Bartosz Kapustka: Poprosiłem o pomoc

PAP / Darek Delmanowicz / Na zdjęciu: Bartosz Kapustka
PAP / Darek Delmanowicz / Na zdjęciu: Bartosz Kapustka

- Psycholog pomógł mi w tym, żeby do domu wracał Bartek, a Kapustka zostawał na boisku - mówi piłkarz Legii Warszawa. 14-krotny reprezentant Polski w rozmowie z "Piłką Nożną" opowiada o tym, jak odzyskał wiarę w siebie i dziecięcą radość z gry.

W Legii jest już cztery lata, choć dużo czasu stracił przez kontuzje. Bartosz Kapustka został wybrany wicekapitanem drużyny. - Piszę swoją, oryginalną historię - mówi pomocnik w rozmowie z "Piłką Nożną".

Paweł Gołaszewski, "Piłka Nożna": Jak się czujesz?

Bartosz Kapustka, piłkarz Legii Warszawa: Bardzo dobrze, nic mi nie dolega, normalnie trenuję od początku okresu przygotowawczego. Nie opuściłem żadnej jednostki. Dbam o siebie, ale mam też wokół siebie ludzi, którzy mi pomagają.

Ludzie w klubie troszczą się o ciebie w specjalny sposób?

Dbają o mnie, nie czuję jednak, abym był traktowany na szczególnych warunkach. Oczywiście, korzystam z pomocy ludzi ze sztabu - czy to fizjoterapeutów, czy trenerów od przygotowania motorycznego - ale nie odczuwam aż tak mocnej indywidualizacji.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zbigniew Boniek wciąż to ma! Cóż za opanowanie piłki

A pod względem psychologicznym jak to wszystko poukładałeś?

Przede wszystkim nie zamieniłbym tego na nic innego. Spotkało mnie w życiu wiele wspaniałych rzeczy, były też trudne momenty, ale niczego nie żałuję. Od jakiegoś czasu współpracuję z psychologiem, była to moja decyzja. Na nic nie narzekam, po prostu bardzo się cieszę, że mogę grać w piłkę.

Jak długo współpracujesz z psychologiem?

Miałem różne etapy w przygodzie z piłką, w których współpracowałem z kilkoma psychologami. Szukałem już kilka razy pomocy u specjalistów. To jest jednak tak, że musisz sam tego potrzebować, być gotowym na to, aby udać się po pomoc fachowca. Dzięki pracy z psychologiem możesz poprawić pewne aspekty, przede wszystkim pomóc sobie.

Ktoś ciebie do tego namawiał?

Były takie etapy w moim życiu, kiedy ktoś mnie nakierowywał na taką współpracę. Wtedy chyba nie do końca czułem potrzebę. Nie byłem na pewno tak świadomym człowiekiem, jak obecnie. Podchodziłem do tego na zasadzie: "spróbuję, może mi to w jakikolwiek sposób pomoże". Teraz poprosiłem sam o pomoc, chcę się w to zaangażować. I widzę, że pewne rzeczy mogą mi pomóc w tym, abym stawał się lepszym sportowcem i człowiekiem. Ta świadomość musi przyjść. Nie podchodzisz do życia tak samo jako siedemnastolatek i trzydziestolatek. Choć ja akurat jako młody chłopak wiele doświadczyłem.

Masz jakąś teorię na to, co się wydarzyło? Czy to po prostu pech?

Nie patrzę w ogóle na to w ten sposób. Jest wielu ludzi na świecie, którzy przeżyli gorsze rzeczy, większe tragedie. Jako dzieciak marzyłem, aby grać w piłkę na wielkich stadionach na profesjonalnym poziomie. Tak się stało i to jest dla mnie najważniejsze. Jestem z tego dumny, bardzo się cieszę, że udało mi się dojść tak wysoko. A to, że przeżyłem kilka trudniejszych momentów i że zabrakło mi kilka razy zdrowia traktuję dzisiaj jako element gry. Nie mam drogi usłanej różami. Każdy idzie przez życie trochę inaczej. Jedni mają więcej zakrętów i pagórków, inni trochę mniej. Piszę swoją, oryginalną historię.

Gdy wychodzisz na trening, można odnieść wrażenie, że masz w sobie autentyczną, dziecięcą radość. Zgodzisz się?

Nie zawsze tak było. Poprzez doświadczenia sportowe i życiowe obecnie doceniam jeszcze bardziej, że mogę grać w piłkę na takim poziomie. Mam przed sobą jeszcze kilka lat kariery, więc staram się do tego tak podchodzić, aby każdy trening sprawiał mi frajdę. Cały czas mogę się rozwijać. Jestem w miejscu, w którym czuję się szczęśliwy. Przychodząc rano do klubu, widzę ludzi, już sam fakt, że ich lubię powoduje uśmiech. Gdybym traktował piłkę wyłącznie jako pracę, w pewnym momencie radości by mi zabrakło.

A masz radość z oglądania meczów?

Oglądam piłkę na żywo. Kiedy jesteśmy w Legia Training Center, zaglądam na spotkania rezerw czy drużyn młodzieżowych. Tyle że dzisiaj oglądam i tak już mniej piłki niż kilka lat temu. Staram się poświęcić wolny czas najbliższym, czasem odcinam się od futbolu. Trzeba wypracować pewien balans, nie da się żyć piłką cały czas. Ale nie straciłem miłości i ciekawości do futbolu. Jeśli chodzi o mecze przed telewizorem, oglądam te, w których grają moi koledzy. Ewentualnie śledzę drużyny inspirujące, z których można czerpać. Meczów Ekstraklasy notorycznie nie oglądam.

Czyli piłka cię nie nudzi? Młode pokolenie ma coraz większe problemy, aby wytrzymać 90 minut przed telewizorem.

Natłok meczów powoduje trochę mniejsze wyczekiwanie na niektóre spotkania. Kiedy byłem młodszy, czekało się dwa razy do roku na El Clasico. Czuło się wyjątkowość, był to mecz szczególny. Dzisiaj obie drużyny mogą ze sobą grać po siedem razy w ciągu roku, więc te mecze tracą na atrakcyjności, powszednieją. Jako młody chłopak oglądałem Ligę Mistrzów we wtorki i środy, po jednym spotkaniu. Reszty wyników nie znałem, więc czekało się na magazyn skrótów, który przeżywać można było jak mecz, bo nie znało się innych rezultatów. Dziś to właściwie niemożliwe, futbol traci na atrakcyjności, ale też na wyjątkowości.

Od dzieciństwa miałeś w sobie tyle radości?

Nie zawsze było kolorowo. Dużo dobrej energii dają mi koledzy z drużyny. To nie jest zatem tak, że zawsze sam wytwarzam tyle pozytywnej aury, często czerpię ją od innych. Doceniam to, że codziennie wychodzę na boisko, bo w ostatnich latach było wiele takich chwil, kiedy wracałem do domu i czułem, że ciało nie było sprawne w takim stopniu, w jakim bym chciał. Dostarczało mi to wielu powodów do zmartwień. Kiedy przychodziłem na trening, miałem wiele obaw przed wyjściem na murawę. Jesteśmy tylko ludźmi, nie zawsze się uśmiechamy. Czasami się denerwuję, był moment, gdy tej frustracji było dużo. Kiedy wracałem na boisko w pierwszym sezonie trenera Kosty Runjaica, miałem w głowie nie takie myśli, jakie powinienem był mieć.

Jakie?

Powinienem zastanawiać się nad tym, co najlepiej mogę zrobić na boisku, a myślałem na temat, czy będę przygotowany w stu procentach fizycznie, nie martwiąc się o swoje ograniczenia zdrowotne. Dzisiaj takich myśli już w ogóle nie mam.

Kilka miesięcy temu pojawiły się głosy, że problemy zdrowotne doprowadzą do zakończenia twojej kariery.

To, że inni takie rzeczy mówili, nie robiło na mnie wrażenia, głosy z zewnątrz nie miały na mnie wpływu. Bardziej obawiałem się chwil, kiedy mi takie myśli przychodziły do głowy. Bo wątpliwości się rodziły, wychodziłem na boisko i nie byłem w stanie dać drużynie tyle, co kilka lat wcześniej. Zastanawiałem się czy wrócę do stanu stuprocentowej gotowości, czy nie będę zastanawiał się nad konkretnymi rzeczami, a po prostu będę je robił. O końcu kariery nie rozmyślałem, rozważania o tym, czy wrócę do pełni sił jednak się pojawiały.

Wyładowywałeś swoją złość?

Stosowałem różne metody, jedną z nich były rozmowy z psychologiem. Czułem, że tego potrzebuję. Dostałem narzędzia, aby przekierowywać uwagę i odcinać się od pewnych spraw. Na pewno nie raz w domu było trudno ze mną wytrzymać. Zdawałem sobie sprawę ze swoich ograniczeń, wiele rzeczy nie szło po mojej myśli. Moi najbliżsi mogliby powiedzieć więcej o takich momentach, nie byłem łatwy do zniesienia. Potrzeba było do mnie więcej cierpliwości. Kiedy wracałem do domu i starałem się odwrócić myśli, miałem też rytuał.

Możesz się tym podzielić?

Nie chcę wchodzić w szczegóły. Powiem tylko tyle, że pomógł mi w tym psycholog. Dzięki tym zabiegom do domu wracał Bartek, a Kapustka zostawał na boisku. Starałem się do tego dojść i wydaje mi się, że opanowałem to znacznie lepiej. Potrzebny był czas, przecież to nie zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Moja dziewczyna widziała, że pewne rzeczy we mnie siedziały, entuzjazmu było trochę mniej.

Czytasz książki psychologiczne?

Książki czytam, ale niekoniecznie psychologiczne. Inspirację znajduję też w innych książkach, z każdej można coś wyciągnąć.

Cytaty?

Czasami tak, niektóre rzeczy podsyła mi psycholog, niektóre sam wyłapuję. Mam na przykład na telefonie fragment filmu dokumentalnego, w którym Zinedine Zidane mówi, że musisz mieć w sobie dziecięcą radość, bo tylko wtedy przetrwasz. Czasami sobie to odtwarzam. Nie jesteśmy maszynami, każdy ma w sobie emocje, uczucia, są momenty lepsze i gorsze, ale jeśli robimy coś, co nie daje nam entuzjazmu, nie wytrwamy w tym przez dłuższy czas.

A Legia daje ci entuzjazm?

Olbrzymi. To, co spotkało mnie w Warszawie ze strony klubu i ludzi związanych z Legią, sprawiło, że w tym miejscu poczułem się na nowo doceniony po moich przygodach zdrowotnych i zagranicznych. Dostałem dużo wsparcia. W pamięci utkwił mi moment, gdy odniosłem kontuzję po strzeleniu gola z Florą Tallin. Schodząc z murawy, cały stadion skandował moje imię i nazwisko. Poczułem się jak w domu. Dla mnie to był bardzo przykry moment, ale jednocześnie niezwykle budujący. Często zawodnik nie słyszy tego, co śpiewają trybuny, ja słyszałem wszystko doskonale. Ci ludzie byli ze mną. Za słowa wsparcia, które słyszałem na mieście, za otuchę w wiadomościach na portalach społecznościowych jestem wdzięczny. Poczułem, że jestem częścią tego klubu, że jestem ważny, potrzebny.

To kto będzie mistrzem Polski w 2025 roku?

Legia. Czujemy olbrzymi głód sukcesu, cztery lata bez tytułu dla tego klubu to za długi okres. Mistrzostwo musi wrócić do Warszawy.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty