Przez kilka miesięcy mieliśmy dyskusję, czy Vinicius Junior na pewno zasłużył na Złotą Piłkę. Wielu dziennikarzy twierdziło, że skrzydłowy Realu Madryt wygraną ma jak w banku. Część ekspertów zwracała jednak uwagę na to, że Hiszpania triumfowała na Euro 2024 i można znaleźć kogoś, kto zwyciężył niemal wszystko z Królewskimi, a na dodatek dołożył reprezentacyjny sukces.
Tym kimś jest Dani Carvajal. Prawy obrońca Realu Madryt jest kluczową postacią w szatni, to on otworzył wynik w finale Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund, miał też ogromny wpływ na występ La Furia Roja na mistrzostwach Europy w Niemczech.
Z upływem czasu coraz więcej dziennikarzy brało za pewnik wygraną Viniciusa Jr. Brazylijski piłkarz był też pytany o Złotą Piłkę, ale dyplomatycznie odpowiadał na różne zaczepki przedstawicieli mediów. Aż w poniedziałek gruchnęła bomba, że 24-latek nie leci do Paryża, bo dowiedział się, że triumfatorem prestiżowego plebiscytu został Rodri.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Jest wulkanem energii! Dziewczyna Szpilki w szalonym tańcu
Piłkarz Manchesteru City doszedł do półfinału Ligi Mistrzów, gdzie Obywatele zostali zatrzymani przez Real Madryt. Drużyna prowadzona przez Pepa Guardiolę wygrała Premier League, w reprezentacji Rodri był kluczowym graczem środka pola. Bez niego najpewniej Hiszpanie nie wygraliby Euro 2024. To właśnie 28-latek zapewniał ekipie równowagę, dzięki której po skrzydłach mogli fruwać Nico Williams i Lamine Yamal.
Gdyby klub z Manchesteru wygrał Ligę Mistrzów, Rodri powinien wygrać Złotą Piłkę w cuglach. W najważniejszych rozgrywkach klubowych na świecie Hiszpan nie był jednak w stanie znaleźć patentu na Królewskich. Nawet jeśli dwumecz z Realem miał wyrównany przebieg i rozstrzygał się w karnych, to Brazylijczyk wraz ze swoją ekipą awansował dalej. Następnie postawił kropkę nad i w finale z Borussią, zdobywając bramkę na 2:0.
Gdyby przyjąć kryterium, że trzeba wyróżnić któregoś z Hiszpanów, to należy cenić osiągnięcia Carvajala wyżej niż Rodriego. W tym miejscu rodzi się inne pytanie, co musi zrobić obrońca, aby w końcu zostać docenionym w tak prestiżowym plebiscycie? Po raz ostatni defensor wznosił Złotą Piłkę w 2006 roku. Był nim Fabio Cannavaro, który był ostoją defensywnie grających Włochów, mistrzów świata z mundialu w Niemczech. Poprzedni obrońca-triumfator? Musimy się cofnąć aż do roku 1996 i zwycięstwa Matthiasa Sammera.
Nie wiem, czy w tej sprawie jest drugie dno, jak sugerowała hiszpańska "La Sexta" i dziennikarz Jose Luis Sanchez. Od tego roku UEFA współorganizuje galę "France Football" i zdaniem Sancheza, to ona miała maczać palce w końcowych rezultatach plebiscytu. Europejska federacja ma przecież na pieńku z Realem Madryt i Florentino Perezem, który chce utworzyć Superligę - rozgrywki konkurencyjne dla Ligi Mistrzów. Zarzuty Hiszpanów brzmią mało poważnie, ale mimo wszystko możemy mówić o kompromitacji. Dlaczego?
Albo skompromitowali się niektórzy dziennikarze, którzy w ostatnich tygodniach podawali, że Vinicius zdobył Złotą Piłkę i został już o tym poinformowany przez "France Football", albo też skompromitowali się Francuzi, jeśli ulegli jakimś naciskom. To mało prawdopodobne, ale aż wierzyć się nie chce, że Real Madryt miał wynajęty prywatny samolot i zaplanowany lot do Paryża, który w ostatniej chwili odwołał, gdy dowiedział się o wygranej Rodriego. O kompromitacji możemy też mówić w przypadku Królewskich, bo takiemu klubowi nie przystoi bojkotować gali, gdy tylko wyniki okazały się inne od oczekiwanych.
- Żaden piłkarz ani klub nie wiedzą, kto wygrał. Wszyscy są traktowani równo - powiedział organizator Złotej Piłki agencji AFP. Tyle że z otoczenia Rodriego i Manchesteru City płyną komunikaty, że Hiszpan o swoim sukcesie wiedział od soboty, więc po co ta kokieteria? Oczywistym jest, że laureata informuje się wcześniej, bo przygotowuje się z nim materiały do późniejszego wykorzystania, organizuje sesję zdjęciową, itd.
Osobiście zaczynam być zmęczony plebiscytem "France Football". Odnoszę wrażenie, że Francuzi zrobili sobie z niego osobny byt, który ma im gwarantować rozgłos. Nie chodzi o to, co osiągnęli dani piłkarze, ale o ty, by mówiło się jak najwięcej o Złotej Piłce. Im większe kontrowersje, tym lepiej. "Le cabaret" - trafnie ujął to w 2016 roku Robert Lewandowski, gdy wyśmiał wyniki plebiscytu. Kilka lat później Polak mógł powtórzyć te słowa, gdy galę odwołano w sezonie covidowym, a on akurat podbijał Europę z Bayernem i kruszył duopol Messi-Ronaldo.
Tych "kabaretów" miewamy coraz więcej. W przeszłości poszkodowani mogli się czuć piłkarze reprezentacji Hiszpanii, gdy pomimo ich zwycięstwa na mundialu RPA i świetnej gry FC Barcelony, trofeum otrzymał Lionel Messi. Później Argentyńczyk też dostał kilka Złotych Piłek głównie ze względu na popularność i nazwisko. Franck Ribery mógł być wściekły, gdy trzy lata później zachwycał w Bayernie Monachium, a wyróżnienie trafiło na ręce Cristiano Ronaldo.
Gdyby wygrał Vinicius Jr., kontrowersji byłoby niewiele. Wygrana Liga Mistrzów, La Liga, świetna wiosna w wykonaniu Brazylijczyka - momentami niósł on Królewskich na swoich barkach. To samo tyczy się Carvajala. Słowem - kibice i dziennikarze nie mieliby o czym dyskutować. A tak, mamy oburzenie w Madrycie, radość w Manchesterze i Barcelonie, gdzie fetuje się porażki Królewskich na równi ze zwycięstwami z Barcą. Może o to w tym wszystkim chodzi?
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty