Był efektowny gol w Kielcach, teraz bramka dająca punkt przeciwko Lechii Gdańsk. Forma Macieja Rosołka zwyżkuje, a przecież bardzo długo kazał czekać kibicom na jakieś konkrety po transferze z Legii Warszawa.
Jeszcze tydzień temu 23-latek mógł pochwalić się jedynie asystą. Z pewnością nie mógł być zadowolony ze swojej dyspozycji, choć otrzymywał sporo minut od trenera Aleksandara Vukovicia.
Tym razem co prawda nie było tak spektakularnie, jak w Kielcach, gdy piłka szybowała w okolicach okienka, wydatnie pomógł mu rykoszet, natomiast... gol to gol.
- Nieważne czy do pustej bramki, po dziesięciu rykoszetach, czy po strzale z 30 metrów. Każdy gol smakuje tak samo. Cieszę się, że mogę pomagać drużynie, bo brakowało mi regularności w zdobywaniu bramek, a po to przyszedłem do Piasta. Będę chciał dowozić liczby - z tego jestem rozliczany i drużyna tego ode mnie oczekuje - mówił nam Rosołek po piątkowym meczu z Lechią.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Hit internetu. Nagrali Lewandowskiego z "synami"
W ekipie Piasta jest niedosyt, bo w końcówce gliwiczanie mocno "usiedli" na Lechię. Odrobili straty z wyniku 1:3, mieli kolejne okazje, jednak muszą zadowolić się jednym punktem.
- Jest niedosyt. Po meczu w Kielcach liczyliśmy na pozostanie na ścieżce zwycięstw, żeby złapać większy oddech. Z drugiej strony trzeba oddać szacunek Lechii, bo myślę, że tabela nie odzwierciedla ich jakości - mówił Rosołek.
Samo spotkanie było jednak bardzo atrakcyjne dla postronnego widza. Działo się tyle, że nie za bardzo był czas, żeby mrugnąć, nie mówiąc już o wyjściu do toalety.
- To był fenomenalny mecz do oglądania dla każdego kibica, natomiast my musimy się wystrzegać takich sytuacji. Nie możemy stracić trzech bramek u siebie, a pamiętajmy, że Lechia miała jeszcze ze dwie stuprocentowe szanse. Nie wiem czy we wcześniejszych meczach łącznie dopuściliśmy rywali do tylu groźnych sytuacji, co w starciu z Lechią - powiedział Rosołek.
- Mogę to podsumować jednym słowem: rollercoaster. Nie możemy stracić goli na początku obu połów. Jest to po prostu naiwne, a przecież mamy doświadczoną drużynę, dobrych zawodników. Coś takiego nam nie przystoi. Udała nam się pogoń, z wyniku 1:3 doprowadziliśmy do wyrównania i myślę, że od tego momentu byliśmy zdecydowanie bliżej, żeby strzelić czwartego gola i wygrać. Może zabrakło trochę czasu, ale w przyszłości nie możemy doprowadzać do takich sytuacji, szczególnie na własnym boisku, bo widzimy, że trudno jest odrabiać straty - podsumował napastnik Piasta.
z Gliwic Tomasz Galiński, WP SportoweFakty