Marcin Włodarski: Kto nie ryzykuje, nie pije szampana

Materiały prasowe / Zagłębie Lubin / Na zdjęciu: Marcin Włodarski został nowym trenerem Zagłębia Lubin
Materiały prasowe / Zagłębie Lubin / Na zdjęciu: Marcin Włodarski został nowym trenerem Zagłębia Lubin

Zadebiutował jako trener Zagłębia, mimo że nie przeprowadził żadnego treningu. W trzech pierwszych meczach zaliczył komplet zwycięstw. Marcin Włodarski ma pomóc Miedziowym w zerwaniu z przeciętnością.

W niedzielę, w piątym meczu pod wodzą Marcina Włodarskiego, Zagłębie zagra na wyjeździe ze Stalą Mielec. Początek spotkania o godz. 12:15.

Filip Trokielewicz, "Piłka Nożna": Kto podjął większe ryzyko, nawiązując współpracę - pan czy Zagłębie?

Marcin Włodarski, trener Zagłębia Lubin, były selekcjoner juniorskich reprezentacji Polski: Sądzę, że obie strony. Ale myślę, że każdy przekalkulował sobie wszystkie argumenty za i przeciw. Jest jakaś nutka niepewności, ale kto nie ryzykuje, nie pije szampana.

Od jak dawna planował pan rozpoczęcie kariery klubowej?

Odkąd dostałem się na kurs UEFA PRO, takie myśli świtały mi z tyłu głowy. W międzyczasie pojawiały się wstępne zapytania z kilku klubów, ale z różnych względów kończyło się jedynie na rozmowach. Konkretna oferta przyszła z Zagłębia. Jest to klub, który stawia na młodych zawodników, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że chcę podjąć to wyzwanie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to wymyślił! Gol bezpośrednio z rzutu rożnego

Największe sukcesy osiągnął pan z reprezentacją do lat 17, docierając do półfinału mistrzostw Europy. Na młodzieżowych mistrzostwach świata już tak dobrze nie było, aczkolwiek pierwszy raz od dawna o którejkolwiek młodzieżówce mówiło się tak pozytywnie.

Trafiliśmy akurat na taki moment, w którym brakowało osiągnięć, jeżeli chodzi o pierwszą reprezentację, a także kadrę do lat 21. To zwykle one są na świeczniku. Już przed mistrzostwami notowaliśmy bardzo dobre wyniki, bo wygraliśmy z Anglią, Belgią i Czechami po 5:0. Jako że gorzej szło Polsce w futbolu seniorskim, siłą rzeczy zaczęło być głośniej o nas. Myślę, że wpływ na to miała też ofensywna, atrakcyjna dla oka piłka, którą prezentowaliśmy.

Jaki był klucz do sukcesu tamtej kadry?

To była mieszanka chłopców, którzy są bardzo dobrze wyszkoleni technicznie. Mieli ciąg na bramkę i bardzo dobrze czuli się w wysokim pressingu i wysokiej obronie. Naprawdę chcieliśmy zdobywać w każdym meczu jak najwięcej bramek, dlatego moim zdaniem wyglądało to tak okazale.

Wierzy pan w ideały?

Oczywiście.

Czyli nie zmieni pan swojej filozofii gry? W piłce młodzieżowej częściej można zaryzykować, ponieważ liczy się przede wszystkim rozwój zawodników. W Lubinie będzie pan rozliczany z wyników.

Chcemy grać proaktywnie, ale pracujemy też nad obroną oraz fazami przejściowymi, żeby rozwijać piłkarzy w różnych elementach.

Szybko zmienił pan ustawienie drużyny z 1-4-2-3-1 na 1-3-5-2. Miał pan jakieś obawy z tym związane?

Na początku może lekkie, ale po pierwszym treningu byłem już przekonany, że zdecydujemy się na taki krok. Skonsultowaliśmy tę decyzję z zawodnikami. Biorąc pod uwagę, jak mało czasu mieliśmy, wyglądało to już w meczu z Radomiakiem nie najgorzej, a z Górnikiem naprawdę nieźle.

Kadra Zagłębia Lubin była budowana pod grę na czwórkę defensorów. Czy na dłuższą metę posiada pan zasoby ludzkie, aby preferować inny system?

Myślę, że nie zawsze będziemy tak grać. Nie zgodzę się jednak, że nie posiadamy piłkarzy pod tę taktykę. Mamy bowiem szeroki wachlarz możliwości na środku obrony. Między innymi Igor Orlikowski pasuje pod to ustawienie idealnie, a nieco gorzej prezentuje się, kiedy występuje w duecie stoperów. Pozostali zawodnicy, których mamy do dyspozycji, są to klasyczni środkowi obrońcy. Teraz do drużyny powrócił jeszcze Jarek Jach, zatem rywalizacja jest spora.

Ale na wahadłach nie ma pan zbyt szerokiego pola manewru. Na lewej stronie występuje prawonożny Mateusz Wdowiak.

Generalnie w kadrze naszego zespołu jest mało zawodników lewonożnych, więc obojętnie kto by tam grał, najprawdopodobniej byłby to zawodnik z lepszą prawą nogą. Akurat tutaj nie upatrywałem problemu.

Do tej pory nie miał pan okazji prowadzić seniorskiej drużyny, poza epizodem w Karpatach Krosno.

W trzeciej lidze prowadziłem Karpaty jako grający jeszcze wówczas trener. Nie wiem, czy to nie było trudniejsze, niż prowadzenie zespołu zza bocznej linii boiska.

Co pan wyciągnął z tamtego okresu?

Na pewno to, żeby słuchać piłkarzy, ponieważ oni z perspektywy murawy często widzą wiele rzeczy inaczej niż trener, który ogląda mecz z boku.

Co jest najtrudniejsze w relacjach z zawodnikami? Chodzi mi o to, że jak dotychczas pracował pan głównie z juniorami. Domyślam się, że inaczej rozmawia się z Damianem Dąbrowskim, a w inny sposób komunikuje z Tomaszem Pieńką, Bartłomiejem Kłudką czy Marcelem Regułą.

Akurat podał pan przykład Damiana Dąbrowskiego, z którym rozmawia się bardzo dobrze. Nie przez przypadek jest kapitanem Zagłębia, a wcześniej pełnił tę funkcję w Pogoni oraz Cracovii. Ale wiadomo, że tematy, które mogę poruszyć z młodzieżowcami i 30-kilkuletnimi graczami różnią się od siebie. Z Damianem możemy pogadać o rodzinie, a z Marcelem Regułą czy innymi młodymi zawodnikami już o to trudno, co jest całkowicie normalne. Szatnia jest jedna i trzeba nawiązać nić porozumienia zarówno z bardziej doświadczonymi piłkarzami, jak i tymi, którzy stawiają dopiero pierwsze kroki w zespole.

Można zauważyć, że nowa fala szkoleniowców, do której się pan zalicza, stawia bardziej na partnerskie relacje ze swoimi podopiecznymi, podczas gdy bardziej doświadczeni trenerzy konserwatywnie zarządzają piłkarzami.

Dystans trzeba zachować zawsze, ale jestem dość kontaktową osobą, więc kładę nacisk na klarowną komunikację z drużyną.

Potrafi pan zachować balans między pracą a życiem prywatnym?

Teraz jest o to bardzo ciężko. Jestem tutaj sam, więc nie ukrywam, że pracuję dużo. Generalnie mam problem z tym, żeby cieszyć się z małych rzeczy. Wygraliśmy z Górnikiem, a ja od razu myślałem o tym, co będzie z Jagiellonią - jak rozpracować mistrza Polski, co zrobić, żeby wygrać i tak dalej. Jeżeli miałbym rodzinę na miejscu, pewnie byłoby łatwiej.

Planuje pan ściągnąć najbliższych do Lubina?

Do stycznia na pewno nie, bo mam dwójkę dzieci, które chodzą do szkoły. Syn gra w piłkę w Beniaminku Krosno, córka trenuje siatkówkę, a żona ma własną firmę. Poza tym na razie mam umowę na rok, więc zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

W ostatnim czasie coraz więcej mówi się o tym, że trenerzy często popadają w pułapkę pracoholizmu, na czym cierpią najbliżsi.

Są to cienie tej pracy. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwe, dlatego na przykład żona przyjeżdża do mnie na kilka dni. Czasem po prostu lepiej z niektórymi rzeczami odpuścić, gdyż nie da się mieć wszystkiego pod kontrolą.

Wspomniał pan o Beniaminku Krosno, w którym trenuje pana syn. To wiodąca akademia na Podkarpaciu. W Zagłębiu jest między innymi Kacper Bieszczad, który trenował w tym klubie. Wejście do pierwszego składu Lecha z przytupem zalicza Antoni Kozubal, który jest wychowankiem Beniaminka.

Jeżeli się nie mylę, jest ośmiu wyszkolonych w Beniaminku zawodników, którzy zafunkcjonowali na poziomie Ekstraklasy. Właścicielami akademii są Grzesiek Raus i Marek Adamiak, którzy stawiają mocny nacisk na rozwój indywidualny zawodników. Piłkarze stamtąd są bardzo zadziorni i głodni sukcesów. Ci chłopcy mają charakter do ciężkiej pracy, a także chęć wygrywania za wszelką cenę.

Zarządcy Zagłębia na każdym kroku powtarzają, że klubowa akademia jest oczkiem w głowie. Jedną z największych nadziei jest Tomasz Pieńko, któremu zmienił pan pozycję. Zresztą z pozytywnym skutkiem, bo w dwóch ostatnich meczach jego bramki przesądzały o wyniku.

Z całą pewnością Tomek Pieńko jest bardzo wszechstronny. Znów wracamy de facto do dyskusji o ustawieniu. Kiedy gramy systemem z dwoma napastnikami, jeden piłkarz będzie zazwyczaj klasyczną dziewiątką, a drugi jest bardziej rozbiegany po boisku. Dużym atutem Pieńki jest to, że potrafi stworzyć zagrożenie zarówno ze środka pola, jak i schodząc ze skrzydła.

Jakie cele zostały przed panem postawione przez zarząd Zagłębia?

Nie rozmawialiśmy o konkretnej pozycji, tylko o tym, żeby dawać kibicom radość i wprowadzać jak najwięcej młodych zawodników. Nikt nie powiedział mi, że musimy zająć czwarte, piąte, siódme, ósme czy dziesiąte miejsce. Myślę, że do takiej rozmowy siądziemy w grudniu, jak popracuję już z zespołem kilka miesięcy. Wtedy będziemy w stanie lepiej oszacować potencjał drużyny.

Z jakiej pozycji byłby pan w takim razie usatysfakcjonowany?

Również trudno odpowiedzieć mi na to pytanie, albowiem poprowadziłem Zagłębie dopiero w kilku meczach. Górna ósemka jest jednak w mojej opinii jak najbardziej w zasięgu.

Komentarze (0)