W środę Ekstraklasa SA pochwaliła się rekordowym budżetem na sezon 2024/25. Kluby otrzymają łącznie 290 milionów złotych.
Niestety na boiskach zobaczymy tylko trzech reprezentantów Polski na Euro 2024: 36-letniego Kamila Grosickiego, 33-letniego Bartosza Salamona i 33-letniego Tarasa Romanczuka. Dziura pokoleniowa jest faktem, a Roman Kosecki jako główną jej przyczynę wskazuje politykę kadrową klubów Ekstraklsay.
- To jest straszne, kiedy patrzę na mecz polskiej ligi, czytam składy i jest tam trzech-czterech Polaków w obu drużynach, a reszta to obcokrajowcy. To się mija z celem. Dlaczego nie promujemy naszych chłopaków? Kompletnie tego nie rozumiem - grzmi 69-krotny reprezentant.
- Grałem za granicą i wiedziałem, co muszę zrobić, żeby występować w wyjściowym składzie. Ile się trzeba było naharować, żeby wywalczyć miejsce. A u nas przyjeżdża byle kto i od razu zajmuje miejsce młodym Polakom. Później widzimy, że w szatni jest szesnastu obcokrajowców. O co tu chodzi? - pyta były piłkarz Galatasaray, Osasuny, Atletico Madryt, FC Nantes, Montpellier HSC i Chicago Fire.
ZOBACZ WIDEO: Klątwa Harry'ego Kane'a? "Nie miał dobrej formy na tym turnieju"
Jedną z gwiazd Euro 2024 był m.in. 17-letni Lamine Yamal. To wybitny talent, piłkarz, który ma szansę napisać historię futbolu. Ale nim zaistniał na mistrzostwach Europy, grał regularnie w Barcelonie. 19-letni Turek Arda Guler, który tez błysnął w Niemczech, na transfer do Realu Madryt zapracował grą w pierwszym zespole Fenerbahce od 16. roku życia.
Tymczasem w PKO Ekstraklasie, lidze o niższych wymaganiach niż hiszpańska czy turecka, grających regularnie 16- czy 17-latków można policzyć na palcach jednej ręki. Nawet Karol Borys, w powszechnej opinii najbardziej utalentowany junior z rocznika 2006, nie dostał prawdziwej szansy w Śląsku Wrocław, którego jest wychowankiem. Zdecydował się na wyjazd do belgijskiego KVC Westerlo, z którego teraz został wypożyczony do słoweńskiego NK Maribor.
- Przede wszystkim w Hiszpanii nie liczy się wiek zawodnika. Ktoś ma 30 lat czy 17... jeśli jesteś dobry, to po prostu grasz. Mam nadzieję, że kiedyś w polskiej lidze będzie podobnie, bo na razie jest u nas takie myślenie, że jak ktoś ma 16-17 lat, to najpierw musi iść i się ograć w trzeciej lidze, później szczebel wyżej. I tak dalej. A potem się budzi, nagle ma 25 lat i okazuje się, że jest już za stary i nie może się przebić do Ekstraklasy - wskazuje Kosecki.
- W Hiszpanii nikt nie patrzy na wiek. Tam nie ma przypadku. Wszystkie poważne federacje mają swoją bazę, ośrodek treningowy, a my się, za przeproszeniem, bujamy. Prezesom większości polskich klubów brakuje jaj. Z roku na rok jesteśmy coraz bardziej za resztą - dodaje "Kosa".
Rok temu o tej porze nadzieję w serca polskich kibiców wlała reprezentacja U-17, która na ME U-17 zajęła 3.-4. miejsce. Wspomniany Borys i jego koledzy z drużyny Marcina Włodarskiego błyszczeli na tle rówieśników z Serbii czy Niemiec. Przez rok spośród tych 18-letnich już piłkarzy do składu ekstraklasowej drużyny przebił się tylko Dominik Szala (Górnik Zabrze).
- W Hiszpanii czy Niemczech o młodzież się dba, a u nas? Była kadra U-17, nie ma kadry. Nie wiadomo, gdzie są ci zawodnicy. To jest wielka organizacyjna katastrofa. Jesteśmy bardzo daleko z tyłu. U nas nie ma systematyczności. Co z tego, że reprezentacja do lat 17 zagrała świetnie na mistrzostwach Europy? Później były mistrzostwa świata, trochę zamieszania wychowawczego. I gdzie dzisiaj są ci zawodnicy? - pyta Kosecki.
- W poważnych krajach to jest nie do pomyślenia, żeby stracić takie talenty. Ale u nas nie. Niech idą do trzeciej ligi i się ogrywają. Brakuje jaj w większości naszych klubów. Nie wszystkim, bo niektórzy potrafią promować młodzież, jak choćby Jan Urban w Górniku Zabrze - zwraca uwagę założyciel i prezes Kosy Konstancin.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty