"To się w głowie nie mieści". Równa z ziemią reprezentację Polski

Getty Images / Patrick Smith - FIFA / Contributor / Na zdjęciu: Jacek Krzynówek
Getty Images / Patrick Smith - FIFA / Contributor / Na zdjęciu: Jacek Krzynówek

Jacek Krzynówek nie owija w bawełnę po przegranym przez Polskę meczu z Portugalią 1:3. - Najbardziej przeszkadzały mi dwie rzeczy - podkreśla, uderzając m.in. w kibiców kadry.

Dariusz Tuzimek: Jest pan rozczarowany meczem z Portugalią? Czy może to zbyt silna drużyna i nie ma co się czepiać naszej reprezentacji, bo to dla Biało-Czerwonych jednak zbyt wysokie progi?

Jacek Krzynówek, były reprezentant Polski: Byłem na Narodowym, widziałem mecz na żywo i muszę powiedzieć, że słabo to wyglądało. Już nawet nie chodzi o wynik, bo szczerze mówiąc to mogliśmy stracić nawet 5-6 goli, okazje ku temu były. Bardziej chodzi mi o to, że dostaliśmy aż tak srogą lekcję futbolu. Portugalczycy dość brutalnie pokazali nam nasze miejsce w szeregu. A widząc to wszystko z bliska, najbardziej przeszkadzały mi dwie rzeczy.

Jakie?

Po pierwsze musimy sobie uzmysłowić, że jeśli grasz z silniejszym, lepszym technicznie zespołem, to musisz dołożyć element wolicjonalny, żeby jakoś zniwelować przewagę rywali. My musimy wrócić do naszych korzeni, czyli do walki wręcz. Bez tego elementu niczego nie osiągniemy. W niektórych sytuacjach nasza drużyna zachowuje się tak, jakby chciała być zespołem wyłącznie technicznym. Takim, który poradzi sobie z rywalem samą grą w piłkę. A to chyba nie jest dobry pomysł. Nie ma wślizgów, fauli, kartek, szarpania przeciwników itd. No to jak chcesz wygrać z tak silnym technicznie rywalem jak Portugalia?

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi i spółka świętowali. Mieli ku temu ważny powód

Za czasów Leo Beenhakkera graliście w eliminacjach do Euro 2008 dwa mecze z Portugalią. Wygraliście w Chorzowie 2:1, a z Lizbony przywieźliście remis 2:2. A przecież wtedy też Portugalczycy mieli nad wami wielką przewagę techniczną.

O tym właśnie mówię. W Chorzowie byliśmy wtedy niesamowicie skoncentrowani. Zaskoczyliśmy ich walką, determinacją i agresją. Już w rewanżu w Lizbonie to oni się nas obawiali. Po pierwsze wiedzieli, że to będzie dla nich piekielnie trudny mecz fizycznie, że będą trzeszczały kości, że będzie walka o każdy metr boiska. A po drugie znali już z Chorzowa naszą jakość, wiedzieli, że potrafimy strzelać gole. Tymczasem w sobotę na Narodowym Rafael Leao mija kilku naszych piłkarzy i nikt nie jest w stanie go nawet sfaulować czy złapać za koszulkę! To mi się jednak – w meczu reprezentacji Polski – w głowie nie mieści.

Przypomniało mi to zachowanie naszych reprezentantów taką scenkę, jaką ostatnio widziałem w Dortmundzie, gdzie byłem na meczu pożegnalnym Kuby Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka z Borussią. Tam, w przerwie meczu była taka zabawa z udziałem dzieci. I "Piszczu" z piłką przy nodze zasuwał po boisku, a dzieciaki biegały za nim całą gromadą i nie były w stanie Łukaszowi zabrać piłki. I jak zobaczyłem teraz, w sobotę, jak nasi reprezentanci biegają za Rafaelem Leao, to od razu skojarzyło mi się to z tą scenką z Dortmundu. No w reprezentacji Polski tak grać nie można, to jest nieakceptowalne. Przecież jak jeden zawalczy, nawet dostanie żółtą kartkę, to da sygnał pozostałym kolegom, że nie odpuszczamy, że walczymy, że możemy. Tyle tylko, że z Portugalią nikt takiego sygnału nie dał…

Pije pan do tego, że debiut Maximilliana Oyedele był - łagodnie mówiąc - niezbyt imponujący, tak?

Nie tylko o niego chodzi. Przecież to nie on się wystawił jako debiutant do pierwszego składu, od początku meczu z tak silnym przeciwnikiem jak Portugalia. Mówimy o chłopaku, który ma 19 lat, zagrał trzy mecze w Ekstraklasie i wielkiego futbolu się dopiero uczy. Powiem wprost: kiedyś się tak łatwo w reprezentacji nie debiutowało. Mam wrażenie, że selekcjoner trochę na siłę tworzy kolejnych debiutantów. Idzie tu na rekord, ale nie wiem czy to do czegoś prowadzi. Mam wątpliwości.

Wystawienie Oyedele na Portugalię od początku meczu skończyło się spaleniem tego chłopaka. Natomiast nie robiłbym z niego kozła ofiarnego, bo to nie przez niego przegraliśmy. Gra defensywna całej reprezentacji - nie tylko obrońców - pozostawia wiele do życzenia. Ja mam w ogóle wątpliwości co do systemu, w którym gramy. Michał Probierz kurczowo trzyma się tej taktyki z trójką stoperów i wahadłami. I wałkujemy to w każdym meczu, niezależenie od tego, czy akurat w danym momencie mamy do tego odpowiednich wykonawców, zawodników w formie. Jakoś nie widzę zbyt wielkich rezultatów tego systemu. Moim zdaniem powinniśmy być trochę bardziej elastyczni. Mieć ze 3-4 warianty i stosować je w dopasowaniu do rywala i do aktualnej sytuacji kadrowej.

Mówił pan o dwóch rzeczach, które panu się w sobotę na Narodowym nie podobały. Jedno to zbyt mała agresja w grze. A ten drugi element?

Druga kwestia ta atmosfery na stadionie. Niby trybuny wypełnione po brzegi, a klimat na Narodowym jest taki jakby to był "Piknik Country", a nie mecz piłkarski. Potencjał Narodowego jest ogromny, ale nie ma dopingu, jest tylko taki szum i szmer. Chyba nawet głośniej było po tym, jak gola strzelił Cristiano Ronaldo niż po bramce Piotra Zielińskiego. Ja osobiście już bym wolał grać na Legii, gdzie jest prawdziwy, piłkarski doping. Nam atmosfera w Chorzowie, w meczu z Portugalią w 2006 roku, bardzo pomogła. Dzisiaj reprezentacja nie może na to liczyć.

Jakie są wnioski po sobotnim meczu?

Główny jest taki, że reprezentacja się nie rozwija. Mam wrażenie, że w niektórych elementach nawet się cofa w rozwoju. Mijają kolejne mecze i ja nie widzę, dokąd to zmierza. Przecież nie od wczoraj mamy problem z tym, że nie potrafimy wykorzystać w kadrze potencjału Roberta Lewandowskiego. On żyje z podań. A całym meczu dostał może jedną albo dwie piłki pod bramką rywali, czyli tam, gdzie "Lewy" jest najbardziej niebezpieczny. Ten problem trwa od dawna, ale jest tym bardziej widoczny, kiedy on przyjeżdża na kadrę prosto z Barcelony, gdzie strzela gola za golem. Czyli to nie jest problem z Lewandowskim, tylko z tym, jak reszta drużyny go obsługuje podaniami. To trzeba lepiej rozwiązać, bo na razie trener nie znalazł na to recepty.

Niby mamy wielu piłkarzy kreatywnych w środku pola, ale - paradoksalnie - nie tworzymy sytuacji pod bramką rywala. Trochę to nietrafiony pomysł z tym ultraofensywnym środkiem pola, bo każdy dom buduje się nie od dachu, tylko od fundamentów. W tym przypadku od defensywy, by zabezpieczyć dostęp do naszej bramki. A my przecież tracimy dużo goli, mimo że często ratowali nas Wojtek Szczęsny czy Łukasz Skorupski. Nawet tak przeciętna drużyna jak Szkocja wbiła nam dwa gole. Ten element jest do natychmiastowej poprawy. Bez uszczelnienia defensywy nic nie osiągniemy.

Rozmawiał Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty