Piast potrzebuje wstrząsu

Sytuacja Piasta Gliwice w ligowej tabeli zrobiła się nieciekawa. Sześć niewygranych meczów z rzędu musiało wprowadzić nerwową atmosferę w zespole. Niebiesko-czerwoni niebezpiecznie zbliżają się do strefy spadkowej, a przed nimi dwa trudne spotkania: z Lechem Poznań i rewelacyjnym Ruchem Chorzów. - Niech nami wstrząśnie - mówi Maciej Michniewicz.

Mecz z Cracovią miał być tym przełomowym. Przed starciem w Sosnowcu nikt w szeregach Piastunek nie dopuszczał do siebie myśli o ewentualnej porażce, ale to nie oni po końcowym gwizdku sędziego cieszyli się z kompletu punktów. Po spotkaniu złość była podwójna, bo podopieczni Dariusza Fornalaka znowu sprezentowali bramki rywalowi. - Po raz enty sami strzelamy sobie gole. Nasze katastrofalne błędy decydują o tym, że przeciwnik zdobywa bramki i jesteśmy na takim miejscu w tabeli, na jakim jesteśmy. Szczerze mówiąc, niech zrobi się nerwowo w naszej szatni, niech nią trochę wstrząśnie, żebyśmy się zmobilizowali i wyszli z twarzą z dwóch ostatnich meczów - mówi zdenerwowany obrońca Maciej Michniewicz.

Sama gra Piasta nie wygląda najgorzej. Gliwiczanie walczą, dużo biegają. W pierwszej połowie meczu z Cracovią byli nawet stroną przeważającą, ale to przeciwnik dwukrotnie skierował piłkę do siatki. - Tracimy frajerskie bramki. Można powiedzieć, że w sobotę to nie Cracovia strzeliła nam te gole, ale sami to zrobiliśmy. Nie wiem, co się z nami dzieje - martwi się Kamil Glik.

Sam trener Piasta rozkłada bezradnie ręce. - Wszystko fajnie wygląda przed meczem: założenia, zadania dla poszczególnych zawodników. Przychodzi moment, że wychodzimy na boisko zmobilizowani, skoncentrowani i... sami strzelamy sobie bramkę - tłumaczy Dariusz Fornalak. W spotkaniu z Cracovią powtórzył się scenariusz z Wrocławia i Wodzisławia Śląskiego. - Uczulaliśmy piłkarzy szczególnie, bo w dwóch ostatnich meczach ze Śląskiem i Arką traciliśmy kuriozalne bramki w niesamowitych okolicznościach, ale i tym razem było tak samo - wyjaśnia szkoleniowiec.

W najbliższą sobotę Piast wybiera się do Wronek na pojedynek z Lechem. Cel jest jeden: przerwać fatalną serię, która trwa od 4 października. - Nie możemy patrzeć na to, że teraz gramy z Lechem. Musimy wspiąć się na wyżyny i zrobić wszystko, żeby coś w tym meczu ugrać - mówi Jakub Biskup. - Trzeba szybko się pozbierać, bo robi się naprawdę niewesoło - kończy.

Komentarze (0)