Na początku trzeba rozwiać wszelkie wątpliwości - to jest w pełni zasłużone zwycięstwo Legii Warszawa. Suchy wynik może na to nie wskazuje, natomiast różnica między tymi drużynami była ogromna. Miedź Legnica pozostawała w grze tylko dlatego, że podopieczni Goncalo Feio nie potrafili wykorzystać wielu wybornych sytuacji.
Legia miała przewagę od samego początku. Dominowała, dało się zauważyć, kto gra w Ekstraklasie, w kto w I lidze, natomiast do przerwy utrzymywał się bezbramkowy remis.
A po zmianie stron... zaczęło się od solidnego gonga. Miedź wyszła na prowadzenie, natomiast spora w tym "zasługa" Maximilliana Oyedele, który zmienił Rafała Augustyniaka. Reprezentant Polski fatalnie stracił piłkę na własnej połowie, co wykorzystał Juliusz Letniowski i precyzyjnym strzałem z dwudziestu metrów pokonał Gabriela Kobylaka.
Tyle tylko, że za chwilę Miedź sama skomplikowała sobie życie. Po dośrodkowaniu Wszołka piłkę ręką w polu karnym zagrywał Florian Hartherz i sędzia Jarosław Przybył podyktował "jedenastkę", choć dopiero po obejrzeniu paru powtórek. Do futbolówki podszedł Bartosz Kapustka i Legia w mgnieniu oka odrobiła straty.
Kapustkę można śmiało określić mianem MVP, bo to on wypracował drugą bramkę dla gości - idealnie zagrał do Pawła Wszołka, a ten wystawił piłkę do Luquinhasa, któremu pozostało dopełnić formalności z metra. W ten sposób Legia została ostatnią drużyną, która zameldowała się do 1/8 finału Pucharu Polski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "kradzież" w końcówce meczu. Co tam się działo!
Wynik mógł i powinien być jednak zdecydowanie wyższy. To aż niewiarygodne, ile szans zmarnowali przyjezdni przez 90 minut gry.
Spora w tym zasługa Mateusza Abramowicza, który obronił parę strzałów legionistów. Oczywiście Miedź miała też szczęście, bo Marc Gual już po 45 minutach spokojnie mógł mieć ustrzelony dublet. Były też okazje Augustyniaka, dobrze wyglądali Ryoya Morishita i Ruben Vinagre, to samo po drugiej stronie Wszołek i Kacper Chodyna. Tyle tylko, że nie przekładało się to na konkrety.
Miedź potrafiła się odgryzać. Był fantastyczny strzał z woleja Kamila Drygasa (minimalnie nad bramką), było płaskie uderzenie z 20 metrów Kamila Antonika (doskonała interwencja Kobylaka). Pierwszoligowiec prezentował się całkiem nieźle na tle kandydata do mistrzostwa Polski, a tu trzeba zaznaczyć, że trener Feio nie zlekceważył przeciwnika i dokonał tylko jednej zmiany (w bramce) w porównaniu do ostatniego ligowego meczu z GKS-em Katowice.
Punktem zwrotnym był gol na 1:0. Wtedy Legia otrzymała jasny sygnał, że żarty się skończyły. Goście przeszli do zdecydowanej ofensywy, rzucili się na rywala i chcieli go rozszarpać, natomiast skuteczność w dalszym ciągu nie rzucała na kolana. Gual nie wykorzystywał sytuacji sam na sam z bramkarzem, Morishita uderzał prosto w Abramowicza. Gdyby nie udało się awansować, to Feio miałby uzasadnione pretensje do swoich zawodników.
Zwłaszcza, że w końcówce Miedź miała trzy fantastyczne okazje (strzał Damiana Michalika cudownie obronił Kobylak, a próby Dominika Mioca i Krzysztofa Drzazgi były minimalnie niecelne). To nie była spokojna kontrola, a drżenie i błaganie o końcowy gwizdek.
Miedź Legnica - Legia Warszawa 1:2 (0:0)
1:0 Juliusz Letniowski 49'
1:1 Bartosz Kapustka (k.) 57'
1:2 Luquinhas 77'
Składy:
Miedź: Mateusz Abramowicz - Michael Kostka, Adnan Kovacević, Mateusz Grudziński, Florian Hartherz - Jacek Podgórski (90+1' Krzysztof Drzazga), Juliusz Letniowski, Kamil Drygas (82' Iwo Kaczmarski), Benedik Mioc, Kamil Antonik (82' Damian Michalik) - Marcel Mansfeld (66' Wiktor Bogacz).
Legia: Gabriel Kobylak - Paweł Wszołek, Radovan Pankov, Steve Kapuadi, Ruben Vinagre - Kacper Chodyna (83' Migouel Alfarela), Rafał Augustyniak (46' Maximillian Oyedele), Bartosz Kapustka, Wojciech Urbański (46' Luquinhas), Ryoya Morishita - Marc Gual (83' Jean-Pierre Nsame).
Żółte kartki: Letniowski (Miedź) oraz Pankov, Kobylak (Legia).
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork).