Sytuacja z Lęborka zbulwersowała całą Polskę. W sobotę (07.09) miejscowa Pogoń podejmowała Jaguara Gdańsk w meczu 6. kolejki IV ligi pomorskiej. Portal trojmiasto.pl donosi, że 60. minucie spotkania chuligani miejscowej drużyny zaatakowali sektor gości.
W wyniku tego zdarzenia poszkodowanych zostało kilku kibiców Jaguara. Obrażenia odniósł też właściciel klubu Michał Jadanowski, który w sobotę wcielił się w rolę kierowcy autobusu przewożącego piłkarzy na mecz. W rozmowie z Interią potwierdził on, że następnego dnia udał się do szpitala na obdukcję. Fanom gości skradziono szaliki oraz flagi.
Piłkarze Jaguara w obawie o swoje bezpieczeństwo początkowo nie chcieli kontynuować gry. Z relacji świadków wynika, że zostali oni do tego zmuszeni przez delegata PZPN, który nakazał wznowić spotkanie. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 1:1 (Więcej: TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Niezwykłe spotkanie Roberta Lewandowskiego
Kilka godzin po zakończeniu feralnego meczu atmosferę podgrzał Jacek Paszulewicz, który pełni rolę dyrektora akademii Jaguara. W swoim wpisie opublikowanym na Facebooku zasugerował on, że atak pseudokibiców Pogoni Lębork na sektor gości to efekt politycznych decyzji Jadanowskiego.
"Pobity Michał Jadanowski na meczu IV ligi w Lęborku! Czy tak ma wyglądać rywalizacja sportowa? Czy to rodzaj zemsty za inne poglądy w wyborach do władz Pomorskiego Związku Piłki Nożnej? Według włodarza Pogoni Lębork, raczej tak. Smutne . . ." - napisał
Paszulewicz startował w niedawnych wyborach na prezesa Pomorskiego ZPN. Władze Jaguara poparły jego kandydaturę. Ostatecznie jednak przegrał stosunkiem głosów 80 do 18 z Radosławem Michalskim, który został tym samym wybrany na tą samą kadencję.
Paszulewicz wprost ocenił, że atak na sektor Jaguara to przejaw zemsty za to, że władze klubu zagłosowały przeciwko dotychczasowemu prezesowi. Należy jednak jasno zaznaczyć, że nie podał on żadnych dowodów na poparcie swojej tezy. Do przytoczonego wpisu odniósł się zresztą sam Jadanowski, który w rozmowie z portalem Weszło próbował załagodzić sytuację.
- To nic przyjemnego, ale myślę, że nie ma potrzeby, by się nad tym pochylać. Na pewno nie łączyłbym wyborów z pobiciem, bo przecież w sektorze znalazłem się nagle, żeby stanąć w obronie taty. Jacek mógł to napisać w emocjach - przekazał .
Później dodał też, że głoszone przez niego w czasie wyborów postulaty spotkały się z chłodnym przyjęciem przez innych delegatów, a on sam miał czuć się "niemile widziany" w Lęborku. Opisał również, jak z jego perspektywy wyglądało sobotnie zajście.
- Podczas meczu przebywałem w strefie teoretycznie przeznaczonej dla zawodników i sztabu. Nagle obok mnie przebiegło kilkanaście osób w kominiarkach. Zobaczyłem, że kierują się w stronę sektora gości, gdzie było dosłownie kilka osób z Gdańska. W tym mój tata, który ma 70 lat i chory kręgosłup, a także jego ponad 70-letni kolega z rakiem mózgu - mówił
– Kiedy podbiegłem, zobaczyłem, że te osoby w kominiarkach zrywają z płotu flagę Jaguara. Chwilę później zaczęli z nią uciekać w moim kierunku, więc stanąłem im na drodze. Dostałem dwa ciosy w głowę i pobiegli dalej - relacjonował w rozmowie z Weszło.