiadły do stołu negocjacyjnego i znalazły konsensus, który przywróci pokój - zaznaczył. Były piłkarz stwierdził, że jest gotów zrezygnować z wszelkich przywilejów, jeśli to pomoże w osiągnięciu pokoju.
Ukraiński Związek Piłki Nożnej nałożył na Tymoszczuka dożywotni zakaz działalności związanej z futbolem. Mimo to, Sportowy Sąd Arbitrażowy przychylił się do jego apelacji, co wywołało falę krytyki. W odpowiedzi prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski, pozbawił Tymoszczuka państwowych odznaczeń.
Sprawa Tymoszczuka wzbudza wiele emocji, a jego wypowiedzi w sądzie są szeroko komentowane w mediach. Teraz 45-latek nadmienia, że nie pozwoli, by jego osoba była wykorzystywana do politycznych celów.