Kraj kawy - dobry dla Kielc rynek zbytu

Edi Andradina do Polski przybywał wówczas, gdy w Pogoni Szczecin panowała moda na sprowadzanie Latynosów, ale przetrwał jako jeden z nielicznych. Edson nie musiał strzelić zbyt wielu bramek z rzutów wolnych, aby stać się ulubieńcem kibiców warszawskiej Legii. Hernani między Bugiem a Odrą początki miał niezwykle trudne - atakowano go za kolor skóry, a potem uznano jednym z najtwardszych obrońców ligi. Brazylijczycy, którzy reprezentują dziś kielecką Koronę, do polskiej ligi przybywali jako anonimowi gracze, a dzisiaj ich nazwiska zna każdy.

Wśród wielu ekspertów piłkarskich dość często pojawia się pogląd, że dobrzy zawodnicy zza granicy, którzy przybywają do Polski aby w niej profesjonalnie kopać futbolówkę, z biegiem czasu zatracają nawet umiejętność sprawnego poruszania się po boisku. Zdaniem owych ekspertów, choć gracze ci początkowo podnoszą poziom ligi, ale finalnie się z nim zrównują i giną w szarej mieliźnie przeciętniactwa - na każdym poziomie rozgrywek.

Nawet przyjmując tę brutalną teorię za prawdziwą, trudno nie oprzeć się wrażeniu, iż wspomniani wyżej Edi, Edson i Hernani od momentu ich debiutu na polskich boiskach do chwili obecnej poczynili duże postępy, a przynajmniej nigdy nie zeszli poniżej pewnego poziomu, wysokiego poziomu.

- Jestem już doświadczonym zawodnikiem. Mam swoje lata i wiem, jak się gra w piłkę. Nie muszę oglądać van Hooijdonka i podpatrywać, jak uderza rzuty wolne. Umiem sam to robić - mówił kilka miesięcy temu Edi, który dzięki skutecznej egzekucji stałych fragmentów gry niejednokrotnie zapewniał Koronie zwycięstwo na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Brazylijczyk rzeczywiście pierwszej młodości zawodnikiem już nie jest, gdyż we wrześniu skończył 35 lat, ale wciąż jest jednym z najmocniejszych kieleckich ogniw. I wciąż pomimo upływających sezonów imponuje nie tylko dobrą formą, ale także przekonaniem co do swojej wartości, którego młodszym graczom bardzo często brakuje.

Gdy Hernani podpisał w 2005 roku kontrakt z Koroną, nikt w stolicy Gór Świętokrzyskich nie przypuszczał, że tak szybko stanie się podporą defensywy żółto-czerwonych. W gronie kibiców (a było to jeszcze na starym stadionie, przy ul. Szczepaniaka) znaleźli się jednak tacy, którym młody defensor nie przypadł do gustu. Afera o zabarwieniu rasistowskim, która zakończyła się wlepieniem zakazów stadionowych kilku prowodyrom, nie przeszkodziła jednak zawodnikowi w tym, by dalej rozwijać swe umiejętności. - Wyzwiska? W moją stronę? Nic nie słyszałem. Jeśli ktoś coś krzyczał, to jego sprawa. Ja tu jestem po to, by grać w piłkę - mówił Brazylijczyk w wywiadzie dla regionalnej telewizji.

Edson karierę w naszym kraju rozpoczynał w barwach Legii. Sprowadzony za niewielkie pieniądze, długo nie musiał walczyć o miejsce w pierwszej jedenastce. Gdy zaczął zdobywać gol za golem z rzutów wolnych, wszyscy wiedzieli, że jest to zawodnik o ponadprzeciętnych predyspozycjach. Gdyby nie kontuzje, z pewnością byłby to piłkarz, którym zaczęłyby się interesować zachodnie kluby. Edson powrócił do swego kraju, ale niedługo potem pojawiła się oferta z Korony. I choć zawodnik miał pewne braki kondycyjne, to jest na najlepszej drodze do tego, by znów zabłysnąć umiejętnościami.

Jednym z największych i najbardziej szanowanych piłkarzy na przestrzeni ostatnich lat był w Koronie inny Brazylijczyk - Hermes Soares. Oskarżany o udział w aferze korupcyjnej, opuszczał Kielce mocno zniesmaczony zaistniałą nagonką władz klubu na jego osobę. - Ja tego nie rozumiem. Przecież przychodząc do Korony, nie znałem języka polskiego. Były jakieś składki, ale skąd mogłem wiedzieć, że idą one na ustawianie meczów? Pochodzę z Brazylii, tam nauczono mnie grać w piłkę. Futbol to moja pasja. Przekręty mnie nie interesują - mówił w rozmowie z jedną z lokalnych gazet.

Piłkarze rodem z Kraju kawy od dawna mile widziani byli w Kielcach. Działacze Korony zwykle mieli "nosa" i potrafili sprowadzić takich zagranicznych zawodników, którzy ten klub wzmacniali, a nie osłabiali. Kto wie, czy bez nich zespół złocisto-krwistych występowałby dziś na najwyższym szczeblu rozgrywek.

Komentarze (0)